John Grisham - Raport “Pelikana”
Здесь есть возможность читать онлайн «John Grisham - Raport “Pelikana”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Raport “Pelikana”
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Raport “Pelikana”: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Raport “Pelikana”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Raport “Pelikana” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Raport “Pelikana”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Był niezawodnym źródłem informacji, ale tylko dla Granthama. Spotkania organizował syn sierżanta, Cleve. Umawiali się najczęściej po zmroku, o najdziwniejszych godzinach, w nie rzucających się w oczy ponurych knajpkach. Sierżant jak zwykle w ciemnych okularach. Grantham podobnie, tyle że jeszcze dodatkowo skrywał twarz w cieniu kapelusza albo czapki. Cleve towarzyszył im zazwyczaj i obserwował tłum.
Grantham zjawił się w knajpie “U Glendy” kilka minut po szóstej i przeszedł do wydzielonego kącika z tyłu sali. W jadłodajni siedziało trzech innych gości. Obok kasy stała Glenda we własnej osobie i smażyła jajka na grillu. Cleve siedział na stołku przy ladzie i gapił się na właścicielkę.
Uścisnęli sobie ręce. Na Granthama czekała filiżanka kawy.
– Przepraszam za spóźnienie.
– Nie ma za co, przyjacielu. Dobrze cię widzieć. – Sierżant miał zdarty głos i nie mógł mówić szeptem. Ale i tak nikt ich nie podsłuchiwał.
Grantham napił się kawy.
– Pracowity tydzień w Białym Domu – zagaił.
– Można tak to nazwać. Biegają z wywalonymi ozorami i cieszą się jak dzieci.
– Poważnie?
Grantham nie mógł sporządzać notatek podczas spotkań. “Za bardzo rzucalibyśmy się w oczy” – powiedział sierżant, ustalając reguły gry.
– Jak najbardziej. Prezydent i jego chłopcy byli wniebowzięci, jak usłyszeli o Rosenbergu. Sprawił im wielką radość.
– A sędzia Jensen?
– No cóż, jak wiesz, prezydent wziął udział w pogrzebie, ale nie przemawiał. Chciał wygłosić mowę żałobną, ale wycofał się z tego pomysłu, bo musiałby mówić dobrze o facecie, który był gejem.
– Kto mu napisał mowę?
– Pisarczycy pod wodzą Mabry’ego. W czwartek pracowali nad tym przez cały dzień, a później szef się wycofał.
– Był na pogrzebie Rosenberga.
– Zgadza się, ale musieli go przekonywać. Mówił, że prędzej szlag go trafi, niż pójdzie na ten pogrzeb. W końcu nastraszyli go i pojechał. Zdaje się, że to morderstwo jest mu bardzo na rękę. W środę o mało nie wydali przyjęcia z tej okazji. Trafił mu się poker w pierwszym rozdaniu. Teraz zabiera się do restrukturyzacji Sądu i widać, że sprawia mu to radość.
Grantham słuchał uważnie. Sierżant ciągnął dalej:
– Zrobili listę kandydatów. Początkowo było na niej ponad dwadzieścia nazwisk, potem skrócili ją do ośmiu.
– Kto skracał listę?
– A jak ci się zdaje? Prezydent i Fletcher Coal. Teraz trzęsą portkami ze strachu, że będzie przeciek i ktoś się dowie, kogo odrzucili. Na ich liście są tylko młodzi, konserwatywni sędziowie, raczej mało znani.
– Jakieś nazwiska?
– Znam tylko dwa. Jeden nazywa się Pryce i jest z Idaho, drugi to MacLawrence z Vermontu. O innych nie słyszałem. Ci dwaj są chyba sędziami federalnymi. To wszystko, co wiem.
– A co ze śledztwem?
– Nie słyszałem za wiele, ale będę nadstawiał ucha. Jak zwykle. Choć wygląda na to, że utknęli w martwym punkcie.
– Coś jeszcze?
– Kiedy to puścicie?
– W porannym wydaniu.
– Będzie wesoło.
– Dzięki, sierżancie.
Na dworze było już widno i w barze robiło się głośno. Cleve podszedł do stolika i usiadł obok ojca.
– Skończyliście już, panowie?
– Zgadza się – odparł sierżant.
Cleve rozejrzał się po sali.
– Trzeba się zbierać. Grantham idzie pierwszy, ja za nim. Tatusiek może tu siedzieć, jak długo zechce.
– Miło z twojej strony – rzucił z przekąsem sierżant.
– Dzięki, panowie – powiedział Grantham i ruszył ku wyjściu.
