John Grisham - Raport “Pelikana”
Здесь есть возможность читать онлайн «John Grisham - Raport “Pelikana”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Raport “Pelikana”
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Raport “Pelikana”: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Raport “Pelikana”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Raport “Pelikana” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Raport “Pelikana”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Czy mogę pomalować ci paznokcie u stóp?
Milczała. Traktował jej stopy jak fetysz i przynajmniej dwa razy w miesiącu malował jej paznokcie jasnoczerwonym lakierem. Widzieli podobne scenę w filmie Bill Durham i choć Callahan nie był tak schludny i trzeźwy jak Kevin Costner, Darby pozwalała mu na tę poufałość i cieszyła się wraz nim owym wyjątkowym poczuciem bliskości.
– Nie malujemy dzisiaj?
– Może później. Wyglądasz na zmęczonego.
– Odpoczywam. Moje ciało wypełnia straszliwa męska żądza i nie zniechęcisz mnie, mówiąc, że jestem zmęczony.
– Napij się jeszcze wina.
Callahan spełnił jej prośbę, po czym ułożył się wygodniej na sofie.
– No dobra, panno Shaw. Więc kto to zrobił?
– Zawodowcy. Nie czytujesz gazet?
– Ale kto stoi za zawodowcami?
– Nie wiem. Po tym, co zaszło tej nocy, wszyscy jednogłośnie obstawiają Armię Podziemia.
– Z wyjątkiem ciebie.
– Owszem. Nikogo nie aresztowano, co potwierdza moje wątpliwości.
– Wytypowałaś więc jakiegoś tajemniczego podejrzanego, o którym reszta narodu nie ma bladego pojęcia.
– Teraz nie jestem już taka pewna. Poświęciłam trzy dni na sprawdzenie wszystkich faktów, napisałam nawet eleganckie podsumowanie na moim komputerku i wydrukowałam na drukarence pierwszą wersję raportu, który w świetle ostatnich wydarzeń nadaje się do kosza.
Callahan spojrzał na nią uważnie.
– Chcesz powiedzieć, że przez trzy dni nie chodziłaś na zajęcia, ignorowałaś mnie, bawiłaś się w Sherlocka Holmesa i wszystko na nic?
– Niczego jeszcze nie wyrzuciłam. Raport leży na stole.
– Nie pojmuję tego! Cały tydzień umierałem z tęsknoty i nie pisnąłem ani słowa, bo wiedziałem, że cierpię w słusznej sprawie. Złożyłem się w ofierze dla dobra kraju i pomyślności jego mieszkańców, łudząc się, że usłyszę dzisiaj, a najdalej jutro, kto to zrobił…
– To nie jest takie proste. Grzebanie w aktach sądowych nie wystarczy. Morderstw nie łączy żadna wspólna nić, żaden ślad czy choćby poszlaka. O mało nie przepaliłam obwodów w komputerach na wydziale prawa.
– Ha! Od razu ci mówiłem! Zapominasz, najdroższa, że jestem geniuszem prawa konstytucyjnego i od razu domyśliłem się, że Rosenberg i Jensen nie mieli ze sobą nic wspólnego poza czarnym kolorem togi i napływającymi pod ich adresem groźbami. Zabili ich naziści, Aryjczycy, Klan, mafia albo jakaś inna wszawa banda, i zrobili to dlatego, że Rosenberg był Rosenbergiem, a Jensen stanowił najłatwiejszy cel i przynosił wstyd paru osobom.
– Może w takim razie zadzwonisz do FBI i podzielisz się z nimi swymi uczonymi wnioskami. Jestem pewna, że siedzą przy telefonie.
– Nie złość się. Przepraszam. Wybacz.
– Jesteś osłem, Thomas.
– To prawda, ale i tak mnie kochasz, hę?
– Nie wiem.
– Czy mimo tej kolejnej niedogodności pójdziemy do łóżka? Obiecałaś.
– Zobaczymy.
Callahan odstawił kieliszek na stół i przypuścił frontalny atak:
– Posłuchaj, dziecko, przeczytam twój raport, okay? Potem porozmawiamy o nim. Ale w tej chwili mąci mi się w głowie i stan ten nasili się, jeśli nie ujmiesz mej omdlewającej i drżącej dłoni i nie zaprowadzisz mnie do łóżka.
– Wyrzucam raport.
– Darby, niech to szlag! Proszę cię, błagam…
Chwyciła go za szyję i przyciągnęła do siebie. Całowali się długo i namiętnie. Niemal brutalnie.
ROZDZIAŁ 11
Policjant przytknął kciuk do guzika domofonu i dzwonił przez dwadzieścia sekund. Potem zrobił krótką przerwę. I znów dwadzieścia sekund. Przerwa. Dwadzieścia sekund. Przerwa. Dwadzieścia sekund. Bawiło go to, bo wiedział, że Gray Grantham jest nocnym markiem i śpi zapewne dopiero od dwóch-trzech godzin, i klnie, słysząc wściekłe dzwonienie w korytarzu. Wcisnął guzik i rzucił okiem na wóz patrolowy, zaparkowany wbrew przepisom na krawężniku pod latarnią. Zaczynało świtać. Była niedziela, a na ulicy żywej duszy. Dwadzieścia sekund. Pauza. Dwadzieścia sekund.
