Margery Allingham - Jak najwięcej grobów
Здесь есть возможность читать онлайн «Margery Allingham - Jak najwięcej grobów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Jak najwięcej grobów
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Jak najwięcej grobów: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Jak najwięcej grobów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Jak najwięcej grobów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Jak najwięcej grobów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nie drgnęła nawet. Nigdy jeszcze nie widział żadnej żywej istoty – chyba z wyjątkiem krokodyla – tak nieruchomej. Jednak jej oczy, które skierowała teraz na niego, |o mętnych żółtawych białkach, skrzyły się inteligencją.
– Na tym. stoliczku – wydała polecenie, ale nie pofatygowała się, by mu go wskazać czy przysunąć do siebie. Głos miała ostry, władczy, świadczący o wykształceniu. Bezwiednie jej posłuchał.
Stoliczek okazał się stylowym pięknym sprzętem na trzech smukłych nóżkach. Campion bezwiednie zapamiętał to, co na nim się znajdowało, choć w danej chwili wcale |o tym nie myślał. Stała tu pękata waza z nieśmiertelnikami, mocno zakurzonymi, i dwie zielone szklaneczki również z tymi wysuszonymi kwiatami, następnie półmisek z odwróconą formą do puddingu i mała staroświecka filiżanka bez uszka, z mikroskopijną ilością dżemu malinowego. Wszystko to razem sprawiało nieprzyjemne wrażenie lepkości.
Pozwoliła mu się uporać z tym bric-a-brakiem i postawić tacę, nie pomagając mu w niczym ani nie odzywając się słowem; przypatrywała mu się tylko z rozbawionym, przyjaznym zainteresowaniem. Uśmiechnął się w odpowiedzi, gdyż sądził, że tak wypada, i nagle jej słowa zaskoczyły go zupełnie:
Pasterzu, tak wesoło grasz na swych piszczałkach,
Minę masz tak buńczuczną, posturę pyszałka.,
Zrozum jednak, prostaczku, ze beztroska taka
Łacna nie idzie w parze z twym losem biedaka,
Jasne oczy Campiona błysnęły. Nie dlatego, by uraziło go, że został nazwany pasterzem czy nawet,,prostaczkiem", chociaż ten ostatni zwrot wydawał mu się raczej nie na miejscu, ale tak się złożyło, że nie dalej niż poprzedniego wieczoru czytał George'a Pelle'a w poszukiwaniu nazwiska, które go dręczyło.
Los mi nie sprzyja, zacny Palinode,
Bom ja dla nieszczęść samych się narodził.
– „Bom dla niedoli samej się narodził" – poprawiła go odruchowo, ale była zadowolona, a nawet może zdumiona, i stała się od razu nie tylko bardziej ludzka, ale zaskakująco bardziej kobieca. Pozwoliła, by czerwony szal osunął się jej na plecy, tak że odsłonił piękną, siwą głowę, ze starannie upiętymi włosami. – A więc jest pan aktorem – powiedziała. – Oczywiście. Powinnam się była lego spodziewać. Panna Roper ma tylu przyjaciół z teatru. Ale – dodała tajemniczo, z wdziękiem – nie są to aktorzy, których znam najlepiej. Moi przyjaciele ze sceny bardziej należą do pana genre'u. A teraz niech mi pan co opowie, jak tam leci w pańskiej budzie – wymówiła ten kolokwialny zwrot, jakby to był grecki werset, którego zapamiętaniem się szczyciła.
– Obawiam się, że nic ciekawego pani nie powiem, ponieważ dawno nie grałem – zaczął ostrożnie.
– Zresztą to nieważne – mówiła nie patrząc na niego. Wyciągnęła mały bloczek do pisania, pokryty drobnym pięknym pismem. – A teraz sprawdźmy – ciągnęła zaglądając do środka – co mi pan przyniósł. Filiżankę odżywki mlecznej? Tak. Jajeczko? Tak. Gorącą wodę? Tak. Zimną wodę? Tak. Sole, cukier i… tak, parafinę. Znakomicie. Teraz proszę wlać jajko do odżywki – tak. Proszę, odważnie, wstrząsnąć, ale nie rozlać, nie lubię brudnego spodeczka. Gotowe?
Od czasów dzieciństwa nikt nie przemawiał do Campiona tak rozkazującym tonem. Zrobił, co mu polecono, i był zdziwiony, że mu się trochę przy tym trzęsą ręce. Brunatny płyn przybrał niebezpieczny odcień i na jego powierzchni pojawiły się jakieś podejrzane strzępki.
– A teraz cukier – rozkazała panna Palinode. – O tak, dobrze. Proszę podać mi filiżankę i trzymać łyżeczkę, ale jeśli pan dobrze wszystko wymieszał, nie będę jej potrzebowała. Teraz niech pan włoży łyżeczkę do zimnej wody, po to tu jest. Puszka m-a zostać tam, gdzie jest, przy zimnej wodzie, i proszę postawić parafinę tuż koło kominka. To na moje odmrożenia.