ROZDZIAŁ 12
Verheek spóźniał się jak zwykle. Przyjaźnili się od dwudziestu trzech lat i nigdy nie zdarzyło mu się przyjść o wyznaczonej godzinie. Nie miał poczucia czasu i w ogóle się tym nie przejmował. Nosił zegarek, ale nigdy nie sprawdzał godziny. Dla niego spóźnienie oznaczało przynajmniej godzinę, czasami dwie – szczególnie jeśli czekającym był przyjaciel, który wie i wybacza.
Callahan siedział już od godziny przy barze, co zresztą wcale go nie martwiło. Po ośmiu godzinach naukowej debaty znienawidził konstytucję i tych, którzy jej nauczali. Jego organizm domagał się alkoholu. Callahan wypił dwie podwójne whisky z lodem i wreszcie doszedł nieco do siebie. Spoglądał na swoje odbicie w lustrze za rzędem butelek, spoglądał na salę za swoimi plecami i czekał na Gavina Verheeka. Nic dziwnego, że przyjaciel nie sprawdził się w prywatnej kancelarii, gdzie liczy się każda minuta.
Kiedy barman postawił przed nim trzecią podwójną whisky, było dokładnie jedenaście po siódmej. Przy barze stanął Verheek i jakby nigdy nic zamówił piwo.
– Przepraszam za spóźnienie – powiedział, gdy wymieniali uściski. – Wiem skądinąd, że lubisz posiedzieć sobie w samotności nad szklaneczką.
– Wyglądasz na zmęczonego – rzucił Callahan, przyglądając się przyjacielowi. Verheek fatalnie się postarzał i przybrał na wadze. Od ich ostatniego spotkania zakola na jego czole powiększyły się o kolejny cal, a bladość cery podkreślała sińce pod oczami. – Ile ważysz?
– Nie twój interes – odparł Verheek, sącząc piwo. – Mamy stół?
– Zarezerwowałem na wpół do dziewiątej. Zakładałem, że spóźnisz się o dziewięćdziesiąt minut.
– W takim razie przyszedłem za wcześnie.
– Owszem, z twojego punktu widzenia. Wracasz z pracy?
– W tej chwili mieszkam w pracy. Dyrektor wyznaczył normę stu godzin tygodniowo, dopóki coś nie pęknie. Powiedziałem żonie, że wrócę do domu na gwiazdkę.
– Co tam u niej?
– Wszystko dobrze. Kobieta ma cierpliwość. Żyje nam się ze sobą o wiele lepiej, kiedy mieszkam w pracy. – Była to jego trzecia żona w ciągu ostatnich siedemnastu lat.
– Chciałbym ją poznać.
– Nie, na pewno tego nie chcesz. Dwie pierwsze poślubiłem ze względu na wyro, do którego tak bardzo lubiły wskakiwać, że nie patrzyły, kto w nim leży. Z tą ożeniłem się dla pieniędzy i naprawdę nie ma na co patrzeć. Nie zrobiłaby na tobie wrażenia. – Dokończył piwo. – Wątpię, czy doczekam z nią jej śmierci.
– Ile ma lat?
– Nie pytaj. Ale szczerze ją kocham, mówię poważnie. Z tym że po dwóch latach pożycia zdałem sobie sprawę, iż jedyną rzeczą, jaka nas jeszcze łączy, jest dogłębna znajomość rynku papierów wartościowych. – Spojrzał na barmana. – Jeszcze jedno piwo poproszę.
Callahan sączył drinka i uśmiechał się pod nosem.
– Ile jest warta?
– Znacznie mniej, niż myślałem. Dokładnie nie wiem. Może z pięć milionów, kto wie… Oskubała do czysta mężów numer jeden i dwa, a wyszła za mnie dlatego, że chciała przekonać się, jak wygląda życie z przeciętniakiem. Tak przynajmniej twierdzi. Zresztą wszystkie tak mówią, sam wiesz najlepiej…
– Zawsze obstawiałeś przegrane baby, Gavin. Nawet na studiach. Twój ulubiony typ to cierpiąca na depresję neurotyczka.
– Nic na to nie poradzę, że tylko takim wpadam w oko. – Verheek podniósł butelkę i wypił połowę zawartości. – Dlaczego zawsze spotykamy się w tej knajpie?
– Nie wiem. To chyba tradycja. Przywołujemy wspomnienia wspaniałych studenckich czasów.
– Nienawidziliśmy prawa, Thomas. Wszyscy nienawidzą prawa. I prawników.
– Jesteś w kiepskim nastroju.
– Wybacz. Odkąd znaleźli ciała, spałem tylko sześć godzin. Dyrektor drze na mnie mordę przynajmniej pięć razy na dzień, a ja drę mordę na wszystkich, którzy są pode mną. Mamy niezły ubaw.
– Skończ piwo, chłopie. Nasz stół jest już wolny. Napijemy się, zjemy i pogadamy. Spędzimy razem cudowny wieczór.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Raport “Pelikana”»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Raport “Pelikana”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Raport “Pelikana”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.