Joanna Chmielewska - Wielki Diament. Tom II

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wielki Diament. Tom II» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wielki Diament. Tom II: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wielki Diament. Tom II»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Cenny kamień wędruje przez rozmaite ręce i epoki, aby odnaleźć się współcześnie w pewnej polskiej rodzinie. "Poczułam, jak robi się gorąco i dreszcz przeleciał mi po kręgosłupie. Jak on napisał, ten nadawca…? Największy diament świata… Ciekawe, jaki rozmiar może mieć największy diament świata…" (fragment powieści)

Wielki Diament. Tom II — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wielki Diament. Tom II», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Od czego zaczynamy? – spytała Krystyna, z dużym niesmakiem patrząc na ogromną szarą przestrzeń, wyglądającą jak gruzowisko. Nie można było nawet rozpoznać, co tam leży i stoi, aczkolwiek jeden mebel od razu wydał mi się łóżkiem. Czy może pozostałością łóżka.

Jednakże nawet pod tym grubym kożuchem kurzu widać było, iż zawartość pomieszczenia różni się mocno od strychu w Przylesiu. Nie był to śmietnik, tylko lamus, niektóre meble stały nawet na wszystkich czterech nogach, a niektóre posiadały taki luksus jak drzwiczki. Stanowczo strych perzanowski stwarzał większe nadzieje.

– Trzeba tu było przyjść od razu – powiedziałam smętnie. – Zmarnowałyśmy wielki kawał piątku i prawie pół soboty…

Przyodziane w fartuchy Marty i jakieś stępory na nogach, zaczęłyśmy penetrację od spaceru przez cały lokal. Przechadzka okazała się wysoce uciążliwa.

– Niech to piorun strzeli! – prychnęła gniewnie Krystyna. – Słuchaj, czy nie lepiej byłoby zaangażować się po prostu do pracy w kopalni diamentów? Podejrzewam, że tu się narobimy więcej.

– Ja jestem tego nawet całkiem pewna. Ale w kopalni musiałybyśmy jeszcze dokonać kradzieży, w dodatku wątpię, czy tak od razu wielkie bydlę wpadłoby nam w ręce…

– Szczerze mówiąc, tu też wątpię…

– Dobra, ruszamy. Bez pracy nie ma kołaczy. Czekaj, szczotką…

– Ostrożnie zagarniaj, bo nas tu wydusi.

Już po pięciu minutach wyraźne się stało, że narzędzi pomocniczych potrzeba nam więcej. Ten kurz należało usuwać radykalnie, żaden odkurzacz nie dałby mu rady, wyrzucanie przez okienka w dachu było zbyt niewygodne, należało postarać się o wiaderko, worek, płachtę, cokolwiek. Wyglądało na to, że istotnie od blisko stu lat nikt tu nie zaglądał, a w ostatnich czasach nawet niczego nie dokładano, zdumiewające przy tym było, że w idealnie czystym, wręcz wyglansowanym domu Kacperskich mógł istnieć taki strych.

Po godzinie przyszedł do nas Jędruś i wyjaśnił zjawisko dokładniej.

– Nikt tu nigdy nie przychodził – rzekł w zadumie, rozglądając się wokół poprzez szare kłęby i chmury. – Nawet dzieci się nie bawiły, same to pamiętacie chyba i powiem dlaczego. Na łożu śmierci wuj Florian mówił, że strych ma być Przyleskich, nawet więcej, Noirmontów, może pani Karolina przyjedzie, może pani Ludwika, ale wszystko po nich ma tu czekać ludzką ręką nie tknięte. Tak zrozumiałem, bo niewyraźnie mówił. Na wszelki wypadek. W czym rzecz, pojęcia nie mam, ale kto wie jakie pamiątki w czterdziestym szóstym ocalił i co by się z nimi stało w tym całym komunizmie, żeby go szlag trafił. Dziecko na coś trafi, albo głupek jakiś, i wszystko zmarnuje. Przysięgliśmy, że uszanujemy, no i tak już zostało. W tej drugiej, mniejszej połowie, nawet bym chciał, żebyście zajrzały, Elżusia od początku suszarnię zrobiła, na pranie w zimie, bo w lecie to w sadzie, i tam jest porządek. A tu, jak było, tak zostało. Teraz się od was dowiaduję, że może tu leżeć i coś nasze, rodzinne, Kacperskich, ale to też więcej wasze niż nasze, a wuj Marcin dzieci nie miał… Pomóc wam trzeba – dodał po chwili innym tonem, rzeczowo i stanowczo. – Torby mamy, ile chcąc, za drzwiami kładźcie, a jutro z Jurkiem wyniesiemy.

Zgodziłyśmy się na to z dużą ulgą, bo ta godzina już nam zdążyła dokopać. Rezultat wysiłków zaś uzyskałyśmy taki, że w jednym kącie objawiły się kształty wiklinowych kuferków podróżnych, wybrakowanego fotela, zdewastowanej wyżymaczki i czegoś, co robiło wrażenie wiekowych krosien. Wyłaniał się także ogromny stos starych gazet, stwarzający nikłą nadzieję na słowo pisane.