– Na odmrożenia? – mruknął powątpiewająco. Na dworze było raczej ciepło.
– Na odmrożenia, które odezwą się w grudniu – wyjaśniła cierpliwie panna Palinode.- Odpowiednia kuracja teraz zapobiegnie odmrożeniom w grudniu. Świetnie pan to zrobił. Chyba zaproszę pana na mój wieczorek teatralny, który odbędzie się w przyszły wtorek. Oczywiście, przyjdzie pan. – Było to raczej stwierdzenie niż pytanie, gdyż nie dała mu czasu na odpowiedź. – Może wyniknie z tego coś interesującego dla pana, ale nie mogę nic obiecać. W tym roku teatr repertuarowy cierpi na nadmiar aktorów, zresztą zapewne sam pan o tym wie. – Jej uśmiech był bardzo uprzejmy.
Campion, najłagodniejszy z ludzi, zaczął odczuwać przemożną potrzebę – tak niezwykłą u niego – żeby jakoś podkreślić swoją obecność. Opanował się jednak.
– Chyba tu gdzieś w pobliżu jest niewielki teatr? – zaryzykował pytanie.
– Rzeczywiście. Teatr Tespisa. Mają tam skromny, ale pracowity zespół. Wśród nich kilku aktorów bardzo utalentowanych. Chodzę na każdą sztukę – z wyjątkiem tych pozbawionych wartości, które muszą wystawiać, żeby ściągnąć publiczność. Raz w miesiącu przychodzą tu wszyscy do mnie na małą pogawędkę i spędzamy bardzo mile czas. – Umilkła i jakiś cień przesunął się po jej twarzy. – Zastanawiam się, czy nie powinnam odłożyć najbliższego spotkania. Mieliśmy trochę zamieszania w domu. Zapewne słyszał pan o tym. Wydaje mi się jednak, że wszystko może się odbyć jak zazwyczaj. Jedyna trudność to ci przeklęci reporterzy, chociaż obawiam się, że bardziej przeszkadzają memu bratu niż mnie.
Piła swój odrażający napój hałaśliwie, jakby sądziła – pomyślał Campion – że ma pełne prawo do pewnych nietaktów.
– Zdaje się, że wchodząc tutaj spotkałem pani brata… – urwał na widok jej oburzonej miny.
Z trudem opanowała irytację i odparła z uśmiechem:
– O nie, to nie był Lawrence. Lawrence jest… zupełnie inny. Widzi pan, jedną z korzyści tego domu jest to,… że nie trzeba wychodzić na ulicę. To ulica do nas przychodzi. Mieszkamy tu tak długo…
– Słyszałem o tym – wyszeptał. – Podobno wszyscy dostawcy osobiście tu do państwa przychodzą.
– Dostawcy przychodzą na dół – poprawiła go z uśmiechem. – Ludzie reprezentujący jakiś zawód przychodzą na górę. Jakże to interesujące, nie uważa pan? Zawsze sobie myślałam, że warto by się zainteresować tematem nierówności społecznej – gdyby nie ten chroniczny brak czasu. To był pan James, dyrektor naszego banku. Zawsze go proszę tutaj, gdy mam jakiś interes. Jemu to nie sprawia kłopotu. Mieszka nad bankiem, który znajduje się po drugiej stronie ulicy. – Siedziała, wpatrując się w niego przenikliwie, rumiana i pełna wdzięku. Jego uznanie dla niej rosło z każdą chwilą. Jeśli Charlie Luke miał rację, że była prawie bez pieniędzy, jej. zdolność egzekwowania, przysług była wprost zdumiewająca.
– Kiedy pan wszedł – zauważyła – zastanawiałam się, czy nie jest pan którymś z reporterów. Oni są zdolni do wszystkiego. Ale, gdy tylko podchwycił pan mój cytat z Peele'a od 'razu wiedziałam, że się mylę.
Campionowi nie bardzo trafił do przekonania ten argument, ale nic nie odpowiedział.
– Te drobne nieprzyjemności, jakich teraz doświadczamy – zaczęła uroczyście – sprawiły, że zaczęłam zastanawiać się nad faktem niezwykłej ciekawości ludzi wulgarnych. Oczywiście używam tego słowa w jego właściwym, łacińskim, znaczeniu. Zamierzałam nawet kiedyś napisać na ten temat rozprawę. Widzi pan, zastanawia mnie to, że im wyższy czy bardziej wykształcony podmiot, tym mniejszą przejawia ciekawość. Na pozór może się to wydawać zaprzeczeniem samym w sobie, nieprawdaż?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Jak najwięcej grobów»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Jak najwięcej grobów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Jak najwięcej grobów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.