John Grisham - Raport “Pelikana”
Здесь есть возможность читать онлайн «John Grisham - Raport “Pelikana”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Raport “Pelikana”
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Raport “Pelikana”: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Raport “Pelikana”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Raport “Pelikana” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Raport “Pelikana”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Może…
– Posłuchaj, Garcia, to ty do mnie zadzwoniłeś, prawda? Chcesz ze mną rozmawiać czy nie?
– Sam nie wiem. Co pan zrobi, jeśli powiem?
– Dokładnie wszystko sprawdzę. Jeśli przyjdzie nam oskarżyć kogoś o zamordowanie dwóch sędziów Sądu Najwyższego, to wierz mi, że podejdziemy do sprawy nad wyraz delikatnie.
Zapadła głucha cisza. Grantham zamarł obok bujanego fotela i odczekał chwilę.
– Garcia, jesteś tam?
– Tak. Czy możemy porozmawiać później?
– Oczywiście, ale dlaczego nie teraz?
– Muszę to przemyśleć. Od tygodnia nie jem i nie śpię. Zadzwonię później.
– Dobrze, w porządku. Nie przejmuj się. Możesz zadzwonić do mnie do pracy o…
– Nie. Nie będę dzwonił do gazety. Przepraszam, że pana obudziłem… – Odłożył słuchawkę.
Grantham spojrzał na ciekłokrystaliczny wyświetlacz na swoim telefonie i wystukał siedem cyfr, odczekał chwilę i wystukał następne sześć, a potem jeszcze cztery. Na małym ekranie pojawił się numer. Grantham zapisał go w notatniku. Facet dzwonił z automatu przy Piętnastej, naprzeciw Pentagonu.
Gavin Verheek spał cztery godziny i obudził się pijany. Kiedy zjawił się z godzinnym opóźnieniem w Budynku Hoovera, wytrzeźwiał już, ale zaczynała go boleć głowa. Przeklinał siebie i Callahana, który spał pewnie do południa i trzeźwy jak niemowlę wsiądzie do samolotu odlatującego do Nowego Orleanu. Wyszli, a raczej wyproszono ich z restauracji o północy. Obsługa zamykała knajpę. Wstąpili do kilku barów i zastanawiali się w żartach, czy nie obejrzeć jakiegoś świńskiego filmu; ponieważ jednak spalono ich ulubione kino porno, musieli dać sobie spokój. Pili do trzeciej, może do czwartej…
O jedenastej Gavin miał spotkanie z dyrektorem. Do tego czasu musi koniecznie wytrzeźwieć i być w pełni gotowy do pracy. Rzecz niewykonalna! Powiedział sekretarce, żeby zamknęła drzwi, i wyjaśnił jej, że złapał jakiegoś potwornego wirusa, może grypy, dlatego życzy sobie, żeby mu nie przeszkadzano, chyba że wydarzy się coś naprawdę pilnego. Spojrzała mu w oczy i pociągnęła nosem. Piwo ma to do siebie, że zostawia trwały zapach.
Wyszła, zamknąwszy starannie drzwi. Verheek przekręcił zamek. Z zemsty zadzwonił do Callahana, ale nikt nie podniósł słuchawki.
Co za życie! Najlepszy przyjaciel zarabia niemal tyle samo co on, pracując przy tym najwyżej trzydzieści godzin tygodniowo! A oprócz tego może przebierać w napalonych studentkach, młodszych od niego o dwadzieścia lat. Gavin przypomniał sobie o wyjeździe na St. Thomas. Cudowny pomysł! Tydzień w tropikach. Darby przechadzająca się po plaży. Pojedzie, nawet gdyby miał to przypłacić rozwodem!
Fala mdłości napłynęła mu do gardła. Szybko położył się na podłodze, na tandetnym służbowym dywanie. Oddychał głęboko, a czaszka pulsowała bólem. Gipsowy sufit nie kręcił się, co Verheekowi dodało otuchy. Po trzech minutach doszedł do wniosku, że nie zwymiotuje, przynajmniej nie teraz.
Teczka stała w zasięgu ręki i ostrożnie przysunął ją do siebie. Koperta była w środku, razem z poranną gazetą. Otworzył kopertę i rozłożył kartki, trzymając je oburącz sześć cali od twarzy.
Dokument miał trzynaście stronic formatu listowego. Był wydrukowany na komputerze, z podwójną spacją i szerokimi marginesami. “Da się przeczytać” – pomyślał. Na marginesach dostrzegł odręczne notatki, duże fragmenty tekstu były przekreślone. U góry widniał sporządzony flamastrem napis PIERWSZA WERSJA. Na pierwszej stronie znajdowało się także nazwisko, adres i numer telefonu autorki.
Przejrzy raport, leżąc na podłodze, a potem może zdoła zająć miejsce za biurkiem i poudawać ważnego, rządowego prawnika. Pomyślał o Voylesie, na co czaszka odpowiedziała łomotem.
