– Wątpię, żeby on z nim gdziekolwiek chodził. Pies jest gruby jak serdel.
– Mimo to powinniśmy z nim pogadać. Jeśli to on do nas zadzwonił, zaraz zacznie gadać. Nie jest twardzielem.
– Pęknie, jak się go trochę przyciśnie?
– Najpierw zobaczymy, co tu znajdziemy.
– Dziwnie mówił przez telefon… Wyrecytował wszystko, jakby nauczył się tego na pamięć, po czym rzucił słuchawkę. Chyba się bal.
– Jak myślisz, dlaczego?
– Przypuszczam, że kłamał. Powiedział, że widział tylko sylwetkę mężczyzny, ale może jednak go rozpoznał i to go przeraziło. Być może to był ktoś, kogo zna.
– Właśnie.
Sejer ponownie spojrzał w wodę. Na powierzchnię wypływały bąble powietrza. Chwilę potem pojawiła się głowa jednego z nurków.
– Mamy coś. Wygląda jak duże pudło – poinformował policjantów.
– Może walizka?
– Możliwe. Jest ciężkie, potrzebujemy liny.
Zniknął pod powierzchnią ze zwojem nylonowej linki. Ludzie na brzegu wstrzymali oddech. Sejer wpatrywał się w wodę z takim natężeniem, że aż zakręciło mu się w głowie.
– Są!
Dwaj policjanci wybierali ostrożnie linkę. Wkrótce z wody wyłonił się kanciasty przedmiot. Linka była przywiązana do uchwytu. Sejer aż przymknął oczy z zadowolenia, po czym złapał za rączkę i pomógł wyciągnąć walizkę na brzeg. Przemoczona, lśniła w promieniach słońca. Była stara, zrobiona ze sztucznej brązowej skóry, z solidnymi uchwytami. Przyczepiono do niej również brązową płaską teczkę. Przy rączce znajdowała się przywieszka z nazwiskiem, lecz woda zmazała litery. Inspektor przyklęknął w trawie. Przyglądając się walizce, nie mógł nie pomyśleć o Jomannie.
– Ile wody dostało się do środka? – zapytał Skarre.
– Na pewno dużo. Walizka jest stara i sfatygowana. – Sejer spróbował ją podnieść. – Boże, jaka ciężka! Nie wyobrażam sobie, żeby ją sama dokądkolwiek dźwigała!
– Jeśli rzeczywiście tak było. Przyjechała do kawiarni, wypiła herbatę. Tylko Einar Sunde widział, jak wychodziła.
– Przecież zamordowano ją tam, gdzie później znaleziono ciało – przypomniał mu Sejer.
– A jeśli było ich dwóch? Jeżeli w kawiarni był jakiś klient?
– I co, obaj spróbowali szczęścia, a potem jeden z nich pojechał za nią, żeby dokończyć sprawę?
– Coś w tym rodzaju.
Sejer ostrożnie przeniósł walizkę do samochodu.
– My sprawdzimy zawartość, a ty porozmawiaj z dziewczyną Gørana Setera.
– Tak jest, szefie. – Skarre przewrócił oczami. – Pracuje w perfumerii. Wszystko się zgadza: byczek i malowana lala, jak z podręcznika.
– Jedź już, dobrze?
– Skąd ten nagły pośpiech?
– Mówiłeś, że ma podrapaną twarz. Sprawdź jego alibi.
Walizka była opasana dwoma szerokimi, zaciśniętymi mocno taśmami. Sejer rozpiął je i otworzył zamki, po czym podniósł wieko. Mokre ubrania i pantofle. Przez chwilę wpatrywał się w egzotyczne barwy: turkusowa, pomarańczowa, cytrynowa. Bielizna, nowiutka i zapakowana w przezroczyste foliowe torebki. Dwie pary pantofli. Kosmetyczka w kwiatowy wzór. Torebka z różnokolorowymi gumkami do włosów. Szczotka do włosów. Szlafrok z różowego jedwabiu. Wszystko starannie i ciasno poukładane. Skromny dobytek, tutaj, na komendzie, wydawał się zupełnie nie na miejscu. Bielizna miała trafić do szuflad w sypialni Jomanna, szczotka na półkę pod lustrem, kosmetyczka do łazienki, pantofle do garderoby. Z pewnością wyobrażała sobie, jak mąż pomaga jej przy rozpakowywaniu. Umarła niecały kilometr od celu.
W brązowej teczce znaleźli dokumenty: ubezpieczenie i paszport. Na zdjęciu wyglądała bardzo młodo, jak dziesięciolatka. Nie uśmiechała się.
– Te rzeczy należą do Jomanna – powiedział Sejer. – Zajmijcie się tym. To wszystko, co mu po niej zostało.
