Fedrizzi zaprzeczył. Po odkryciu znanych już liter, przy pomocy specjalnych lamp kwarcowych zbadano każdą wchodzącą w rachubę, pokrytą farbami powierzchnię sklepienia. To badanie nie przyniosło jednak żadnych efektów. Można więc z całkowitą pewnością wykluczyć pojawienie się nowych liter.
– Tym bardziej więc – stwierdził arcybiskup Mario Lopez – powinniśmy się zająć tym nazwiskiem. Ojcze Augustynie, co możesz nam na ten temat powiedzieć?
Augustin zaczął się wić niczym wąż wokół Drzewa Poznania. W tak krótkim czasie nie było możliwe wyczerpujące udokumentowanie nazwiska Abulafiego, jako iż ku jego wielkiemu zdziwieniu nie istnieje żadna Busta Abulafia, jak początkowo sądził, chociaż pojawia się ona w annałach Watykanu.
– Czy zechciałbyś to sprecyzować, ojcze Augustynie? – zapytał kardynał Sekretarz Stanu, Giuliano Cascone.
– A więc – zaczął swe wyjaśnienia oratorianin – Abraham Abulafia był bez wątpienia człowiekiem mądrym, aczkolwiek zaślepionym. Urodził się w roku 1240 w Saragossie i dzięki swemu ojcu poznał Biblię, nieco Talmudu i Misznę, a potem udał się na Wschód, aby zająć się filozofią i mistyką, w szczególności zaś naukami teozoficznymi i kabałą. Podobno odkrył przy tym rzeczy, o których nie wolno nawet pisać. Napisał za to dwadzieścia sześć teoretycznych traktatów o kabale i dwadzieścia dwie księgi proroctw. W jednym z fragmentów twierdzi, że chciał napisać wiele rzeczy, czego mu jednak nie było wolno, a ponieważ nie może całkowicie pozostawić tych spraw swemu biegowi, więc pisze, jednocześnie stosując się do zakazu, i powraca w innych miejscach do nich w sposób aluzyjny. Taki właśnie system zastosował Abulafia.
– Czy ojciec – przerwał mu kardynał Sekretarz Stanu Giuliano Cascone – uważa Abulafię za filozofa, czy za proroka?
– W jego przypadku należy zapewne używać obu tych określeń. Kiedy Abulafia miał trzydzieści jeden lat, doznał oświecenia duchem proroczym, czyli jak mówi, zaczęły go nawiedzać wizje demonów, które spowodowały chaos w jego głowie, oraz że jak ślepiec przez piętnaście lat błądził po omacku w ciemnościach z szatanem po prawicy. Dopiero potem zaczął pisać księgi zawierające proroctwa, używając przy tym pseudonimów posiadających tę samą wartość liczbową co jego imię, Abraham. Nazywał więc siebie Zechariahem, a także Rasielem. Jednakże prawie wszystkie księgi z jego proroctwami zaginęły.
– Ad rem *, ojcze – chrząknął z zakłopotaniem kardynał Joseph Jellinek. – Dajesz nam do zrozumienia, że Abulafia miał kontakt z Watykanem. Kiedy to się zdarzyło i w jakich okolicznościach?
– O ile mogłem się dowiedzieć, było to w roku 1280.
– Za rządów papieża Mikołaja III? – wykrzyknął ze zdziwieniem kardynał Jellinek.
– Tak jest. Było to pod wieloma względami spotkanie godne uwagi. To znaczy, do właściwego spotkania w zasadzie nie doszło i tu zaczynają się tajemnice spowijające tę sprawę. Muszę przedtem wyjaśnić, iż kabaliści rozpowszechniali wtedy w swej nauce tezę, że gdy nadejdzie koniec świata, na rozkaz Boga Mesjasz przyjdzie do papieża, aby zażądać wolności dla swego ludu. Dopiero wtedy naprawdę nadejdzie Mesjasz. W tym czasie Abulafia, ciesząc się już dużą sławą, mieszkał w Capui. Kiedy papież Mikołaj dowiedział się, że Abulafia chce przybyć do Rzymu, aby przekazać mu jakąś wiadomość, wydał rozkaz schwytania heretyka u bram miasta i zabicia go. Jego ciało miało być spalone przed murami. Abulafia znał ten rozkaz papieża, ale nie przejął się nim; wszedł do miasta przez jedną z bram i tam dotarła do niego wiadomość, że papież zmarł poprzedniej nocy. Przez dwadzieścia osiem dni Abulafia był przetrzymywany w Kolegium Franciszkańskim, potem pozwolono mu odejść i od tej chwili ślad po nim zaginął. Do dnia dzisiejszego pozostaje zagadką, jaką wiadomość Abulafia chciał przekazać papieżowi.
