Ale Książę z Chitrowki widać nie czytał tej bajki i zdziwiony zamrugał oczyma. Oczko w odpowiedzi również mrugnął, ale tylko jednym okiem – Sieńka, stojąc z boku, dobrze to widział.
– Skarb, powiadasz? – burknął ponury Książę. – No dobra. Na skarb Siniuchina mogę się zamienić. Ale najpierw srebro.
– Słowo? – upewnił się Kazbek. – Złodzieja?
– Słowo – potwierdził Książę i zgodnie z przyjętym obyczajem przesunął po gardle kciukiem, ale Sieńka znów dojrzał podstęp: lewą rękę Książę schował za plecami i ułożył z palców figę, co odbierało danemu słowu wszelką wagę. Sieńka będzie musiał później Kazbekowi, to znaczy Erastowi Pietrowiczowi, powiedzieć o tym podłym oszustwie.
– W porządku. – Dżygit skinął głową i schował broń. – Przyjdźcie w nocy do noclegowni, do piwnicy, tej najdalszej. Tylko we dwóch, nikogo więcej nie bierzcie. Punktualnie o trzeciej piętnaście. Jeżeli się zjawicie wcześniej albo później, umowa jest nieważna.
– Przyjdziemy we dwóch, a twoi kumple nas wykończą? – Książę uśmiechnął się krzywo.
– Po co mieliby w tym celu was tam ściągać? – Kazbek wzruszył ramionami. – Gdyby chcieli, i tak zrobiliby z was kebab. Mnie potrzebni są w Moskwie wierni kunacy, którym można zaufać… Ktoś będzie na was czekał w piwnicy i zaprowadzi, gdzie trzeba. Kiedy go zobaczysz, zrozumiesz, że Kazbek mógł ci nic nie dawać i wziąć za darmo to, co chciał.
Książę już otwierał usta, żeby odpowiedzieć (sądząc po jego minie, miała to być kolejna pogróżka), ale Oczko położył mu rękę na ramieniu.
– O trzeciej piętnaście po północy będziemy, szanowny. Słowo uczciwego złodzieja.
Walet złożył przysięgę bez żadnych sztuczek, obie ręce trzymał na widoku.
– A więc nie bierzesz mamzelki? – zapytał Kaukazczyk Księcia już w drzwiach.
Sieńka zamarł. Ach, Eraście Pietrowiczu, chce pan mojej zguby? Święty Mikołaju, Matko Boska Nieustającej Pomocy, miejcie mnie w swojej opiece!
Ale Książę, oby z piekła nie wyszedł, zamiast odpowiedzi splunął tylko na podłogę.
Udało się.
Jak Sieńka został fursetką
Dopiero kiedy wyszli, wsiedli do dorożki i przejechali kawałek, Sieńka westchnął i rzekł z goryczą:
– Dziękuję panu, Eraście Pietrowiczu, za pańską troskę i opiekę. Oto jak pan postępuje z oddanym sobie człowiekiem. A gdyby tak Książę powiedział: „Dawaj swoją mamzelkę”? Zostawiłby mnie pan na pewną zgubę?
– Jak skręcisz za róg, stań! – polecił woźnicy niewdzięczny inżynier, naśladując kaukaską wymowę, i dopiero kiedy wysiedli z dorożki, odpowiedział na zarzut Sieńki: – Dla Księcia istnieje tylko jedna kobieta. Na ż-żadną inną nie zechciałby nawet spojrzeć. Musiałem tak postąpić, Sienia, bo chodziło mi o to, żebyś wyglądał na autentycznie przestraszonego – to czyniło bardziej przekonującym nasze małe przedstawienie. D-doskonale się s-spisałeś.
Dopiero teraz Sieńka uświadomił sobie, że przebrany – czy to za starego Żyda, czy dzikiego górala – Erast Pietrowicz w ogóle się nie jąkał. Rzecz naprawdę zdumiewająca. No i było jeszcze coś – inżynier sam odwalił całą robotę, on w niczym mu nie pomógł. Zrobiło się Sieńce wstyd. Przede wszystkim za to, że stchórzył i wzywał na pomoc świętego Mikołaja i Matkę Bożą. Chociaż czego się tu wstydzić? W końcu jest przecież żywym człowiekiem, a nie nieczułym, twardym jak kamień panem Namelessem. Takiemu modlitwa niepotrzebna, przecież nawet Masa sensei o tym mówił.
Szli Pokrowką, obok cerkwi Świętej Trójcy na Bagnach i wspaniałej świątyni Zaśnięcia Marii Panny.
– A pan nigdy się nie modli do Boga? – zapytał Sieńka. – Dlatego że w ogóle niczego się pan nie boi?
