Boris Akunin - Diamentowa karoca 1 - Łowca ważek

Здесь есть возможность читать онлайн «Boris Akunin - Diamentowa karoca 1 - Łowca ważek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Исторический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diamentowa karoca 1: Łowca ważek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diamentowa karoca 1: Łowca ważek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

12.01.2024 Борис Акунин внесён Минюстом России в реестр СМИ и физлиц, выполняющих функции иностранного агента. Борис Акунин состоит в организации «Настоящая Россия»* (*организация включена Минюстом в реестр иностранных агентов).
*НАСТОЯЩИЙ МАТЕРИАЛ (ИНФОРМАЦИЯ) ПРОИЗВЕДЕН, РАСПРОСТРАНЕН И (ИЛИ) НАПРАВЛЕН ИНОСТРАННЫМ АГЕНТОМ ЧХАРТИШВИЛИ ГРИГОРИЕМ ШАЛВОВИЧЕМ, ЛИБО КАСАЕТСЯ ДЕЯТЕЛЬНОСТИ ИНОСТРАННОГО АГЕНТА ЧХАРТИШВИЛИ ГРИГОРИЯ ШАЛВОВИЧА.


Rosja, maj roku 1905. Trwa na wpół przegrana wojna z Japonią. Wybuchła już, ale nie rozhulała się jeszcze rewolucja. Losy wojny i rewolucji przechylić chce nieuchwytny japoński dywersant, zwany Akrobatą. Ten istny geniusz zagłady ma tylko jednego godnego siebie wroga. Nieubłaganie tropi go cywilny doradca rządowy do spraw bezpieczeństwa kolei, Erast Pietrowicz Fandorin…

Diamentowa karoca 1: Łowca ważek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diamentowa karoca 1: Łowca ważek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ś-świetnie. Proszę siedzieć i słuchać. Ja tymczasem zadzwonię.

Zatelefonował do swego mieszkania i kazał kamerdynerowi udać się na bulwar Czystoprudny i popatrzeć na pewien dom.

Pomilczawszy, Masa spytał:

– Panie, czy nie będzie to wtrącanie się w bieg wojny?

– Nie – uspokoił go Erast Pietrowicz, gwałcąc nieco sumienie, lecz innego wyjścia nie miał. Mylnikowa nie było, a żandarmi kolejowi nie zdołaliby prowadzić inwigilacji z sensem. – Będziesz po prostu patrzyć na pensjonat Saint-Saëns i zawiadomisz, gdybyś dostrzegł coś ciekawego. Jest tam niedaleko kinoteatr Orlando, a w nim publiczny telefon. Ja będę pod numerem…

– Dwadzieścia dziewięćdziesiąt trzy – podpowiedział Lisicki, mający na każdym uchu po słuchawce.

– Dzwonią, na lewy! – wykrzyknął w minutę później. Erast Pietrowicz złapał dodatkową tubkę, i usłyszał soczysty męski głos:

– Beatrysiu, duszeńko! Cały płonę, aż sił brak. Już do was jadę. Przygotujcie mój gabinecik. I Zulejkę, koniecznie.

– Zulejka jest z kawalerem – odpowiedział na drugim końcu głos kobiecy, bardzo miękki i miły.

Mężczyzna oburzył się.

– Jak to z kawalerem? Z kim? Jeśli z von Weilem, nie daruję pani tego.

– Przygotuję panu madame Friedę – zagruchała kobieta. – Pamięta pan, taka rosła, pysznej budowy, wirtuozersko smaga biczykiem, nie gorzej od Zulejki. Spodoba się waszej ekscelencji.

Sztabsrotmistrz zatrząsł się, dławiąc bezgłośny śmiech. Fandorin z irytacją rzucił tubkę.

W ciągu najbliższej godziny rozmów było mnóstwo, niektóre jeszcze pikantniejszej treści, lecz wszystkie w lewe ucho Lisickiego, czyli na numer 114-22; drugi telefon milczał.

