Joanna Chmielewska - 2/3 Sukcesu
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - 2/3 Sukcesu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:2/3 Sukcesu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
2/3 Sukcesu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «2/3 Sukcesu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
2/3 Sukcesu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «2/3 Sukcesu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Po pierwsze, rodzice uwierzą nam – zakomunikowała sucho. – A przed szkołą zaświadczy dziadek. Po drugie, wcale nie zamierzamy pchać się im pod rękę, a awantury niech sobie robią dwadzieścia razy dziennie. A po trzecie, wszystko inne załatwi Chaber.
– Jak załatwi…?
– Wszystko powie i przed wszystkim ostrzeże. Zawsze wiemy, co będzie, bo on jest zwyczajnie genialny.
– Tak prawdę mówiąc, to już parę razy uratował nam życie! – westchnął Pawełek. – Nie ma o czym gadać, przy tym psie możemy nie bać się niczego. Ale niech będzie, rozumiemy, że może być niebezpiecznie i weźmiemy to pod uwagę.
Pan Dominik z powątpiewaniem popatrzył na niego, a potem zajrzał pod stół i obejrzał psa. Genialny był niewątpliwie i udowodnił, że zna się na ludziach, ale nie wyglądał zbyt groźnie.
– Wiecie – zaczął niepewnie. – To jest łagodny i delikatny pies…
– Akurat! – fuknął z wyższością Pawełek. – Trzeba go było zobaczyć w tym arabskim kamieniołomie. Delikatny był, że hej!
– Warczał tak, jakby go tam było całe stado – wyjaśniła uprzejmie Janeczka. – A zębów miał co najmniej osiemdziesiąt. Uciekli wszyscy.
Pana Dominika arabski kamieniołom zainteresował w najwyższym stopniu, ale nie dane mu było na razie poznać związanych z nim wydarzeń. Janeczka i Pawełek trzymali się tematów bieżących.
– Tak mnie ta pani Nachowska ogłuszyła, że do tej pory nie mogę sobie przypomnieć, co tam było z Przeworskim – zwrócił się Pawełek do siostry. – Coś tam powiedziałaś takiego… Co to było?
– W notesie…
– Tak pamiętam. Ale coś jeszcze…
– Na kartce z szuflady. Przew w nawiasie. Obok telefonu Barańskiego.
– Aaaa…!
– I od razu, jak ona się tak przestraszyła, zgadłam, że to Przeworski i że musiał mieć znaczki.
– Kto to jest Przeworski? – zaciekawił się pan Dominik.
– Nie wiemy – odparła Janeczka. – Ale to mało ważne. Ważne, że się plącze przy znaczkach i albo je kupował, albo sprzedawał…
– Albo kradł – podsunął Pawełek.
– Albo jemu ukradli. Wszystko jedno, jestem pewna, że teraz oni je mają.
– Albo pani Spayerowa. To znaczy, pani Piekarska. To znaczy, pani Piekarskiej mogą świsnąć sprzed nosa. Janeczka wsparła łokcie na stole i brodę na dłoniach.
– Z tym trzeba będzie coś zrobić – rzekła w zatroskanej zadumie. – Pomyślę jeszcze. Szkoda, że z pani Nachowskiej nie ma żadnego pożytku. Żeby ten jej syn pękł!
Przysłuchujący się chciwie pan Lewandowski wyraźnie poczuł, że powinien włączyć się w sprawę i posłużyć pomocą. Został obdarzony zaufaniem. Byłoby nieprzyzwoicie nie odpłacić wzajemnością.
– Dobra – zdecydował się. – Powiem wam prawdę. Ja znam tego syna…
Breloczek z końską głową wprawił Zbinia w istny szał. Informacja, iż jest to zabytek, jedyny na świecie, prawie nie była już potrzebna, niemniej wzmogła jego pożądanie. Ceną upragnionego przedmiotu były kontakty Czesia z Okularnikiem. Zbinio zatem zmobilizował siły.
Czesiowi nawet do głowy nie przyszło, iż osobnik, powyżej uszu pogrążony w breloczkach, mógł w najmniejszym bodaj stopniu zainteresować się czymkolwiek innym i zapamiętać choć słowo na inny temat. Został wprawdzie z naciskiem pouczony przez swoich mocodawców, że gęba powinna mu służyć do spożywania posiłków, a nie do wydawania dźwięków, ale był zdania, że szkodliwość dźwięków potrafi sam ocenić. Zbinio pod tym względem w ogóle się nie liczył. Gdyby to był inny kumpel, na przykład Romek… Romek miał jakieś głupkowate, dziennikarskie ciągoty, redagował szkolną gazetkę, pisał rozmaite bzdety i wysyłał gdzie popadnie, coś mu tam nawet raz wydrukowali, rwał się do informacji i wszystkie rozpowszechniał, Romek owszem, gorszy niż gigantofon, przed takim Romkiem należało milczeć jak głaz. Ale Zbinio…? Zbinia interesowały breloczki i jakieś maszynerie napędzanie elektrycznie, poza tym nie obchodziło go nic, a Czesio w końcu musiał od czasu do czasu odezwać się do kogoś ludzkim głosem.