Mężczyźni skinęli głowami, a Sejer pomyślał o swojej żonie Elise. Jej szczotka do włosów wciąż leżała na półeczce pod lustrem. Leżała od trzynastu lat i miała tam pozostać na zawsze. Reszta zniknęła – ubrania, buty, biżuteria, torebki. Ale nie szczotka. Może Jomann też położy tę szczotkę na półce pod lustrem. Przedmioty nabierają niekiedy nadzwyczajnej wartości.
Wyszedł z pokoju i zadzwonił do szpitala. Powiedzieli mu, że Jomann siedzi przy łóżku siostry.
Centrum handlowe było zatłoczone. Należało się dziwić, że Gunwald jeszcze miał jakichś klientów. Skarre rozejrzał się w poszukiwaniu perfumerii; dostrzegł ją między sklepem z materiałami i punktem dorabiania kluczy. Za ladą siedziała pogrążona w lekturze dziewczyna. Skarre przesunął wzrokiem po flakonach, słojach, tubkach i pudełkach. Do czego im to wszystko? – pomyślał z niedowierzaniem. Dla mężczyzn była przeznaczona jedna półka. Przez chwilę przyglądał się buteleczkom, po czym zwrócił się do sprzedawczyni:
– Czy mogłaby mi pani coś polecić? Chciałbym ładnie pachnieć.
Zmierzyła go fachowym spojrzeniem.
– Dobry jest Hugo Boss. I Henley. Zależy, czy chce pan zwracać na siebie uwagę, czy nie.
– Ależ chcę! – oświadczył Skarre z zapałem.
Wzięła z półki flakonik, otworzyła go i musnęła zatyczką jego nadgarstek. Powąchał i uśmiechnął się.
– Trochę frywolny ten zapach. Ile kosztuje?
– Trzysta dziewięćdziesiąt koron.
Mało się nie zakrztusił.
– Proszę pamiętać, że stworzenie każdego zapachu poprzedza wiele lat żmudnych badań – powiedziała oficjalnym tonem. – Trzeba mnóstwa eksperymentów, zanim osiągnie się ostateczny efekt.
– Taaaak… Pani nazywa się Ulla, prawda?
Spojrzała na niego z zaskoczeniem.
– Zgadza się.
– Jestem z policji. Zapewne domyśla się pani, co mnie tu sprowadza.
Ulla miała silne ramiona i duże piersi, które wyglądały na naturalne. Poza tym była szczupła, miała długie nogi i profesjonalnie zrobiony makijaż.
– Tak, lecz muszę pana rozczarować. Nic nie wiem o tym, co wydarzyło się w Hvitemoen.
– Tak przypuszczaliśmy – odparł Skarre z uśmiechem. – Mimo to cierpliwie zaglądamy pod wszystkie kamienie. Takie mamy metody pracy.
– Obawiam się, że spod mojego kamienia nic ciekawego nie wypełznie – powiedziała, udając obrażoną.
Skarre roześmiał się zawstydzony.
– Oczywiście. Starałem się tylko wywrzeć odpowiednie wrażenie, ale obawiam się, że to nie zawsze działa. Jest tu jakieś miejsce, w którym moglibyśmy spokojnie porozmawiać?
– Nie wolno mi wychodzić – powiedziała szybko.
– A gdyby porosiła pani kogoś, żeby zastąpił panią choć na chwilę…
Rozejrzała się dookoła. Dwie dziewczyny obsługujące stoisko z pieczywem najwyraźniej nie miały nic do roboty. Ulla zamachała i jedna z nich ochoczo przybiegła.
– Możemy usiąść na tamtej ławce.
Wykonana z kutego żelaza ławka okazała się koszmarnie niewygodna. Skarre poradził sobie, siadając na samym brzeżku i pochylając się do przodu.
– Na razie jesteśmy na etapie eliminowania ewentualnych podejrzanych. Rozumie pani? Próbujemy ustalić, kto gdzie był wieczorem dwudziestego sierpnia i co ewentualnie widział.
Patrzyła na niego nieufnie.
– Rozumiem, lecz ja nic nie widziałam.
– Mimo to zadam pani kilka pytań. Gdzie była pani wieczorem dwudziestego sierpnia?
Ulla zastanowiła się.
– Najpierw pojechałam ze znajomym do klubu Adonis, żeby trochę poćwiczyć.
Skarre pomyślał, że to dość dziwne określenie na własnego chłopaka, ale zachował tę refleksję dla siebie.
– Skończyliśmy około ósmej. Potem pojechałam autobusem do siostry, która mieszka jakieś półtora kilometra od Elvestad. Jest mężatką, ma dwuletniego chłopczyka. Poprosiła, żebym się nim zaopiekowała.
Читать дальше