Joanna Chmielewska - 2/3 Sukcesu
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - 2/3 Sukcesu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:2/3 Sukcesu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
2/3 Sukcesu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «2/3 Sukcesu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
2/3 Sukcesu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «2/3 Sukcesu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Musimy panią ostrzec. Na panią jest jakaś zmowa. Pani Piekarska zdziwiła się ogromnie.
– Na mnie? Jaka?
– Czają się – rzekł Pawełek. – W razie gdyby tu przyszedł taki jeden, nazywa się Czesio Wilczak, niech go pani nie wpuszcza do domu i w ogóle z nim nie rozmawia.
– I niech pani unika pana Fajksata – dodała Janeczka. – Wiemy, że oni obaj, razem albo oddzielnie, wyciągają znaczki od różnych osób i do tego pan Fajksat oszukując na cenie. I wiemy… Ale to jest tajemnica. Czy pani tego nikomu nie powie?
Pani Piekarska zaprzysięgła kamienne milczenie.
– Wiemy, że Czesio ma jakąś spółkę z tym adwokatem w okularach. Napuścił go na panią. Nie wiemy dokładnie jak, ale dał mu pani nazwisko i adres i ma to związek ze spadkiem po pani Spayerowej…
– Na moje oko, chcieli coś stamtąd podwędzić – zakomunikował zimno Pawełek. – Z tamtego domu, w sobotę. Nie udało im się, więc teraz będą próbować u pani. Jakoś panią wykantować.
Pani Piekarska prawie się ucieszyła.
– No proszę, miałam rację! Słusznie mi się ten adwokat od początku nie podobał! Jestem prawie równie mądra jak wasz pies!
– Przy naszym psie każdy rozwija się umysłowo – poinformowała Janeczka. – Dwa lata temu rozwinęła się babcia.
– Ale ja byłam rozwinięta już wcześniej, skoro tak trafnie oceniłam adwokata!
– Możliwe – zgodził się Pawełek. – To tym bardziej niech się pani teraz nie da przerobić na miał. Z tym Okularnikiem też niech pani najlepiej nie rozmawia.
– W każdym razie wie pani już teraz, że Czesio, pan Fajksat i Okularnik to są jednostki najbardziej podejrzane – podkreśliła z naciskiem Janeczka. – Przy okazji ostrzegam panią, że pan Fajksat wygląda bardzo sympatycznie, więc niech się pani przypadkiem na to nie nabierze.
Pani Piekarska wyraziła im wdzięczność. Widać było, że potraktowała sprawę poważnie, uwierzyła i nie zlekceważyła informacji. Nabrała jakoś energii i umocniła się w postanowieniu stawiania oporu szajce wyzyskiwaczy i oszustów, zarówno we własnym imieniu, jak i w imieniu nieobecnego chrzestnego syna- spadkobiercy.
Opuścili dom pani Piekarskiej w okropnym pośpiechu dopiero, kiedy przypomnieli sobie o kolacji.
– Całe szczęście, że zdążyliśmy przed Czesiem – powiedziała z satysfakcją Janeczka, zbiegając po schodach. – Ciekawe, dlaczego jeszcze go tu nie było…
– Stefek działa – zaopiniował Pawełek. – Wszystkiego się od niego dowiemy…
Po wizycie w świątyni bóstwa zapał Stefka nabrał nowego ognia. Niedzielę sobie odpuścił, w niedzielę Czesio miał być zostawiony w spokoju i robić co zechce, poniedziałek natomiast był już dniem służby.
Zaraz po szkole Czesio odwalił swoje obowiązki na poczcie, sprawdzając nekrologi z niedzielnego Życia Warszawy. Wtajemniczony w sprawę Stefek wiedział w czym rzecz i pomysł przyszedł mu do głowy od razu.
Na siadającego przy tym samym pocztowym stoliku upiora Czesio spojrzał ponuro i z najgłębszym obrzydzeniem. Głupi szczeniak pętał mu się pod nogami i przynosił niefart śmiertelny. Już otworzył usta, żeby mu powiedzieć parę słów, ale nie zdążył.
– Mam znaczki z Libii – zawiadomił Stefek bez wstępów. – Całkiem za nic, bo w sobotę tak jakoś głupio wyszło. W domu mam, mogę ci przynieść kiedy chcesz. To po pierwsze, a po drugie, ale chryja! Dwie rodziny się pobiły nad nieboszczykiem!
Wszystko o nieboszczykach interesowało Czesia nad wyraz. Powstrzymał wyrazy, które już miał ma ustach.
– No? – warknął nieufnie. – Bo co?