Zbinio był jednostką w gruncie rzeczy dość przyzwoitą. Gdyby Czesio w sposób jednoznaczny obdarzył go zaufaniem, wyjawił sekrety i zażądał utrzymania tajemnicy, Zbinio byłby w kłopocie, co z tym fantem zrobić. Zaufania się nie zdradza, jest to świństwo i hańba. Na szczęście Czesio zaufania nie prezentował, zwierzał się półgębkiem, na uprzejme pytania nie reagował i w dodatku kręcił. Szlachetność wobec niego nie obowiązywała, Zbinio zatem mógł wydrzeć z niego podstępem, co tylko się da. Przyćmiony blask breloczka z końską głową opromieniał wszelką działalność.
– Okularnik w znaczkach nie siedzi – zawiadomił tonem obojętnym i niedbałym, z całej siły starając się ukryć swoje emocje. – Nadział się na Czesia na Saskiej Kępie przy tych tam jakichś pierepałach spadkowych. Czesio gadatliwy nie jest, słowo z pyska wypuszcza jakby go dławiło, ale wykombinowałem, że chcą razem zrobić lepszy kant. Są tam jakieś znaczki ekstra super i Okularnik zamierza je podmienić. Zabrać te lepsze, podłożyć byle śmieć i razem ilość będzie się zgadzała, tylko w jakość nie przejdzie. Rozumiecie pewno, o co tu chodzi?
Z wysiłkiem oderwał wzrok od zdobiącej środek stołu złotawej blaszki i spojrzał na swoich rozmówców. Janeczka i Pawełek patrzyli na niego niemal ze zgrozą.
Rozpocząwszy działalność wywiadowczą w poniedziałek, nie mieli cierpliwości czekać do piątku. Zdopingowany namiętnością Zbinio przyłożył się nieco i pierwszych informacji mógł udzielić już w środę wieczorem. Przyszli z wizytą, a przedmiot targu leżał na stole dla zachęty. Siedzieli przy tym stole we troje, Stefek zmiatał z podłogi szczątki donicy do kwiatów razem z ziemią i resztkami rośliny, na szczęście i tak już zdechłej i wysuszonej. Tynk i farbę ze ściany, w której udało mu się wybić niewielką dziurę za pomocą krzesła, uprzątnął już wcześniej.
– Czesio ma dostarczyć te śmieci na wymianę – ciągnął Zbinio, znów wpatrzony w breloczek. – Jakieś tam mają komplikacje i coś im nie wyszło…
Stefek pod oknem kaszlnął demonstracyjnie. Pawełek spojrzał na niego z roztargnieniem. Janeczka błyskawicznie zrozumiała, że pożyteczne uczucia należy podkarmiać, bo inaczej mogłyby osłabnąć z głodu.
– Tak, to dzięki niemu – wtrąciła z umiarkowanym uznaniem, gestem brody wskazując Stefka.
Stefkowi wybuch błogiego szczęścia z miejsca dodał rozmachu. Kawałek rozbitej donicy oderwał od firanki kilka frędzli, a ziemia ze śmietniczki przeniosła się na nogi Zbinia. Zbinio przypomniał sobie nagle, że ma brata.
– Co jest…? Co za jakaś… Paralityk cholerny, pozamiatać nie umiesz, czy co? – zdenerwował się, wytrzepując kapcie. – Jazda z tym do kuchni i przynieś kompot! Ja tu załatwiam interesy, nie potrzebujesz w to nosa wtykać!
– Potrzebuję – zaprzeczył krótko Stefek.
– Ejże…!
Pawełek jakby się nagle ocknął.
– Zgadza się, potrzebuje – przyświadczył rzeczowo. – Obstawia Czesia, musi wiedzieć, co jest grane. Niech ci się nie zdaje, że to jakieś fiu bździu i śmichy chichy. Coś mi się widzi, że tych znaczków, które oni chcą podwędzić, nasz dziadek szuka od pięćdziesięciu lat. My też szukamy, a rozdwoić się to ja nie potrafię. Niech on też słucha.
Stefek poczuł, że kocha Pawełka. Zbinio popatrzył na niego z obrzydzeniem, skrzywił się, ale poddał.
– Dobra, niech będzie. Mogę poczekać, aż przyniesie ten kompot.
Stefek zawartość śmietniczki wysypał obok wiaderka, stłukł tylko jedną szklankę i eleganckim gestem stawiając na stole tacę, wychlupnął na serwetę zaledwie ze dwie łyżki kompotu. Chochelkę do nalewania Janeczka przytomnie wyjęła mu z ręki, chcąc umknąć dalszych przerw w relacji Zbinia. Stefek od tego skamieniał, oniemiał, ogłuchł i zbaraniał.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «2/3 Sukcesu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «2/3 Sukcesu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «2/3 Sukcesu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.