– Ktoś tu jest! – wyszeptała rozpaczliwie, jak tylko podniósł słuchawkę. – Stoi w ogrodzie i patrzy w moje okno!
– Przepraszam, kto mówi?
– To ja, Linda! Jestem sama w domu, a w ogrodzie stoi jakiś człowiek!
– Linda? – zdziwił się Skarre. – O czym ty mówisz?
Słysząc jego głos, poczuła tak wielką ulgę, że aż się rozpłakała.
– W ogrodzie ktoś jest. Ukrył się za drzewami, lecz go zobaczyłam.
Skarre wreszcie zrozumiał, o co chodzi.
– Jesteś sama w domu i wydaje ci się, że kogoś widziałaś? – zapytał profesjonalnym tonem.
– Naprawdę go widziałam, całkiem wyraźnie! I słyszałam. Oparł się o ścianę.
Jacob Skarre pierwszy raz w życiu znalazł się w takiej sytuacji. Postanowił porozmawiać z dziewczyną i spróbować ją uspokoić. Za dużo ostatnio przeszła.
– Skąd masz mój numer? – zapytał.
– Z książki telefonicznej.
– No tak, oczywiście. Ale teraz nie jestem na służbie…
– Wiem. Co robić, jeśli spróbuje tu wejść?
– Zamknęłaś drzwi na klucz?
– Tak.
– Podejdź do okna i sprawdź, czy jeszcze tam jest.
– Nie!
– Zrób, co ci mówię.
– Boję się…
– Zaczekam. Nie odłożę słuchawki.
Linda podkradła się do okna i wyjrzała ostrożnie. Ogród był pusty. Przez jakiś czas rozglądała się zdezorientowana, po czym wróciła do kuchni.
– I co, był?
– Nie.
– Może tylko to sobie wyobraziłaś? Wiesz, ze strachu.
– Myśli pan, że postradałam zmysły?
– Wcale tak nie myślę. Wierz mi: to, czego się obawiasz, na pewno się nie wydarzy.
Pociągnęła nosem.
– Wszyscy wiedzą, co powiedziałam! Cała okolica!
– Czy są dla ciebie niemili?
– Tak!
Ściskała słuchawkę ze wszystkich sił. Niech się nie rozłącza! Najchętniej przegadałaby z nim do świtu.
– Posłuchaj mnie, Lindo – powiedział Skarre z naciskiem. – Wielu ludzi za bardzo się boi, żeby zadzwonić. Dużo widzą, ale za nic w świecie nie chcą się angażować. Ty byłaś odważna, powiedziałaś nam wszystko, co wiesz: to znaczy określiłaś markę samochodu, nic więcej. Nikt nie ma prawa mieć do ciebie pretensji.
– Wiem, lecz chodzi mi o Gørana. Na pewno jest na mnie wściekły.
– Nie ma żadnego powodu. Wiesz co? Proponuję, żebyś teraz poszła spać. Jutro na pewno wszystko zobaczysz w jaśniejszych barwach.
– Nie przyjedzie pan, żeby to sprawdzić?
– Raczej nie ma potrzeby. Jeśli naprawdę chcesz, mogę zadzwonić na komendę i poprosić, żeby kogoś przysłali.
– Wolałabym, żeby to pan przyjechał…
Skarre westchnął.
– Nie jestem na służbie. Odpręż się, Lindo. Ludzie przecież czasem chodzą na spacery. Może to jakiś nocny spacerowicz skracał sobie drogę przez twój ogród.
– Może. Przepraszam. – Tak mocno przyciskała słuchawkę do ucha, że głos Jacoba zdawał się dobiegać z jej głowy. – Nie powiem już ani słowa więcej – dodała obrażonym tonem.
– Ale rozumiem, że opowiedziałaś nam o wszystkim, co wiesz?
– Tak.
– Doskonale. A teraz idź spać. Wcale się nie dziwię, że się boisz. Wydarzyło się przecież coś okropnego.
Nie rozłączaj się! – krzyczało coś w jej wnętrzu. Jacob, nie!
– Dobranoc, Lindo.
– Dobranoc.
Gunder miał zapadnięte policzki, był nieogolony, a na kołnierzyku jego koszuli pojawiła się ciemna obwódka. Całe szczęście, że Marie mnie nie widzi, pomyślał. Patrzył na dobytek Poony rozłożony przed nim na stole. Ubrania były suche, lecz zostały na nich plamy po brudnej wodzie. Mimo to nic nie straciły ze swego piękna. To rzeczy mojej żony, pomyślał. Szlafrok i szczotka do włosów. Przymknąwszy powieki, widział ją, jak rozczesuje długie włosy, przerzuciwszy je do przodu przez ramię.