Pisała nieźle, standardowym językiem prawniczym i długimi zdaniami pełnymi wielkich słów. Mimo to tekst był przejrzysty. Unikała niejasności i prawniczego żargonu, z którego z upodobaniem korzysta większość studentów. Na pewno nie sprawdzi się na posadzie rządu Stanów Zjednoczonych.
Gavin nigdy nie słyszał o jej podejrzanym i miał stuprocentową pewność, że nie było go na żadnej liście. Technicznie rzecz biorąc, tekst Darby nie był raportem. Przypominał raczej streszczenie akt procesu sądowego, ciągnącego się od jakiegoś czasu w Luizjanie. Dziewczyna rzeczowo omawiała fakty, podając je w ciekawy sposób. Fascynujący nawet. Verheek już nie przerzucał stron. Czytał uważnie.
Fakty zajmowały cztery kartki, na następnych trzech znalazł krótki opis obu procesujących się stron. Tekst był teraz nudniejszy, ale prawnik czytał dalej. Wciągnęło go. Na stronie ósmej raportu – czy jak to nazwać? – znajdowało się streszczenie procedury sądowej. Na dziewiątej były omówione apelacje. Ostatnie trzy Darby poświęciła na wnioski i opis nieprawdopodobnej hipotezy, uzależniającej wynik sprawy od usunięcia Rosenberga i Jensena ze składu Sądu Najwyższego. Callahan wspominał, że panna Shaw odstąpiła od wymyślonej przez siebie teorii, co zresztą było widać w końcowej części raportu, napisanej już bez poprzedniej werwy.
Całość sprawiała jednak wielce pozytywne wrażenie. Verheek zapomniał na jakiś czas o bólu. Leżąc na brudnym dywanie i mając milion innych rzeczy do roboty, kończył lekturę trzynastostronicowego opracowania sporządzonego przez studentkę prawa.
Ktoś zapukał delikatnie do drzwi. Verheek powoli podniósł się do pozycji siedzącej, potem ostrożnie wstał i podszedł do drzwi.
– Słucham?
– Nie chciałabym niepokoić – odezwała się sekretarka – ale dyrektor Voyles życzy sobie zobaczyć pana za dziesięć minut.
Verheek otworzył drzwi.
– Co?!
– Tak jak mówiłam, proszę pana. Za dziesięć minut.
Przetarł oczy i wciągnął głęboko powietrze.
– Po co?
– Wie pan, że zadawanie takich pytań grozi przykrymi konsekwencjami służbowymi.
– Ma pani płyn do płukania ust?
– Hmm… chyba tak. Będzie panu potrzebny?
– Czy pytałbym, gdyby było inaczej? Proszę mi go przynieść. Aha, ma pani gumę?
– Gumę?
– Gumę do żucia.
– Tak, proszę pana. Czy też ją przynieść?
– Proszę przynieść mi płyn, gumę i aspirynę, jeśli pani ma.
Usiadł za biurkiem i złożywszy głowę w dłoniach, potarł skronie. Słyszał walenie szufladami. Po chwili sekretarka stanęła przed nim z zestawem pierwszej pomocy.
– Dzięki. Przepraszam, jeśli byłem niegrzeczny. – Wskazał dłonią raport. – Proszę przesłać to panu Eastowi na czwarte piętro i poprosić go w moim imieniu o przeczytanie w wolnej chwili.
Fletcher Coal otworzył drzwi Gabinetu Owalnego i grobowym głosem zaprosił K.O. Lewisa i Erica Easta do środka. Prezydent poleciał do Puerto Rico, gdzie miał osobiście oszacować rozmiar szkód spowodowanych przez huragan. Podczas jego nieobecności dyrektor Voyles nie zamierzał meldować się u Coala. Wysłał w zastępstwie podwładnych.
Coal wskazał gościom miejsca na sofie, a sam usiadł po drugiej stronie stoliczka do kawy. Miał zapiętą marynarkę i idealnie dopasowany krawat. Nigdy nie pozwalał sobie na luz. East słyszał legendy o jego przyzwyczajeniach. Coal pracował ponoć dwadzieścia godzin na dobę, przez siedem dni w tygodniu. Pił tylko wodę, a większość posiłków brał z automatu w podziemiach. Czytał z szybkością komputera i codziennie poświęcał wiele godzin na przeglądanie memorandów, raportów, korespondencji i setek propozycji ustawodawczych. Miał doskonałą pamięć. Już od tygodnia był zasypywany codziennymi raportami z postępów śledztwa. Coal błyskawicznie pochłaniał cały materiał i podczas następnego spotkania pamiętał każdy szczegół. Wystarczyło, że ktoś się przejęzyczył, a Coal piorunował go wzrokiem. Szefa gabinetu nienawidzono, a jednocześnie szanowano go. Był sprytniejszy od większości swoich współpracowników i więcej od nich pracował. I co najważniejsze: doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Raport “Pelikana”»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Raport “Pelikana”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Raport “Pelikana”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.