Niepokój, jaki ogarnął brata Benno w klasztorze milczenia od chwili, kiedy dowiedział się o sykstyńskim odkryciu nie zniknął, a nawet wręcz przeciwnie: brat Benno zaczął się zachowywać w sposób zadziwiający i rzucający się w oczy jego konfratrom. Nie mówiąc o prawdziwej przyczynie swego zachowania, poprosił opata klasztoru o zezwolenie na wgląd do skrytki, w której przechowywano jego dokumenty, a także i inne rzeczy o osobistym charakterze, bez których także i zakonnik nie może się w życiu obejść. Do przechowywania takich rzeczy służyła wielka żaluzjowa szafa zawierająca sporą liczbę zamykanych na klucz szufladek, która stała w celi opata. Opat nie przypominał sobie, aby brat Benno kiedykolwiek prosił go o zezwolenie na przejrzenie swoich papierów, ale wyraził zgodę, nie zadając przy tym ani jednego pytania. Podczas gdy brat Benno niespokojnie przerzucał zawartość swej skrytki, opat udawał, że studiuje jakieś dokumenty.
Oczywiście, osobliwe zachowanie konfratra nie uszło uwadze opata, jednakże nie przypisywał temu większego znaczenia; znał bowiem przeszłość Benno i wiedział, iż w swojej młodości zajmował się Michelangelem, nie było więc w tym nic dziwnego, że tak zainteresowało go dokonane odkrycie. Początkowo chciał zapytać Benna, czy jego poszukiwania mają z nim związek, ale obawiał się wprawić, konfratra w zakłopotanie. Zachował więc powściągliwość, mając jednocześnie świadomość, iż tylko on posiada klucz do skrytki.
16. W czasie następnej nocy i dnia
Następna noc trwała dłużej aniżeli wszystkie poprzednie, Jellinek bowiem nie mógł zasnąć, mimo iż wielkie zmęczenie sparaliżowało jego członki. Kardynał bał się, bał się czegoś nieznanego, otwierającego się przed nim, jak gdyby chciało go pochłonąć. Wstał z łóżka i po raz nie wiadomo który spojrzał przez okno na stojącą naprzeciwko budkę telefoniczną, a wtedy zauważył mężczyznę, który chwilę rozmawiał, a potem zniknął w bramie jego domu. Na wpół przytomny, Jellinek był jednakże swoimi myślami przy proroku Jeremiaszu i Sybillach wyłaniających się z ziemskich otchłani. W jego uszach huczały wody potopu oblizujące swymi falami szczyty najwyższych gór, a on, Jellinek, mały jak dziecko, obejmował nagie udo matki, odczuwając rozkosz w chwili śmiertelnego strachu. Z pożądliwą ciekawością przypatrywał się stworzeniu kobiety z Adamowego żebra, pełnej rozkoszy i krągłej w formie, pokornej wobec Stwórcy będącego uosobieniem Dobra. Z bezpiecznej kryjówki patrzył na Ewę, gdy naga sięgała po jabłko, które z Drzewa Poznania podawał jej wąż. „Giovanna, Giovanna!”, zawołał, albowiem tylko to imię przyszło mu do głowy, wszystkie inne zaś wydawały się usunięte z jego pamięci.
Niezdolny opuścić wzrok na widok występków i grzesznych słów proroka, wsłuchiwał się w noc. Doszło go dźwięczne Joelowe „A”, sam zaś Joel czytał z Pisma Sprośności, iż lud powinien pić na umór i w swoim pijaństwie zniszczyć winne krzewy i pola, a gdy zginą zboża i uschną drzewa oliwne, powinien zrabować innym to, czego mu brakuje. Stary Ezechiel, ciągle jeszcze próżny i zarozumiały jak paw, pozostawił zwój swego Pisma wiatrowi i ofiarowywał się z odsłoniętym przyrodzeniem przechodzącym mężczyznom, by odbyli z nim stosunek. Swoich kochanków obrzucał podarunkami i zaledwie dał upust żądzom z mężczyznami, pobiegł za rozwiązłymi córami Egiptu i obmacywał ich piersi. Izajasz, najbardziej szlachetny i wytworny pośród proroków królewskiej krwi, nie zachowywał się wcale tak szlachetnie i wytwornie, i tańczył z córami Syjonu, podziwiając ich bezczelne spojrzenia, opaski na czołach i klamry ich pantofli. Wdał się w miłosne uściski z siedmioma z nich i rozkoszą było przypatrywać się jego czynom. „Chodźcie tu, bałwochwalcy!”, wołał. „Chodźcie tu, chodźcie, twórzcie własne bóstwa, stwórzcie ich tyle, ile chcecie, palcie im kadzidło i odrzućcie stare przykazania, i zdeptajcie stopami ich skorupy!” A potem namaścił się od stóp po głowę i zaprosił do tańca Sybillę Delficką, która z zachwytem wywracała oczyma i ekstatycznie odrzucała głowę do tyłu, aż z czoła spadła jej na ziemię przepaska i przyjęła postać żmii. Swym syczącym językiem wąż nie zagrażał jednakże tym, którzy byli połączeni w dzikim zespoleniu, lecz jemu, kardynałowi. Jellinek zaczął dziko kopać nogami w łóżku, chcąc zdeptać to monstrum.
