Margery Allingham - Jak najwięcej grobów
Здесь есть возможность читать онлайн «Margery Allingham - Jak najwięcej grobów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Jak najwięcej grobów
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Jak najwięcej grobów: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Jak najwięcej grobów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Jak najwięcej grobów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Jak najwięcej grobów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Campion wyprostował się gwałtownie.
– Przecież pan Edward umarł na atak serca.
– Tak powiedział lekarz – w słowach panny Roper brzmiało powątpiewanie, a zarazem ostrzeżenie, głowę przekrzywiła na bok jak gil. – Ale nadal nie wiemy, jak było naprawdę. Tego dnia, przed śmiercią, panna Ruth wcześnie rano wyszła z siatką po zakupy. Poprzedniego wieczoru była u nich jakaś awantura, ponieważ słyszałam, jak krzyczeli na nią w pokoju pana Lawrence'a. Nikt jej nie widział aż do jej powrotu około wpół do pierwszej. Ja byłam w kuchni, wszyscy wyszli, a kapitan spotkał ją we frontowym hallu. A teraz ty opowiadaj, mój kochany.
Kapitan słysząc te czułe słowa przymrużył oko i wykrzywił wąskie usta.
– Od razu się zorientowałem, że coś jej dolega – zaczął powoli. – Trudno było tego nie zauważyć. Wyobraźcie sobie, ona krzyczała.
– Krzyczała?
– No, bardzo głośno mówiła. – Sam ściszył głos wypowiadając te słowa. – Była czerwona na twarzy, wymachiwała rękami i chwiała się na nogach. Ponieważ akurat byłem na miejscu, oczywiście zrobiłem, co tylko w mojej mocy. – Z namysłem zaczął sączyć whisky. – Zaprowadziłem ją do tego konowała obok. Musieliśmy oboje kapitalnie wyglądać. Wydawało mi się, że przyglądają nam się ze wszystkich okien w mieście. – Roześmiał się sam do siebie, ale w jego oczach nadal malowała się uraza.
– Miał pan wielki kłopot, ale postąpił pan szlachetnie – powiedział Campion.
– Właśnie to chciałam powiedzieć – przytwierdziła z zapałem Renee. – To było bardzo szlachetne z jego strony. Nawet mnie nie wezwał. Po prostu zrobił, co trzeba. To zupełnie do niego podobne. Doktor był w swoim gabinecie, ale nic jej nie pomógł.
– Nie, nie, moja "droga, niezupełnie tak było – rzuciwszy przepraszające spojrzenie w stronę łóżka, kapitan wrócił do poprzedniej relacji. – Muszę być dokładny. Rzecz przedstawiała się następująco: kiedy tak szliśmy ulicą – wyglądałem jak policjant prowadzący pijaną kobietę, ponieważ ona głośno krzyczała -zobaczyliśmy naszego doktora, który akurat zamykał drzwi swego gabinetu. Koło niego stało jakieś wielkie chłopisko, na dobitek wszystkiego zalane łzami. Właśnie obaj śpieszyli się, o ile zdołałem zrozumieć, do porodu… – urwał zażenowany. Widać było, że scena ta stanęła mu znów przed oczami z całą wyrazistością i że wspomina ją z pewnym rozbawieniem.
– Tak więc wszyscy staliśmy u wejścia do gabinetu doktora. Byłem zupełnie bezradny; ściskałem w ręku swój zielony kapelusz, który kolorem pasował do mojej twarzy. Doktor był wyraźnie zaniepokojony informacjami, jakich udzielił mu ten drągal. Moja towarzyszka była w wiosennym kostiumie – czymś w rodzaju sari z worka po cukrze i flanelowej spódnicy, prawda Renee?
– To z pewnością były dwie suknie, mój drogi, a nie spódnica. Oni wszyscy dziwacznie się ubierają. Są wyżsi ponad stroje.
– Panna Ruth była poniżej – zauważył kwaśno kapitan. – Kiedy zaczęła rozpinać całe mnóstwo agrafek, sytuacja stała się alarmująca. A przy tym wykrzykiwała jakieś liczby…
– Jakie znowuż liczby? – spytał zaniepokojony Campion.
– No, liczby. Ona była rodzinną znakomitością matematyczną. Czyż Renee panu o tym nie mówiła? Policja mnie ciągle wypytywała: „Co mówiła"?, a to co słyszałem, brzmiało jak wzory matematyczne. Widzi pan, ona wtedy nie była w stanie dokładnie wymawiać słów. Z tego zorientowałem się, że jest poważnie chora, a nie że zwariowała.
