Tego dnia, o którym mowa, jeden z zakonników po zakończeniu modlitwy przeczytał podczas kolacji kilka wiadomości z gazety, co zdarzało się raz w tygodniu i dla zakonników było na krótką chwilę otwarciem okna na świat. Tego więc dnia, oprócz informacji ze świata polityki i sportu, przeczytano również artykuł, w którym dziennikarz donosił o odkryciu dokonanym na freskach Michelangela. Słuchając tych słów brat Benno zamarł, wypuszczając z ręki łyżkę, którą jadł zupę. Łyżka spadła z brzękiem na kamienną posadzkę pozbawionego wszelkich ozdób refektarza. Siedzący wokół stołu konfratrzy spojrzeli na niego z dezaprobatą. Brat Benno wyjąkał kilka niezrozumiałych słów przeprosin, pośpiesznie schylił się, by podnieść łyżkę, i nie jedząc już, wsłuchiwał się w słowa czytającego. Jego sąsiad, wysoki, kościsty zakonnik z płomienisto czerwoną skórą na łysej czaszce zauważył, iż tego wieczoru Benno nie wziął już do ust ani jednego kęsa; nie sądził jednak, że istnieje związek między artykułem z gazety i ascezą siedzącego obok brata.
Kiedy jednakże brat Benno odmówił jedzenia również i następnego dnia i tępo patrzył przed siebie, siedząc przy stole z ukrytymi w rękawach habitu dłońmi, chudy zakonnik zdecydował się odezwać do niego.
– Co ci jest, bracie? Nic nie jesz, na twej twarzy wypisane jest jakieś cierpienie. Może chciałbyć mi się zwierzyć?
– Nie czuję się zbyt dobrze – skłamał brat Benno, nie patrząc na pytającego i potrząsając jedynie głową. – To chyba żołądek albo woreczek żółciowy, bracie. Za kilka dni będę czuł się lepiej, nie powinieneś się o mnie niepokoić – a potem znowu milczał przez cały posiłek, odmawiając jakiegokolwiek pożywienia.
Zazwyczaj to pokusa lub grzech nakazuje zakonnikom milczeć lub pościć całymi dniami; również i sąsiad brata Benno w tym widział przyczynę milczenia zakonnika i dlatego nie przeszkadzał mu także następnego dnia, cóż bowiem bardziej zaprawia goryczą język aniżeli grzech?
Jednakże po posiłku brat Benno podniósł się w milczeniu i z wszelkimi oznakami gwałtownego wzburzenia poszedł schodami do swojej celi, leżącej na końcu ciemnego korytarza; była ona jego refugium w nocy i podczas cichych godzin modlitwy. Pomieszczenie to miało trzy metry szerokości i cztery długości, i jedynie znajdujące się w nim okno sprawiało nieco weselsze wrażenie. Monstrualne łoże, skrzynia nie zasługująca na nazwę szafy i komoda, na której zimnej kamiennej płycie stała porcelanowa miska przeznaczona do utrzymywania czystości ciała – tak wyglądało całe umeblowanie, jeżeli nie weźmiemy pod uwagę klęcznika stojącego pod oknem. Rozrzucone na podłodze i poukładane w stosy książki zdradzały, że mieszkańcem celi jest człowiek wykształcony.
Podobnie jak każdego z minionych dni, brat Benno wyciągnął z najwyższej szuflady komody artykuł z gazety. Była to właśnie owa poruszająca informacja o odkryciu w Kaplicy Sykstyńskiej. Zakonnik wyprosił gazetę od jej posiadacza, wyciął artykuł, i teraz zaczął go przeglądać po raz kolejny; przeczytał uważnie każde słowo, a potem włożył z powrotem do szuflady. Pogrążony w głębokiej desperacji rzucił się na klęcznik, złożywszy ręce do modlitwy.
15. W poniedziałek po pierwszej niedzieli Wielkiego Postu
Istniał mimo to człowiek wiedzący więcej od innych, jednakże należał on do tych, którym doświadczenie i rozum nakazywały milczenie. Wiedział więcej, aniżeli mógł wiedzieć jakikolwiek chrześcijanin wyższy rangą, ponieważ połowę swego życia spędził u źródeł wiedzy. Przede wszystkim potrafił jednak milczeć. Milczeć o rzeczach, jakie inni uczynili treścią swego życia, bez względu, czy robili to w pobożnych, czy nikczemnych celach. Był nim padre Augustyn.