Ocknął się o wpół do dwunastej, przy czym dzwoniono z pensjonatu. Mężczyzna poprosił o numer 42-13.

– Czterdzieści dwa trzynaście – co to? – szeptem zapytał inżynier, podczas gdy panienka łączyła.

Żandarm sam już szeleścił kartkami. Znalazł, podkreślił paznokciem linijkę. „Restauracja Róża Wiatrów” – przeczytał Fandorin.

– Restauracja Róża Wiatrów – rozległo się w słuchawce. – Słucham?

– Kochaniutki, poproszę do mnie pana Miroszniczenkę, siedzi przy stoliku pod oknem, sam – poprosił męskim głosem Saint-Saëns.

– W tej chwileczce.

Długie, kilkuminutowe milczenie. Potem spokojny baryton na restauracyjnym końcu linii zapytał:

– To pan?

– Według umowy. Gotowi?

– Tak. Będziemy o pierwszej w nocy.

– Dużo tego. Bez mała tysiąc skrzynek – uprzedził pensjonat.

Fandorin ścisnął słuchawkę tak, że pobielały mu palce. Broń! Transport japońskiej broni, nie inaczej!

– Ludzi starczy – z przekonaniem zapewniła restauracja.

– Jak będziecie transportować? Wodą?

– Ma się rozumieć. Inaczej na co mi magazyn nad rzeką? Powiedz pan, gdzie to.

W owej chwili na stole przed Lisickim zamigał lampkami aparat.

– To alarmowy – szepnął oficer, chwytając rożek i przekładając dźwignię. – Eraście Piotrowiczu, do pana. Pilne. Myślę, że pański sługa.

– Niech pan słucha. – Fandorin kiwnął w stronę tubki i wziął rożek.

– Panie, miałem zawiadomić, gdyby było ciekawie – rzekł po japońsku Masa. – Tu bardzo ciekawie, proszę przyjechać.

Niczego nie wyjaśniał, widać w kinoteatrze był tłum luda. Tymczasem rozmowa między Saint-Saënsem a Różą Wiatrów dobiegła końca.

– No i co, wymienił m-miejsce? – niecierpliwie odwrócił się do Lisickiego inżynier.

Ów ze skruchą rozłożył ręce.

– Zapewne w ciągu dwóch sekund, kiedy pan odłożył rożek, a ja jeszcze nie wziąłem… Słyszałem tylko, jak tamten z restauracji powiedział: „Tak, tak, wiem”. Jakie będą rozkazy? Posłać do Róży Wiatrów i Saint-Saënsa patrole?

– Nie trzeba. W restauracji nikogo pan już nie zastanie, a pensjonatem zajmę się sam.

* * *

Gnając powozem przez nocne bulwary, Fandorin myślał o straszliwym zagrożeniu, jakie zawisło nad prastarym miastem – nie, nad całym tysiącletnim państwem. Tłumy czerni, zbrojne w japońskie (czy jakie tam) karabiny zdławią zaułki pętlą barykad. Z peryferii do centrum popełznie bezkształtna, krwawa plama. Nastąpi przewlekła, okrutna masakra bez zwycięzców: zostaną tylko trupy i przegrani. Główny wróg całego życia Erasta Pietrowicza – bezsensowny, dziki Chaos – wlepiał w inżyniera bielma mrocznych okien, szczerzył zgniłe paszczęki bram. Rozumne, cywilizowane życie skurczyło się do migocącej bezbronnie wzdłuż trotuaru, wątłej niteczki latarń.

* * *

Masa oczekiwał pod kratą skweru.

– Nie wiem, co się dzieje – mówił szybko, wiodąc Fandorina wokół stawu. – Proszę samemu spojrzeć. Zły człowiek Myrnikow i z nim jeszcze pięciu zakradli się do domu przez ten ganek. To było… dwanaście minut temu. – Z satysfakcją spojrzał na złoty zegarek, ofiarowany mu w swoim czasie przez Erasta Pietrowicza na pięćdziesięciolecie mikado. – I zaraz zadzwoniłem.