– Skąd ci przyszło do głowy, że się nie boję? – zdziwił się Erast Pietrowicz. – Oczywiście, że się boję. Nie znają strachu jedynie ludzie całkowicie pozbawieni wyobraźni. A skoro się boję, to również czasami się modlę.
– Łże pan!
Inżynier westchnął.
– Mówi się „kłamie pan”, a najlepiej w ogóle p-powstrzymać się od takich stwierdzeń, jako że… – Zrobił nieokreślony gest.
– …można za to dostać w pysk – domyślił się Sieńka.
– Także i dlatego. A moja modlitwa, Sienia, jest prosta. Nauczył mnie jej pewien duchowny. „Zbaw mnie, Boże, od powolnego, pełnego mąk i poniżającego konania”. To wszystko.
Skorik zamyślił się. Powolne konanie – wiadomo, nikt nie chce leżeć dziesięć lat sparaliżowany czy umierać na raka. Mąk też nikt nie pragnie cierpieć.
– A „poniżające konanie” to znaczy jakie? Kiedy człowiek umarł, a wszyscy na niego plują i depczą go nogami?
– Nie. Chrystusa też bito i poniżano, ale czyż w jego śmierci jest coś hańbiącego? Ja przez całe życie boję się innej rzeczy. A mianowicie umrzeć w taki sposób, żeby wszyscy mieli z tego zabawę. I potem tylko z tym zmarłego kojarzyli. Na przykład prezydenta Francji, Faure’a, będą pamiętać nie dlatego, że podbił M-madagaskar i zawarł sojusz z Rosją, ale dlatego, że wyzionął ducha, będąc w łóżku z kochanką. Po byłym przywódcy narodu pozostała cyniczna, płaska anegdota: „Prezydent zmarł podczas pełnienia obowiązków – w każdym sensie tego słowa”. Nawet na nagrobku wyobrażono biedaka leżącego ze sztandarem republiki w objęciach. Ludzie przechodzą obok i śmieją się… Właśnie czegoś takiego się boję.
– Panu taka wstydliwa rzecz nie może się przydarzyć – uspokoił inżyniera Sieńka. – Zdrowie panu dopisuje.
– Nie będzie to, to co innego. Los lubi sobie żartować z tych, którzy zbyt się troszczą o własną g – godność. – Erast Pietrowicz uśmiechnął się. – Pamiętasz na przykład, jak siedzieliśmy razem w waterklozecie, a Wampir usłyszał szum wody i chwycił za rewolwer?
– Pewnie, że pamiętam. Do dziś dnia dreszcz mnie przechodzi na to wspomnienie.
– Nie „do dziś dnia”, tylko „jeszcze teraz”. A więc gdyby Wampir zaczął strzelać przez drzwi, położyłby nas trupem na sedesie. Uważasz, że to chwalebna śmierć?
Skorik wyobraził sobie, jak on i Erast Pietrowicz leżą jeden na drugim na tym wielkim porcelanowym nocniku, a krew ścieka prosto do rury odprowadzającej nieczystości.
– Nie powiedziałbym, że za piękna.
– Otóż to. Nie chciałbym umrzeć w podobny sposób. Zdaję sobie sprawę, że to śmieszna słabostka, ale nic nie poradzę – taki już jestem.
Pan Nameless uśmiechnął się ze skruchą i nagle przystanął – dokładnie na rogu zaułka Kołpacznego.
– No cóż, Sienia, tu nasze drogi się rozchodzą. Muszę wstąpić na pocztę, nadać p-pewien ważny list. Dalej będziesz działał beze mnie.
– Co to znaczy? – Skorik nagle stał się czujny. Jakąż to znów nową udrękę szykuje dla niego podstępny Erast Pietrowicz?
– Pójdziesz do cyrkułu i oddasz prystawowi Sołncewowi list.
– To wszystko? – Sieńka zrobił podejrzliwą minę.
– To w-wszystko.
No cóż, oddać list to w końcu nic wielkiego.
– Chciałbym zdjąć te babskie ciuchy i zmyć szminkę z gęby – burknął Sieńka. – Wstyd mnie przed ludźmi.
– Wstyd mi przed ludźmi – poprawił go ten nudziarz inżynier. – Nie ma czasu na przebieranki, zostań w tym, co masz na sobie. Tak będzie bezpieczniej.
Sieńkę jakby ostre kocie pazurki drapnęły po sercu. Bezpieczniej? W jakim sensie?
Pan Nameless tymczasem nie dawał mu folgi.
– Bystry z c-ciebie chłopak. Działaj tak, jak będzie tego wymagała s-sytuacja.
Читать дальше