– Lekarz powinien był ją wpuścić do gabinetu – stwierdziła Renee. – Wiemy, że jest człowiekiem bardzo zajętym, jednak…
– Doskonale go rozumiem – kapitan Seton z uporem starał się być bezstronny. – Przyznaję, że wtedy uważałem jego zachowanie za niezwykłe, ale sam był cholernie zdenerwowany. Nie, on po prostu wiedział, że chora jest bardzo blisko swego domu: właściwie wszystko jedno, gdzie nastąpi atak, który przepowiadał. Spojrzał na nią uważnie i powiedział do mnie:,,0, Boże. Tak, no tak. Niech pan ją zaprowadzi do jej pokoju i przykryje kocem. Zaraz przyjdę, jak tytko będę mógł". Niech pan pamięta o tym – dodał kapitan z tym swoim kpiącym uśmiechem zwracając się do Campiona – że to zapłakane chłopisko, o dobrą stopę wyższe niż my obaj i o trzydzieści lat co najmniej młodsze, dało nam wyraźnie do zrozumienia, że lekarz pójdzie z nim, a nie ze mną. O ile dobrze pamiętam, oświadczył to całkiem stanowczo. Wobec tego zrezygnowałem i odprowadziłem do domu moją chwiejącą się ślicznotkę, której pojawiła się piana na ustach, torując sobie drogę przez gęstniejący tłum. W jej pokoju usadowiłem ją na jedynym fotelu, gdzie nie leżały książki, narzuciłem na nią stos starych ubrań i pobiegłem na dół do kuchni, po Renee.
– Gdzie przewrócił garnek, który postawiłam akurat na blasze, a ja poszłam do niej – powiedziała panna Roper uśmiechając się do 'kapitana z wielką czułością. – To taki dobry chłopak.
– Cokolwiek by o "mnie ludzie mówili – dokończył za nią kapitan i spojrzał na nią prowokacyjnie, śmiejąc się przy tym.
– Wypij lepiej i nie bądź taki łasy na komplementy – skarciła go. – Kiedy ją zobaczyłam, wydawało mi się, że drzemie. Nie bardzo podobał mi się jej oddech, ale wiedziałam, że wkrótce przyjdzie doktor, i pomyślałam, że najlepiej będzie, jak sobie wypocznie. Przykryłam ją więc jeszcze jednym kocem i wyszłam.
Kapitan z westchnieniem wysączył do końca swoją szklaneczkę.
– Kiedy ponownie ktoś do niej zajrzał, była jedną nogą na tamtym świecie – stwierdził. – Żaden kłopot. Dla wszystkich, z wyjątkiem mnie oczywiście.
– Och, nie mów tak, to brzmi okropnie! – Różowe kokardy na czepku panny Roper zadrżały. – Spotkałam pannę Evadne, która akurat wchodziła do domu, i obie poszłyśmy na górę. Była chyba druga po południu. Panna Ruth nadal spała, ale strasznie jęczała przez sen.
– Czy panna Evadne pani pomogła? – spytał Campion;
Renee spojrzała mu w oczy.
– No nie. To znaczy tyle, ile możną się było po niej spodziewać. Powiedziała coś do siostry, ale kiedy ta się nie odezwała, rozejrzała się po pokoju, wzięła jakąś książkę z półki, czytała ją przez chwilę i wreszcie powiedziała mi, żebym posłała kogoś po lekarza, jakbym sama o tym nie pomyślała.
– Kiedy lekarz przyszedł?
– Gdzieś koło trzeciej. Po odebraniu dziecka musiał najpierw wpaść do domu. Mnie powiedział, że po to, żeby się umyć, ale}a myślę, że musiał wytłumaczyć się żonie ze spóźnienia na lunch. Panna Ruth nie żyła już wtedy.
Przez chwilę panowała cisza, wreszcie odezwał się kapitan:
– Stwierdził skrzep. Ostatecznie czegoś takiego właśnie się spodziewał. Trudno go w tym przypadku winić.
– A jednak ktoś to zrobił – tę uwagę uczynił Campion i był zdumiony, że oboje przyjęli natychmiast postawę obronną.
– Ludzie zawsze lubią gadać -stwierdziła Renee, jak gdyby to ją oskarżał. – Taka jest ludzka natura. Każda nagła śmierć powoduje komentarze. „Ale szybko się zawinęła, co?", powiadają i dodają: „Czy cię to nie zdziwiło? Masz chyba nerwy ze stali?" Albo: „Może to i dla ciebie ulga". Mdło mi od tej gadaniny. – Krew napłynęła jej do twarzy, oczy błyszczały gniewnie.
Kapitan wstał i odstawił na miejsce szklaneczkę. Podbródek miał zaczerwieniony.
– W każdym razie to nie ja zabiłem tę ordynarną flądrę – powiedział z hamowaną zjadliwością. – Owszem, sprzeczałem się z nią, przyznaję, i nadal uważam, że miałem do tego prawo, ale to nie ja ją zabiłem!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Jak najwięcej grobów»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Jak najwięcej grobów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Jak najwięcej grobów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.