– Na górnym Mokotowie, w takim jednym domu na parterze. Wykorkował starszy facet, co miał brata i siostrę. I jedna rodzina jest od tego brata, a druga od siostry. Chcieli zająć to mieszkanie, ono jest własnościowe i przylecieli, jak jeszcze ten umarlak leżał w łóżku, każdy chciał wszystko, a potem się okazało, że tam są pluskwy i karaluchy, więc zaczęli wyrzucać. Jedni chcieli spalić, a drudzy nie i wyszła im z tego wojna światów. Jeszcze się pewno biją.
– Skąd wiesz?
– Dopiero co moi starzy gadali. Któraś tam osoba z tych rodzin z matką pracuje i wyleciała z roboty jak z pieprzem. Ktoś tam ją zawiózł i widział.
– Gdzie to jest?
– Na górnym Mokotowie, mówię…
– Dokładnie! Adres!
– Dokładnie to nie wiem, ale mogę. się dowiedzieć. Ten, co zawoził, wie.
Czesio podjął decyzję i podniósł się od pocztowego stolika.
– Żywo! – zakomenderował.
Stefek ochoczo poderwał się również. Plany miał ściśle sprecyzowane, nie darmo wymyślił górny Mokotów. Rodzice kumpla robili generalny remont, zmieniali meble i pozbywali się śmieci, a kumpel mieszkał chwilowo u babci, bo w domu nie było się gdzie podziać. Ojciec wrócił właśnie z kilkuletniego kontraktu, wzbogacili się, nareszcie mogli rozstać się ze starymi rupieciami i zamieszkać jak ludzie. Pluskiew i karaluchów nigdy tam wprawdzie nie było, ale należało je dołożyć, żeby uzasadnić wyrzucanie różnych rzeczy. Starania o adres, który znał doskonale, stanowiły wręcz arcydzieło.
Godzinę przetrzymał Czesia pod własnym domem, co parę minut donosząc informacje z placu boju. Matka rzekomo wisiała na słuchawce, próbując się porozumieć się z tym kimś, kto odwoził członka skłóconych rodzin. Po godzinie okazało się, że ów ktoś znajduje się na Żoliborzu, a tam, gdzie jest, nie ma telefonu. Czesio dał się zawlec na Żoliborz. Na Żoliborzu Stefek wbiegł do obcego domu, posiedział trochę na klatce schodowej, po czym wybiegł, bardzo zmartwiony i zakłopotany, komunikując, iż osobnik już wyszedł. Wrócili na Mokotów. Czesio warczał, pluł jadem i tupał nogami. Stefek wyczekał do ostatniej chwili i podał adres wzbogaconego kumpla dokładnie w momencie, kiedy Czesio postanowił udusić go nieodwracalnie i natychmiast. Uzyskawszy adres, zrezygnował z duszenia.
– A teraz paszoł precz ode mnie! – zacharczał dzikim głosem. – Sam jadę. A niech się okaże, że coś nie tak…!
Stefek z polecenia był nawet zadowolony, co nie znaczy, że zamierzał je spełnić. Ciemno już się zrobiło, Czesio będzie dłużej szukał zarówno budynku jak i śmietnika. Znaleźć w końcu znajdzie, nie sposób przeoczyć wielkiego kopca połamanego drewna, szmat, makulatury, szmelcu i rozmaitych innych strupli, jaki oni tam usypali na zapleczu, ale trzeba trafić na to zaplecze. Chce sam, proszę bardzo. Pojedzie za nim i przyjrzy się temu z daleka…
– Hej, a znaczki? – zawołał za oddalającym się Czesiem. – Zapomnieliśmy o znaczkach!
– Czarna ospa! Jutro o wpół do trzeciej! – wrzasnął Czesio i popędził na przystanek autobusowy.
W ten sposób pani Piekarska uniknęła w poniedziałek wizyty podejrzanego indywiduum…
Telefon u pana Lewandowskiego zadzwonił dość późno, ale, zgodnie z obietnicą, jeszcze tego samego wieczoru. Janeczka zawiadomiła uprzejmie, że mogą przyjść z wizytą zaraz nazajutrz, na przykład o piątej po południu. Pan Dominik entuzjastycznie wyraził zgodę, bez namysłu rezygnując z zaplanowanego pójścia do kina.
O wpół do piątej zadzwonili piętro niżej, do pani Nachowskiej.
Obwąchawszy jej drzwi Chaber wyraźnie okazał, że znajduje tu znajome zapachy. Janeczka i Pawełek obserwowali go z uwagą.
– Że Okularnik tu był, to wiemy – stwierdził Pawełek. – Widzieliśmy go na własne oczy. Popytaj go, kto jeszcze.
Janeczka zaczęła od Okularnika. Chaber poinformował, że owszem, Okularnik był.
– A Czesio? Był Czesio, piesku? Nie, Czesia nie było.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «2/3 Sukcesu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «2/3 Sukcesu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «2/3 Sukcesu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.