Mimo zaprawy w bibliotece w Noirmont, nie strzymałyśmy do rana. Poszłyśmy spać koło drugiej, odkurzywszy nieco ćwierć strychu.

– To to świeże powietrze – powiedziała Krystyna, pokasłując kurzem. – Spać mi się chce nieziemsko. Coś mi się widzi, że mamy z głowy ładne parę weekendów.

– Żeby ta parszywa Iza wyjechała, poświęciłabym się i w dni powszednie – odparłam z westchnieniem. – Mogłabym odkurzyć do końca.

– Optymistka! Ona nie wyjedzie, póki nie złapie Pawła.

– A gówno. W zadzie mam diament, wyjdę za niego.

– I obiecasz mu posag?

– Nie wiem, co mu obiecam, ale najwyżej się nie przeprowadzę…

– Głupia jesteś zupełnie. To już lepsze byłoby zamieszkanie razem i ciąża, nawet bez ślubu. Zawahałam się, zatrzymując w drzwiach.

– I zacznę pomieszczenie pawiami ozdabiać, co?

Krystyna omal nie zleciała ze schodów.

– Nie, tego bym już nie zniosła. No dobrze, z ciążą zaczekaj. Chociaż… Nie zaczniesz przecież rzygać od pierwszego dnia…? Ze trzy tygodnie to potrwa? Przez trzy tygodnie ten strych obskoczymy, bodaj tylko w weekendy…?

– Mam złe przeczucia – westchnęłam i zeszłam za nią.

Moje przeczucia się sprawdziły, w niedzielę po południu, rąk i nóg nie czując, zdołałyśmy usunąć prawie trzy czwarte kurzu i na tym się nasze osiągnięcia skończyły. Jedyne, do czego czułam się zdolna, to paść na zdewastowane łoże i zasnąć kamieniem, a Krystyna wyjawiała możliwości podobne. Na pomoc Kacperskich nie było co liczyć, Jędruś się uparł, pełen współczucia, ale stanowczy.

– Ja przysięgi dotrzymam – oznajmił zdecydowanie. – I własne dziecko wyklnę, gdyby mi ją złamało. Coś takiego, coraz lepiej to sobie przypominam, że nikt inny, tylko wy, z rodziny Przyleskich i Noirmontów, macie do tego prawo i na ręce wam patrzeć, niech Bóg broni. Może to jaka wstydliwa tajemnica, może przestępstwo, może skarb, ale nikt nie ma prawa nosa wtykać. Nie darmo wuj Florian nigdy się nie ożenił, a mnie adoptował.

– I co to ma do rzeczy? – spytał Henio. – To znaczy, ja nic nie mówię i nigdzie się nie pcham, po co mnie ojciec ma wyklinać, to uciążliwe zajęcie, ale jaki może być związek między tajemnicą Przyleskich a kawalerstwem pradziadka?

– Ciotecznego – przypomniała usłużnie Marta.

– Ciotecznego… Myślisz, że to pociecha?

– Może coś tam było nieślubne? – wysunął przypuszczenie Jurek, który mało gadał, ale świetnie się bawił. – Może my jesteśmy Przylescy, a Przylescy są w gruncie rzeczy Kacperscy? Może nikt nie ma prawa do niczego i trzeba to ukryć?

– Głupoty mówisz, synu, aż się coś robi – skarciła go ze zgorszeniem Elżusia.

Wszyscy razem siedzieliśmy przy niedzielnej kolacji, po której obie z Krystyną miałyśmy wracać do Warszawy. Na głodno Elżusia nie chciała nas wypuścić. Zastanowiłam się nad tymi supozycjami, nagle niepewna, czy nie przeoczyłam jakichś rodzinnych tajemnic.

– Nie – powiedziałam po uczciwym namyśle – takich rzeczy nie było, w Noirmont przeczytałam wszystko. I powiem wam, że aż się dziwię, jaka to była porządna rodzina. Dwie rodziny. Żenili się z miłości, wierni sobie byli, aż się niedobrze robiło, żadnych odskoków, żadnych zdrad. W waszej rodzinie to samo…

– No rzeczywiście – przerwała mi Krystyna jadowicie. – Szczególnie pani de Blivet dodaje nam blasku. Nie mówiąc już o tym, że na moje oko praprababcia Arabella wyrolowała pułkownika, zaś Marietta zręcznie wykończyła dwie osoby postronne. Historia mnie słabo interesuje, ale pamięć posiadam.

– Geny mogły przeskoczyć tylko z Arabelli! I to na nas, a nie na Kacperskich! Marietta w ogóle odpada, a reszta była w porządku. Poza tym już wam mówiłam, że idzie o skarb i, na litość boską, nie mówcie o tym nikomu!

– Nie powiemy! – zapewnili wszyscy Kacperscy chórem, patrząc na mnie do tego stopnia pytająco, że wręcz musiałam wdać się w bliższe szczegóły.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wielki Diament. Tom II»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wielki Diament. Tom II» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wyścigi
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Babski Motyw
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Kocie Worki
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Jak wytrzymać z mężczyzną
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Trudny Trup
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Złota mucha
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Wielki Diament. Tom II»

Обсуждение, отзывы о книге «Wielki Diament. Tom II» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x