Na wysokiej, sięgającej nieba kolumnie zaś stał niewypowiedzianie stary człowiek o rysach Jeremiasza, który rozkładał ramiona tak, jakby chciał wzlecieć. A kiedy podniósł nogę, aby wiatr wydął fałdy jego szaty, Jellinek zawołał w najwyższym przerażeniu, aby tego nie czynił, spadnie bowiem na ziemię niczym kamień. Za późno. Jeremiasz rzucił się głową w dół w bezdenną otchłań, a jego szaty zatrzepotały na wietrze. Upadek proroka wydawał się rozciągnięty w czasie i trwał nieskończenie długo. Gdzieś w połowie tej podróży, ich twarze, lecącego proroka i śniącego kardynała, zbliżyły się do siebie jak ryby w akwarium i Jellinek zawołał: „Dokąd lecisz, stary Jeremiaszu?”, a Jeremiasz odpowiedział: „W przyszłość!” Wtedy Jellinek zapytał: „Czego szukasz w przyszłości, Jeremiaszu?”, a Jeremiasz odparł: „Prawdy, bracie, prawdy!” A gdy Jellinek zapytał: „Dlaczego jesteś tak zrozpaczony, Jeremiaszu?”, Jeremiasz nie odpowiedział. Ale z otchłani, kiedy go już nie było widać, dobiegły Jellinka słowa proroka: „Początek i koniec są jednym. Musisz to zrozumieć!” I w tym momencie kardynał nagle się obudził.
Ten sen wzburzył Jellinka pod wieloma względami. Ciągle jeszcze przed jego oczyma przesuwali się ekstatyczni tancerze; z trudem tylko udało mu się zapomnieć widoku obscenicznych ruchów proroka i Sybilli. Rano idąc po schodach głośno tupał, aby zauważono jego obecność, ale nie spotkał Giovanny. Tego dnia nie potrafił skoncentrować się na bieżącej pracy ani na heretyckich, znajdujących się pod wpływem komunistycznych diabłów naukach południowoamerykańskich księży, za którymi ukrywał się szatan. Zamiast tego, stojąc w kącie swego surowo urządzonego biura, usiłował oczyścić się przy pomocy modlitwy. Ponieważ także i to mu się nie udało, kardynał poszedł do Kaplicy Sykstyńskiej, aby przyjrzeć się obrazom narkotyzującym jego sny.
Zatrzymawszy się dokładnie pośrodku kaplicy, pod obrazem stworzenia kobiety, Jellinek odchylił głowę do tyłu, tak jak to czynił już niezliczoną ilość razy i pozwolił swym oczom napawać się widokiem fresku z rozkoszą gapia. Już po kilku chwilach wybujale kolorowy świat zaczął się kręcić wokół swojej osi. Kardynał poczuł zawroty głowy i z oddali dobiegły go słowa Jeremiasza, jakie pamiętał ze snu: „Początek i koniec są jednym. Musisz to zrozumieć!” Posiadający największą wiedzę spośród proroków Jeremiasz, prorok z głową Michelangela, ten Jeremiasz musiał być kluczem do inskrypcji. Czyżby usłyszane we śnie słowa miały mieć coś wspólnego z tajemniczym napisem? Jakie mogło być ich znaczenie?
Kardynał przymrużył oczy i poszukał wzrokiem liter namalowanych przez florentyńczyka. Co byłoby, gdyby koniec napisu stał się jego początkiem? Poczynając od postaci Jeremiasza, Jellinek ruszył w stronę Sybilli Perskiej, zatrzymując się najpierw pod prorokiem Ezechielem, potem Sybillą Erytrejską i prorokiem Joelem, czytając litery zacinającym się głosem: A – B – UL – AFI – A. Był to szereg, który miał równie mało sensu jak czytany w odwrotnym kierunku. Być może jednak pozwalał on na nową, zupełnie odmienną interpretację napisu.
Kardynał poszedł ze swym odkryciem do padre Augustyna, który uderzył się w czoło, przeklinając własną głupotę, Jeremiasz bowiem syn kapłana z Anatotu, pisał tylko po hebrajsku, czyli od prawej do lewej, a nie, tak jak my, od lewej do prawej. Fakt ten stawiał całą sprawę w zupełnie nowym świetle. Archiwariusz napisał litery na kartce papieru.
Читать дальше