Joanna Chmielewska - Babski Motyw

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Babski Motyw» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Babski Motyw: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Babski Motyw»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Przed moją furtką zatrzymała się jakaś nieznajoma facetka. Widziałam ją doskonale, bo akurat robiłam sobie w kuchni herbatę i czekałam, aż mi się woda zagotuje. Facetka popatrzyła na dom, a potem rozejrzała się z uwagą po okolicy, najdłuższe spojrzenie poświęcając wierzbie. Następnie zadzwoniła. Nie wyglądała na brutalnego złoczyńcę, zatem wpuściłam ją od razu, z niepokojem usiłując sobie przypomnieć, czy przypadkiem nie byłam umówiona na jakiś kolejny wywiad. Nie, chyba nie, bo nic mnie nie gryzło w głębi duszy.

Babski Motyw — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Babski Motyw», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Skoro jest niewinna, zamkną ją z pewnością – zmartwiła się Martusia.

Kiwnęłam głową.

– Zgadza się, powinnyśmy jej pomóc.

– Jak…?

– Nie wiem. Czekaj, niech pomyślę…

Pomysł, który mi zaświtał, był tak kretyński, że bezwzględnie musiałam go zrealizować, i to jak najszybciej. Martusia prawie się go przestraszyła, ale zarazem zainteresowała niezmiernie, do tego stopnia, że zdecydowała się zostać do jutra nawet o poranku łapać kota…

* * *

– Dosyć tego grzęzawiska umysłowego, bierzemy się za konkrety – zarządził energicznie Bieżan po zgromadzeniu wszystkich relacji wywiadowców i wyników badań z laboratorium. – Po kolei. Żakiet…

– Gdyby tak w porządku alfabetycznym, żakiet byłby na końcu – wymamrotał pod nosem Górski.

Bieżan łypnął na niego okiem z wyraźną troską.

– Ta ilość bab cię ogłupiła. Opanuj się, owszem, same baby, rozumiem, że ciężko zrozumieć… tfu, mnie też ogłupiły…

– Babska zbrodnia…

– Zapomnij o płci. Sprawca rodzaju męskiego może się również, jako sprawca, okazać debilem. Hipoteza się rysuje i musimy ją przyjąć, bo nic nam innego nie pozostaje.

Jedyny świadek naoczny…

Owszem, jednego naocznego świadka zbrodni znaleziono z potwornym wysiłkiem.

W odległości dokładnie stu dwunastu metrów w linii prostej od miejsca przestępstwa człowiek skończył właśnie murować komin na budynku w stanie surowym i zrobił sobie malutką przerwę na papierosa. Inni już zeszli z dachu, on został ostatni i przez te parę minut gapił się na okolicę. Widział rząd domków jednorodzinnych po drugiej stronie drogi, na wyrost noszącej miano ulicy, na owej drodze było pusto, z rzędu dwunastu domków zamieszkała była zaledwie połowa, resztę niemrawo wykańczano, od jego prawej strony nadjechał jakiś biały samochód, diabli wiedzą co to było, z daleka nie rozpoznał, ale zaciekawił się, bo samochód jechał jakoś niezdecydowanie. Nadjechał szybko, bardzo zwolnił, znów ruszył szybciej, więc tak patrzył, co zrobi dalej. O wykopie w poprzek wiedział, ostatnie parę dni pracował na dachu i miał niezły widok na te sztuki, które kierowcy tam wyczyniali, z pustej ciekawości chciał zobaczyć, wrąbie się w ten dół czy nie. Samochód zwolnił przy tym niskim, z czerwonym dachem, on zamieszkały, drugi za nim pusty, kolejny zamieszkały, ale nikogo akurat przy nim nie było, następny do tej pory był pusty, teraz jednak już jakieś rzeczy przywieźli i chyba ludzka osoba coś w środku robiła, otwierane okno w słońcu błyskało, ale to trochę przedtem, jak jeszcze murował. A zaraz za tym domem dół.

Samochód zatrzymał się, w dół nie wleciał, człowiek przy kominie poczuł się odrobinę rozczarowany, jednakże patrzył, bo innych atrakcji nie było, a chciał spokojnie do końca wypalić. Samochód zawrócił. Tak głupio zawracał, że chyba przy kierownicy musiała siedzieć baba, o mało się nie władował kufrem w ogrodzenie. Ruszył z powrotem, powoli, zatrzymał się przy tym domu, o, pustym jeszcze, jakaś osoba z niego wysiadła, nie tak od razu, tylko po dłuższej chwili. Od strony pasażera wysiadła, z przodu. Człowiekowi wydawało się, że kobieta, ale głowy by za to nie dawał, chociaż ogólnie wzrok ma niezły. Ruszyła w kierunku tego niskiego, zamieszkałego, samochód ruszył za nią, a co dalej, to on nie wie, bo rzucił niedopałek i zszedł z dachu. Co do huków, nic nie słyszał, na dole deski zrzucali i głuszyli inne dźwięki. Nikomu o tym nic nie mówił, bo nikt go nie pytał, a wydarzenie znowu nie było takie nadzwyczajne, gdyby ten samochód wleciał w dół, o, to tak, ale nie wleciał. Skoro go jednak teraz pytają, wszystkich pytają, proszę bardzo, może powiedzieć. Papieros przy kominie, żadne przestępstwo…