– Przywieziemy je panu, jak tylko będzie to możliwe – powiedział Sejer.
Gunder skinął głową.
– Chciałbym coś zachować – powiedział, zebrawszy się na odwagę.
– Jest jeszcze jedna sprawa – ciągnął Sejer. – Dostaliśmy list od policji w New Delhi. Może go pan zobaczyć, jeśli pan chce.
Podał mu kartkę. Gunder powoli czytał na glos angielski tekst:
– Pan Shiraz Bai, zamieszkały w New Delhi, potwierdza, że jego siostra Poona, urodzona pierwszego czerwca tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego drugiego roku, dziewiętnastego sierpnia bieżącego roku wyjechała do Norwegii. Pan Bai przyleci do Oslo dziesiątego września, żeby zabrać ją z powrotem. – Raptownie wciągnął powietrze. – Zabrać ją? Do Indii? Ale przecież ona jest moją żoną! Mam świadectwo ślubu! Teraz chyba ja jestem jej najbliższą osobą? Czy wolno mu to zrobić?
Był tak zdenerwowany, że trząsł się na całym ciele, a w jego błękitnych oczach czaił się strach. Sejer próbował go uspokoić.
– Pomożemy panu. Jestem pewien, że uda nam się znaleźć jakieś rozwiązanie.
– Mam swoje prawa. Małżeństwo to małżeństwo!
– Oczywiście. – Inspektor otworzył szufladę biurka. – Na razie mogę panu dać to - powiedział, wręczając mu kopertę. – Jej broszka.
Gunder otarł łzę, która wymknęła mu się spod powieki.
– Pochowam ją z nią – oświadczył stanowczo.
Pieczołowicie schował broszkę do wewnętrznej kieszeni i otulił się ciasno marynarką.
– Robimy wszystko, co w naszej mocy – zapewnił go Sejer. – Wyjaśnimy tę sprawę.
Mężczyzna w milczeniu wpatrywał się w podłogę.
– Wiem, że teraz inne sprawy mają dla pana większe znaczenie. Jest pan wdowcem.
Gunder uniósł głowę. Inspektor nazwał go wdowcem. Zabrzmiało to jak zadośćuczynienie.
Zaraz po powrocie do domu zadzwonił do szwagra, żeby powiedzieć mu o Marie. Robił to po każdym pobycie w szpitalu, choć właściwie niewiele miał do powiedzenia.
– To niesamowite, że można leżeć tak zupełnie bez ruchu i nawet nie mrugnąć. A jeśli straci głos?
– Pewnie z początku będzie trochę zachrypnięty – powiedział Karsten. – Po rehabilitacji wróci do normy.
– Wszystko będzie potrzebowało rehabilitacji – zauważył Gunder z przygnębieniem. – Mięśnie wiotczeją. Niedługo zaczną zanikać, a wtedy…
– Dobrze, dobrze. Musimy uzbroić się w cierpliwość. Nie chcę tego słuchać. Poza tym i tak nie rozumiem ani słowa.
W jego głosie słychać było lęk. Karsten ani razu nie wspomniał o Poonie, choć wszyscy już wiedzieli, kim była. Gunderowi było bardzo przykro z tego powodu. Stał ze słuchawką w ręce i bawił się skręconym kablem telefonicznym. Szwagier przestał przyjeżdżać do szpitala. On sam czuł się bardzo dobrze, siedząc przy łóżku siostry. Opowiadał jej o wszystkim, co się działo. Wiesz, Marie? Znaleźli jej walizkę. Z rzeczami. Ma przyjechać jej brat. Bardzo się niepokoję. Zabrałem mu siostrę. Co prawda Poona mówiła, że nie byli sobie zbyt bliscy, ale jednak. Odradzał jej wyjazd. I słusznie.
Dzięki tym opowieściom był w stanie jako tako uporządkować myśli. Wciąż był na zwolnieniu i nie chciał wracać do pracy. Dni mijały. Od czasu do czasu dzwonił Bjørnsson, żeby pogadać. Był cały napuszony. Teraz, kiedy zabrakło starszego sprzedawcy, wreszcie pokazał, do czego naprawdę jest zdolny. Jednak Svarstad ciągle pytał o Jomanna, a kiedy usłyszał całą długą historię, dosłownie opadła mu szczęka. Nie mógł uwierzyć, że Jomann zdobył się na odwagę, żeby pojechać za granicę i przywieźć sobie żonę.
– Podczas rozmowy z jednym z naszych funkcjonariuszy oświadczył pan, że wieczór dwudziestego sierpnia spędził pan w towarzystwie swojej dziewczyny Ulli.
Читать дальше