– Co za pech! – wykrzyknął z żalem inżynier. – Ten szakal przewąchał i znów wszystko popsuł.

Kamerdyner zauważył filozoficznie:

– Trudno, nic teraz się nie zrobi. Patrzmy lepiej, co będzie.

Zaczęli patrzeć.

I z lewej, i z prawej było okno. Nie paliło się w nich światło.

– Dziwne – szeptał Erast Pietrowicz, – Co oni tam robią po ciemku? Ani strzałów, ani krzyków…

I w tejże chwili rozległ się krzyk – niegłośny lecz pełen tak zwierzęcej rozpaczy, że Fandorin i jego sługa bez porozumienia wyskoczyli z ukrycia i pobiegli w stronę domu.

Na ganek wypełzł ktoś szybko na łokciach i kolanach.

– Banzaj! Banzaj! – wołał bez przerwy.

– Dalej! – obejrzał się inżynier na ociągającego się Masę. – Co z tobą?

Sługa stał, skrzyżowawszy ręce na piersi – niemy posąg obrazy.

– Pan mnie oszukał. Ten człowiek to Japończyk.

Na przekonywanie go brakło czasu. Zresztą wstyd.

– Nie Japończyk – odrzekł Fandorin. – Ale masz rację, lepiej idź. Neutralność to neutralność.

Westchnął i ruszył dalej. Kamerdyner też westchnął i odszedł.

Zza węgła pensjonatu wyleciały jeden za drugim trzy cienie w jednakowych paltach i melonikach.

– Eustracjuszu Pawłowiczu! – rozwrzeszczały się, stawiając szefa z czworaków na nogi. – Co z panem?

Ten wył, rwał się im z rąk.

– To ja, Fandorin – rzekł, podchodząc, Erast Pietrowicz.

Filerzy przyjrzeli mu się bez słowa. Było jasne, że nie ma potrzeby bliższej prezentacji.

– We łbie mu się pomieszało – westchnął jeden, starszy od reszty. – Eustracjusz Pawłowicz od dawna miał bzika, nasi przyuważyli. No i sfiksował do reszty.

– Japoński bóg… Banzaj… Precz, biesie… – szarpał się wciąż opętaniec.

By nie przeszkadzał, Fandorin ucisnął mu tętnicę, i radca dworu ścichł. Spuścił głowę, zachrapał, zwisł na rękach swych asystentów.

– Niech poleży, nic mu nie będzie. A wy za mną – rozkazał inżynier.

Szybko przeszedł pokoje, zapalając wszędzie elektryczność.

W mieszkaniu było pusto, ani śladu życia. Tylko w sypialni wydymała się z trzepotem firanka w otwartym oknie.

Fandorin skoczył do parapetu. Na zewnątrz było podwórze, za nim pustkowie, ciemne sylwetki domów.

– Uciekł! Czemu nikt nie stał pod oknem? Niepodobne to do Mylnikowa!

– Ależ ja stałem, o tam – jął się usprawiedliwiać jeden z filerów. – Jak usłyszałem, że Eustratpałycz krzyczy, pobiegłem. Myślałem, że trza pomóc…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diamentowa karoca 1: Łowca ważek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diamentowa karoca 1: Łowca ważek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Boris Akunin
Boris Akunin - Fandorin
Boris Akunin
libcat.ru: книга без обложки
Boris Akunin
Boris Akunin - Turkish Gambit
Boris Akunin
Boris Akunin - Gambit turecki
Boris Akunin
Boris Akunin - Śmierć Achillesa
Boris Akunin
Boris Akunin - Kochanek Śmierci
Boris Akunin
Boris Akunin - Skrzynia na złoto
Boris Akunin
Boris Akunin - Walet Pikowy
Boris Akunin
Отзывы о книге «Diamentowa karoca 1: Łowca ważek»

Обсуждение, отзывы о книге «Diamentowa karoca 1: Łowca ważek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x