– Jedyny świadek naoczny stwierdza dokładnie to samo, co powiedział pies – precyzował Bieżan. – A także ta, jak jej tam, co firanki wieszała. Przyjmujemy fakt: zabójca przyjechał z ofiarą, zawrócił, zatem znalazł się po tej samej stronie co budynki i trasa przejścia denatki. Podjechał tuż za nią, rąbnął przez otwarte okno z odległości półtora do dwóch metrów i oddalił się natychmiast. Trwało to około czterdziestu sekund i nikt go po drodze nie spotkał, a dalej, na ulicy, nikt na niego nie zwrócił uwagi. Wysiadanie ofiary z samochodu potrwało trochę i możemy uczynić założenie, że w grę wchodził żakiet.

Rezygnując z kolejności alfabetycznej, Górski kiwnął głową.

– Na żakiecie lody – podjął, wpatrzony w dokumenty z laboratorium. – W owym momencie świeże, musiała żreć te lody w czasie jazdy, cała klapa żakietu, część poły i trochę w środku porządnie zachlapane. Uzasadnia chwilę zwłoki, widać próbę wytarcia tego, zrezygnowała, zdjęła żakiet, zostawiła, wysiadła bez. W kieszeniach mikroślady różnych rzeczy, ale nas interesują klucze, nosiła klucze w prawej kieszeni żakietu, wielokrotnie. Nie w torebce.

– Prawdopodobnie w ogóle nosiła klucze w kieszeniach rozmaitej odzieży. No i mamy następny punkt. Żakiet się znalazł, a gdzie klucze? U Wyduja znalazły się tylko jedne, jego własne, też w kieszeni, wyszmelcowane, oblepione śmieciem i związane drutem.

Żadna kobieta czegoś takiego by nie strawiła. I prosty wniosek, zabójca wykorzystał klucze, żeby podrzucić żakiet do domu ofiary, sam ten żakiet nie przyszedł. Nie mógł ich zostawić, bo musiał zamknąć drzwi, zabrał ze sobą.

Robert kiwał głową tak, jakby już nigdy w życiu nie miał przestać.

– Że ten zabalsamowany Wyduj żadnych sztuk nie robił, niczego nie chował i nie wyrzucał, za to osobiście rękę w ogień włożę…

– Ty nie bądź taki Scewola…

– W tym miejscu gotów jestem być. Za to Cieciak Stefania…

– Mam tu przed sobą jej zeznanie. Rany boskie, babie rwało się z ust, a myśmy zlekceważyli, co za dochodzenie upiorne, tylu błędów w jednej sprawie w życiu nie popełniłem, nawet jako gówniarz!

– To przez te baby…

– Możliwe. Jeśli coś z tego kiedyś wyrwie mi się do własnej żony, ona łeb mi ukręci, jeść nie da i żadnego szacunku do samej śmierci dla mnie nie będzie miała…

– Przy żonach szacunek najważniejszy? – zdziwił się Robert niedowierzająco.

– Ożenisz się, to zobaczysz – burknął Bieżan z goryczą. – Cieciak Stefania, z wściekłą nadzieją stawania przed sądem, zeznaje, że na własne oczy widziała, jak przyjaciółka denatki wychodziła z jej mieszkania w dniu, o godzinie i tak dalej, czyli w mniej więcej, dwie, do dwóch i pół, godzin po jej śmierci. Wedle robotnika na dachu i sąsiadki z firankami, strzał nastąpił o szesnastej pięćdziesiąt pięć, z odchyleniem do dwóch minut.

Musimy się na nich oprzeć, bo reszta świadków daje nam trochę za szeroki wachlarz czasu. A Cieciak podglądała…

– Wcale nie podglądała, trafiła przypadkiem.

– Ganc pomada. Około dziewiętnastej, może trochę później, bo jak włączyła telewizor, to już na jedynce szła kreskówka dla dzieci. I upiera się, że drzwi zamykała przyjaciółka, ta Ula cholerna.

– Borkowski Borkowskim, on sobie może być minister handlu zagranicznego…

– Nie jest.

– Ale może być, i niechby. Ja bym przeszukanie zrobił.

– Ja też. Każdy. I uważasz, że do tej pory ona się nie pozbyła dowodów? Pomijam już kompletny brak sensu…

– Ale, skoro baby… I jakieś takie to wszystko idiotyczne…?

– Dobra, zrobimy przeszukanie, prokurator da sankcję, chociaż jemu też się to wyda zbyt idiotyczne, ale co szkodzi spróbować. Zaraz… Czekaj. Borkowska to przecież była prokuratura, może po kumotersku…? Nie, ona palcem nie kiwnie. Ale może ten

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Babski Motyw»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Babski Motyw» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wyścigi
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Kocie Worki
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Jak wytrzymać z mężczyzną
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Krowa Niebiańska
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Trudny Trup
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Rzeź bezkręgowców
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Bułgarski bloczek
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Złota mucha
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Babski Motyw»

Обсуждение, отзывы о книге «Babski Motyw» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x