Może Grantham umarł? A może spił się do nieprzytomności gdzieś w mieście? Albo leży z czyjąś żoną w łóżku i nie ma zamiaru otwierać drzwi? Pauza. Dwadzieścia sekund.
– Kto tam?! – zachrypiał głośnik domofonu.
– Policja! – rzucił gliniarz. Był Murzynem i zaakcentował po w słowie policja, ot tak, dla zabawy.
– Czego? – spytał Grantham.
– Może mam nakaz… – parsknął policjant.
– To ty, Cleve? – Głos Granthama złagodniał.
– Zgadza się.
– Którą masz godzinę, najdroższy?
– Prawie wpół do szóstej.
– To znaczy, że twój zegarek dobrze chodzi. Co jest grane?
– Nie wiem. Sierżant nie tłumaczy mi się, sam wiesz. Kazał mi cię obudzić, bo chce pogadać.
– Dlaczego zawsze przed świtem?
– Poproszę o następny zestaw pytań.
– Cóż… Rozumiem, że chce spotkać się ze mną natychmiast – powiedział Grantham po chwili.
– Nie. Masz trzydzieści minut. Powiedział: “Niech przyjdzie o szóstej”.
– Dokąd?
– Do tej małej jadłodajni przy Czternastej, naprzeciw Trinidadu, to znaczy boiska. Półmrok i ciepła, bezpieczna atmosfera. Sierżant lubi tam chodzić.
– Ciekawe, czy wynajduje te miejsca w przewodniku…
– Jesteś reporterem, Grantham, i wolno ci zadawać najgłupsze pytania. Knajpa nazywa się “U Glendy” i lepiej zacznij się ubierać, jeśli chcesz zdążyć.
– Będziesz tam?
– Wpadnę na chwilę, żeby sprawdzić, czy nic wam nie jest.
– Mówiłeś coś o ciepłej, bezpiecznej atmosferze.
– Jak na tę część miasta, jest tam nad wyraz bezpiecznie. Znajdziesz drogę?
– Tak. Zaraz się wygrzebię.
– Miłego dnia, Grantham.
Sierżant był stary, bardzo czarny i bardzo siwy. Gęste, poskręcane włosy wyrastały z jego czaszki we wszystkich kierunkach. Kiedy nie spał, nosił grube, ciemne okulary i większość jego współpracowników z zachodniego skrzydła Białego Domu uważała, że traci wzrok. Sierżant miał zawsze lekko przechyloną głowę i uśmiechał się jak Ray Charles. Czasami – gdy opróżniał kosze na śmieci i odkurzał meble – wpadał na przeszklone drzwi i obijał się o biurka. Chodził powoli i dostojnie, jakby odmierzał kroki. Był dobrym pracownikiem i zawsze się uśmiechał, zawsze miał dobre słowo dla tych, którzy go szanowali. Nie było ich zbyt wielu. Większość personelu administracyjnego traktowała go jak powietrze, a w najlepszym razie jak kolejnego starego czarnego posługacza – Wuja Toma z pierwszą grupą inwalidzką.
Znał Biały Dom od podszewki. Zachodnie skrzydło sprzątał od trzydziestu lat. Sprzątał i słuchał. Sprzątał i obserwował. Zdarzało mu się milcząco uczestniczyć w rozmowach strasznie ważnych ludzi, którzy najczęściej byli zbyt zajęci, by zwracać uwagę na to, co mówią w obecności starego biednego sierżanta.
Wiedział, których drzwi się nie zamyka, które ściany są cienkie i które przewody wentylacyjne przenoszą głos. Potrafił ukryć się w przeciągu sekundy, a potem znów pojawić w jakimś zakamarku, o którym strasznie ważni ludzie w ogóle nie mieli pojęcia.
Większość z tego, co słyszał, zatrzymywał dla siebie. Niekiedy jednak trafiał na tak smaczny kąsek – dający się w dodatku powiązać z innymi – że uznawał za stosowne podzielić się nim z przyjaciółmi. Działał bardzo ostrożnie. Zostały mu tylko trzy lata do emerytury i wolał nie ryzykować jej utraty.
Nikt nigdy nie podejrzewał sierżanta o przekazywanie poufnych informacji prasie. W każdej urzędującej w Białym Domu administracji było wystarczająco dużo gaduł, by szukać winnych pośród swoich. Sierżant uważał, że to przezabawne. Spotykał się z Granthamem z “Post”, a potem czekał niecierpliwie na artykuł, po którym w piwnicach Białego Domu rozlegały się jęki i spadały głowy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Raport “Pelikana”»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Raport “Pelikana”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Raport “Pelikana”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.