Augustyn był dziwnym człowiekiem, człowiekiem, który nie bardzo pasował do czarnego habitu. Jego krótko ostrzyżone siwe, niesfornie porastające głowę włosy i pełna zmarszczek twarz znamionowały naturę kleszcza. Można było sobie wyobrazić, iż jeżeli padre zdecyduje się już rozwiązać jakiś problem, to nie popuści. Widać było, że ten, równie niepozorny z wyglądu, co ogarnięty furią pracy, zakonnik zabierze się do niej z energią byka, jeżeli otrzyma takie polecenie. Nieraz już scritori znajdowali go rano śpiącego na gołej posadzce z kilkoma śmierdzącymi buste pod głową jako poduszką, droga do klasztoru bowiem wydała mu się zbyt uciążliwa, a poza tym nie opłacało się już wracać do domu o świcie. Przy tym Augustyn Feldmann nigdy nie traktował swojej pracy jako takiej, uważając ją raczej za wypełnienie obowiązków dla chwały Boga, jakie łaskawie zostały na niego nałożone. Pomocą w wypełnianiu tych obowiązków była dla oratorianina fenomenalna pamięć, jaką wytrenował sobie w ciągu trzydziestoletniej działalności do tego stopnia, że umożliwiała mu odnalezienie bez większych kłopotów każdej buste, jaką kiedykolwiek miał w ręce. W odróżnieniu od dyrygentów, którym na starość uszy odmawiają posłuszeństwa, Augustyn miał bardzo dobre oczy i nie potrzebował okularów nawet do czytania.
Satysfakcję sprawił mu fakt, że po tragicznej śmierci swego zastępcy potrzebowano go bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Już następnego dnia Augustyn natychmiast zastosował się do wezwania kardynała. Jednakże człowiek, który pojawił się tego dnia w swoim starym miejscu pracy, był już zupełnie kimś innym. Nie przebolał bowiem jeszcze swego przedwczesnego przeniesienia na emeryturę i był świadom, że po wykonaniu zadania zostanie równie szybko odsunięty od swej ulubionej pracy, jak to się już raz zdarzyło. Cascone bezlitośnie i z wyraźnym chłodem przeszedł do porządku dziennego nad jego błaganiami, iż nie potrafi żyć bez swoich buste. Był wtedy śmiertelnie przerażony, zadał sobie bowiem z całą powagą pytanie, czy za postępowaniem kardynała Sekretarza Stanu nie ukrywa się szatan. W każdym razie Augustyn nie widział w nim ani śladu chrześcijańskich cnót.
Oczywiście padre Augustyn przeczuwał, był nawet tego pewny, dlaczego Cascone tak pośpiesznie pozbawił go urzędu. Jeżeli ktoś przez trzydzieści lat siedzi u źródeł wiedzy, wie wszystko. W regałach znajdowały się dokumenty, które istniały naprawdę, a jednocześnie jakby ich nie było, czyli egzystowały, ale ich egzystencja nie była przyjmowana do wiadomości. Były one obłożone ochronnym zakazem publikacji, który miał zapewnić, iż za życia człowieka, którego one dotyczą, nikt nie będzie o nich wiedział. Istniał tylko jeden chrześcijanin, który znał prawie wszystkie buste: padre Augustyn. Cascone znający jedynie małą cząstkę tych dokumentów obawiał się, iż w trakcie poszukiwania śladów ktoś odkryje więcej faktów, niż byłoby to miłe Kościołowi i Kurii.
Zemsta oczywiście nie jest chlubą wielkiej duszy, ale czyż Pan nie powiedział Mojżeszowi: „Moją jest zemsta, chcę zadośćuczynienia?”
Jeszcze tego samego dnia kardynał Joseph Jellinek wezwał oratorianina do Świętego Oficjum, w którym sprawował swój urząd siedząc za potężnym, pustym biurkiem. Augustyn niezbyt lubił Jellinka, ale przynajmniej nie żywił do niego nienawiści, tak jak do Casconego.
– Wezwałem ciebie, bracie w Chrystusie – zaczął ceremonialnie kardynał – ponieważ chciałem wyrazić swoją radość z powodu twojego niespodziewanego powrotu. Jesteś na pewno najbardziej uzdolnionym człowiekiem, który kiedykolwiek kierował tym archiwum i tylko ty możesz nam pomóc w rozwiązaniu naszego problemu. Aby być szczerym, muszę powiedzieć, iż nie posunęliśmy się ani na krok do przodu od czasu twojego odejścia.
Читать дальше