Książę i Wampir także przestali się tarzać po podłodze. Sieńka dojrzał po chwili, że cały tył głowy Wampira pokrywają ciemne wgniecenia – ślady kastetu. Tuż obok leżał Książę. Wytrzeszczone oczy znienawidzonego rywala Sieńki nieruchomo spoglądały w sufit. No proszę – tyle razy groził innym, że przegryzie im gardło, a teraz spotkało to jego samego. A więc Wampir napił się w końcu krwi Księcia. Pająki pożarły się nawzajem…
O tym wszystkim dumał Sieńka, żeby odwrócić myśl od Śmierci. Bał się nawet spojrzeć w jej stronę.
Kiedy wreszcie odważył się zerknąć tam ukradkiem, Śmierć siedziała oparta o ścianę. Oczy miała zamknięte, twarz nieruchomą i białą. Skorik czym prędzej znów się odwrócił.
Dzwoniąca w uszach cisza z wolna się rozpraszała. Było już słychać, jak czka Budnikow i pochrząkuje Masa, wyszarpując z gardła waleta swoją gwiazdkę – dziwo.
– Sufit jakoś się nie zawalił – drżącym głosem zwrócił się Sieńka do inżyniera.
– A dlaczego miałby się zawalić? – wychrypiał Erast Pietrowicz, wysuwając się spod ciężkiego cielska policjanta. – Wszystko tu jest tak solidnie zbudowane, że postoi jeszcze z t-tysiąc lat. Uff, chłop waży chyba z osiem pudów… Co tak stoisz, Sienia! Pomóż damie wstać.
To znaczy, że pan Nameless nie widział, jak prystaw dźgnął Śmierć nożem.
– A ten tu jeszcze się nie ocknął? – zapytał Skorik o czkającego Budnika, nie z obawy o niego, lecz żeby odwlec ten okropny moment. Na razie mógł udawać sam przed sobą, że Śmierć zwyczajnie siedzi sobie pod ścianą – nie, nie martwa, tylko śpiąca albo, na przykład, nieprzytomna.
– Nie, nie ocknął się. To był cios zwany „pazur smoka”. Jest śmiertelny.
Erast Pietrowicz wstał, podszedł do siedzącej kobiety i wyciągnął do niej rękę.
Sieńka stłumił szloch i czekał. Inżynier zaraz krzyknie.
Tymczasem okazało się, że Śmierć wcale nie jest martwa. Nagle otworzyła ogromne, błyszczące oczy, spojrzała do góry na Erasta Pietrowicza i uśmiechnęła się.
– Co… Co z panią? – zapytał przestraszony. Przykucnął, oderwał jej palce od rany i – tak jak Sieńka przewidywał – krzyknął.
– Dlaczego pani… Dlaczego? – wybełkotał, rozrywając jej suknię i koszulę. – Wszystko przecież przewidziałem! Masa wcześniej rozgrzebał rumowisko, siedział w zasadzce i tylko czekał na sygnał! O Boże… – jęknął, ujrzawszy czarne cięcie pod lewą piersią.
– Ja wiem, że i beze mnie byś sobie poradził – wyszeptała Śmierć. – Jesteś silny…
– Więc dlaczego, d-dlaczego? – powtórzył przerywanym głosem.
– Żebyś żył. Nie wolno ci być ze mną… Teraz jesteś wieczny, nic cię nie zmoże. Ja, twoja Śmierć, umarłam…
I zamknęła oczy.
Erast Pietrowicz znów krzyknął, jeszcze głośniej, i Sieńka zapłakał.
Ale ona nie umarła. Nie bez powodu przedtem, zanim nazwano ją Śmiercią, nosiła przydomek „Żywa”. Nie nadaje się takich imion ot tak sobie.
Żyła jeszcze długo potem. Może całą godzinę. Oddychała, raz nawet leciutko się uśmiechnęła, ale nic już nie mówiła i nie otwierała oczu. A w końcu przestała oddychać.
Jaka piękna, myślał Sieńka. A w trumnie, kiedy już zmyje się z jej twarzy brud i kurz, rozczesze włosy i położy się kwiaty (kwiat pomarańczy, który oznacza „czystość”, i gałązki cisu – „wieczna miłość”), będzie wyglądała po prostu jak zjawisko. Zabiorą ją ojciec i matka, bo takie ich prawo, zakopią w wilgotnej ziemi, na mogile postawią biały krzyż, wyryją na nim jej dawne imię, a pod spodem napis:
Tu leży Śmierć
Od chwili startu pędzili szosą czternaście godzin bez przerwy, nie odzywając się do siebie. Przejechali prawie trzysta wiorst, tyle że dwa razy dolewali paliwa do baku. Przez całą drogę szofer i asystent nie zamienili ze sobą słowa. Sieńka robił, co do niego należało – naciskał klakson, machał chorągiewką, na ostrych zakrętach wychylał się i sprawdzał, czy koła się nie obluzowały. Do obowiązków asystenta należało również sprawdzanie na mapie trasy, ale to wychodziło Skorikowi słabo. Ledwie pochylił głowę, od razu ciekło mu z nosa, z oczu lała się słona woda, w gardle ściskało. Łzy nie pozwalały nic dojrzeć na mapie, wszystko się rozmywało w niewyraźne, różnokolorowe plamy. Ale kiedy Sieńka spoglądał wprost przed siebie, a wiatr rozwiewał mu włosy, wtedy było w porządku, oczy i policzki szybko wysychały.