– O ile dobrze zrozumiałem – odezwał się kardynał Sekretarz Stanu – w przypadku wspomnianego przez ciebie papieża Mikołaja idzie o imię papieża, jakie było na kartce znalezionej w kieszeni martwego padre Pio.
– Tak, sygnatura Nicc. III oznacza papieża Mikołaja III. Ale buste z tą właśnie sygnaturą zniknęły.
– Ta nader tajemnicza historia – odezwał się głośno, milczący do tej pory Adam Melcer z Towarzystwa Jezusowego – dobrze pasuje do wszystkiego, co do tej pory wydarzyło się w związku z odkryciem. Nie muszę chyba zwracać uwagi na fakt, iż śmierć tego papieża nie została wyjaśniona po dzień dzisiejszy.
– Chce ksiądz powiedzieć – włączył się gwałtownie Cascone – że są poszlaki wskazujące na gwałtowny charakter śmierci Mikołaja III?
Melcer w milczeniu wzruszył ramionami.
– Zebraliśmy się tutaj, bracie w Chrystusie – kontynuował kardynał Sekretarz Stanu – aby zbadać fakty, a nie wyrażać swe przypuszczenia. Jeżeli ma ksiądz dowody na gwałtowną śmierć Jego Świątobliwości Mikołaja III, to proszę je przedstawić. Jeżeli jednak są to tylko przypuszczenia, proszę milczeć!
– Czyżbyśmy znowu żyli w czasach, w których nie wolno mówić tego, co się myśli? – zawołał w najwyższym wzburzeniu jezuita. – Jeżeli tak jest, Eminencjo, to proszę o dyspensę!
Kardynał Jellinek miał spore kłopoty z uspokojeniem wzburzonych umysłów, nawołując z uporem do powrotu do przedmiotu obrad.
– Stwierdzam – powiedział w końcu podsumowując – że musi istnieć jakieś tajemnicze powiązanie między kabalistą Abulafią, Jego Świątobliwością Mikołajem III, malarzem Michelangelo Buonarrotim i padre Pio, benedyktynem. Dwaj pierwsi żyli w trzynastym stuleciu, Michelangelo w szesnastym, a padre Pio w wieku dwudziestym. Czy ktoś z tutaj obecnych widzi związek, który mógłby ułatwić nam znalezienie rozwiązania naszej zagadki?
Jednakże jedyną odpowiedzią na pytanie kardynała było milczenie.
Pod wrażeniem nowych faktów, a także w celu kontemplacji, consilium odroczyło ciąg dalszy posiedzenia na piątek drugiego tygodnia postu.
W pociągu pośpiesznym do Rzymu. Przez wiele, wiele lat brat Benno nigdzie nie podróżował; w jego pamięci wszelkie podróże łączyły się z wielkimi trudami. Teraz siedział w luksusowym przedziale i nie mógł napatrzeć się do syta mijanemu krajobrazowi górskiemu. Od czasu do czasu próbował czytać swój brewiarz, jednakże po kilku zdaniach odkładał go na bok. Jako dziecko zawsze wsłuchiwał się w rytm stukotu kół i tworzył słowa do taktu. Teraz prawie nie wyczuwał żadnego rytmu, podskakiwanie wagonu i stukot ustąpiło miejsca łagodnym uderzeniom o styki szyn. Mimowolnie brat Benno szukał słów pasujących do tego przyjemnego kołysania. Nagle w jego głowie zaczęło stukać jak młotkiem: „Łukasz kłamie, Łukasz kłamie, Łukasz kłamie”. I chociaż za wszelką cenę starał się wyrzucić te słowa ze swego mózgu i znaleźć inne, powracały one bez przerwy jak nie kończąca się tortura.
Podczas gdy pociąg jak robak zwijał się jadąc na południe na przemian wzdłuż stromych zboczy i koryta szumiącej, spienionej rzeki, Benno zaczął myśleć o Michelangelo, tym trzymającym się na uboczu dziwaku, który stworzył wielkość sztuki nie mówiąc na ten temat ani słowa, a wręcz przeciwnie, ukrywał swoją działalność i bawił się w chowanego z ludźmi, tak że po dzień dzisiejszy wiele pozostaje dla nas zagadką. Michelangelo, mówiący o sobie żartobliwie, iż wyssał miłość do kamienia z mlekiem matki, Franceska bowiem jego matka, mająca dziewiętnaście lat w chwili jego urodzenia, przekazała chłopca na wychowanie krępej, silnej mamce, żonie kamieniarza. Michelangelo, dziecko renesansu, nigdy nie podporządkował się zasadom tego renesansu i stworzył własny, ekstatyczny świat, czerpiący z antyku, neoplatonizmu i Dantego nieskończoną siłę wyobraźni.
Читать дальше