Czy pan Nameless także płakał, trudno powiedzieć, gdyż wielkie okulary prawie zupełnie zasłaniały mu twarz. Wargi cały czas miał mocno zaciśnięte, ale kącik ust drżał lekko.
Zaraz za Wiaźmą na przednim kole pękła obręcz. Trudna rada, trzeba było dopchać pojazd z powrotem do miasta, na dwóch kołach daleko się nie ujedzie, chyba że rowerem.
Zapasowe obręcze, podobnie jak inne części, jechały w konnym ekwipażu, razem z Masą i jego towarzyszką. Powóz dawno już pozostał w tyle za Latającym Dywanem. Dobrze, jeśli jutro pod wieczór dotrze do Wiążmy. Dlatego też, chcąc nie chcąc, musieli tu zanocować i spędzić cały następny dzień. W tej sprawie także zrozumieli się bez słów. Obaj automobiliści nie mieli ochoty na kolację, więc od razu udali się do swoich pokoi na spoczynek.
Rano Sieńka wyszedł z hotelu, rozpędził miejscowych pacanów, żeby się nie kręcili koło maszyny, na ich głupawe pytania zaś ani myślał odpowiadać – nie był w nastroju. Ruszył na stację po moskiewską gazetę.
Ciekawe, napisali czy nie? Od razu otworzył „Wiedomosti” na piątej stronie, gdzie zamieszczają notatki o teatrach i sporcie.
Jasne, że napisali, jakżeby inaczej!
Start zgodnie z planem
Nie bacząc na deszcz i wiatr, wczoraj w południe na placu Tryumfalnym zgromadzili się wyznawcy automobilizmu, tej nowo objawionej religii, na razie jeszcze u nas dosyć egzotycznej. Odbył się start wyścigu Moskwa-Paryż, o którym już pisaliśmy i którego przebieg będziemy relacjonować na podstawie doniesień telegraficznych. Publiczność żegnała kierowcę, pana Namelessa, i jego młodego asystenta entuzjastyczną owacją. Obaj sportsmeni wyglądali na wzruszonych, lecz jednocześnie skoncentrowanych, od wywiadu dla przedstawicieli prasy jednak się wymówili. Nie będziemy życzyć im siedmiu stóp wody pod kilem (kolein i wybojów na rozległych przestrzeniach Rosji i tak nie brakuje), ale – jak to jest przyjęte wśród automobilistów – szerokiej drogi i zapłonu od pierwszej iskry.
Sieńka przeczytał notatkę mniej więcej dziesięć razy, a wzmiankę o młodym asystencie nawet na głos, z prawdziwym przejęciem.
Starannie złożył gazetę i nagle zauważył na pierwszej kolumnie duży, bijący w oczy tytuł:
Pamięci przyjaciół
Krwawy dramat na Chitrowce
Podajemy dodatkowe szczegóły wczorajszego wydarzenia, na którego temat krąży wiele plotek i domysłów.
W nocy z 22 na 23 września w cieszących się ponurą sławą slumsach Chitrowki rozegrała się prawdziwa bitwa między przedstawicielami prawa a bandytami. Policja położyła kres przestępczej „karierze” hersztów dwóch najgroźniejszych moskiewskich grup przestępczych – Księcia i Wampira, którzy woleli wybrać raczej śmierć niż więzienie. Zabity został także zbiegły z katorgi były student Kuźmiński, od dawna poszukiwany na terenie całego kraju listem gończym.
Niestety, nie obeszło się bez ofiar również po stronie przedstawicieli prawa i porządku. W obronie bezpieczeństwa mieszkańców Moskwy zginęli bohaterską śmiercią prystaw trzeciego cyrkułu miasnickiego, pułkownik Sołncew, i starszy posterunkowy Budnikow. Pierwszy był młody i rokował wielkie nadzieje, drugiemu pozostały zaledwie dwa lata służby do zasłużonej emerytury. Niech odpoczywają w spokoju.
Читать дальше