– Wiem. Widzisz świece?
– Tak. Pamiętaj, naciśnij na sygnał radiowy, jak tylko stwierdzisz, że Don tam jest, i zaraz się zjawimy.
– Nie ruszajcie się, dopóki się nie przekonam, że Jane żyje i nic jej nie grozi.
– Zostań w zamkniętym samochodzie, póki nie będziesz pewna. Przynajmniej w ten sposób jesteś bezpieczna. Masz broń?
– Rewolwer.
– Quinn ci dał?
– Nie, mówiłam ci, że nie chcę, aby o tym wiedział. Sarah pożyczyła mi swój. Mam go w kieszeni żakietu.
– Quinn by się nam przydał.
– Żeby Don go zamordował? Joe już i tak za dużo dla mnie zrobił.
– Wiedziałem, że twój opiekuńczy instynkt weźmie w końcu górę. Nie zawahaj się przed użyciem broni – powiedział Spiro i się wyłączył.
Siedziała w samochodzie, wpatrując się w świece na wzgórzu. Pięć minut. Siedem minut. Zadzwonił telefon.
– Podobają ci się moje świece? – spytał Don.
– Chcę rozmawiać z Jane.
– Niech ci będzie.
– Nie rób tego, co on powie, Eve! – krzyknęła Jane do słuchawki. – To wstrętny zboczeniec i ja…
Don odebrał jej telefon.
– Wystarczy? Więcej nie usłyszysz. Byłem bardzo cierpliwy dla Jane, odkąd się obudziła, ale teraz zaczyna mnie denerwować.
– Wystarczy.
– A zatem zapraszam. Spotkamy się za dziesięć minut. Eve nacisnęła guzik i szybko wystukała numer Sarah.
– Dziesięć minut piechotą stąd.
– To może być wszędzie.
– Znajdź ją. Jeśli uda mu się mnie zabić, nie możesz pozwolić, aby wrócił po Jane.
– Zrobimy, co się da.
Dziewięć minut.
Zostań w samochodzie. Bądź bezpieczna jeszcze przez chwilę. Siedź i przyglądaj się migoczącym płomykom na wzgórzu.
Sarah włożyła swój pas i Monty spojrzał na nią czujnie – Zgadza się, chłopcze. Czas do pracy. – Dała psu powąchać koszulkę Jane. – Znajdź ją.
Ruszyła lekkim truchtem ścieżką. Wcześniej zbadała okolicę i wybrała dwa najbardziej prawdopodobne miejsca.
Nie będzie trzymał Jane na otwartej przestrzeni. U podstawy gór na zachodzie rosła kępa drzew.
Albo porośnięty krzakami wąwóz na wschodzie.
Z każdego miejsca można było dojść na płaskowyż w ciągu dziesięciu minut szybkiego marszu.
W którą stronę iść?
Podejmie decyzję, jak będzie trochę bliżej.
I będzie się modlić, aby to była właściwa decyzja.
Monty ciągnął smycz, prawie biegł.
Dziecko.
Dziesięć minut.
Eve otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu. Ostre powietrze przeszyło ją do szpiku kości. Noc była bezksiężycowa, zimna, zapowiadała śnieg.
Zaczęła iść pod górę.
Świece.
Płomienie.
Jesteś tam, Donie?
Weszła na szczyt.
Nie było nikogo.
Tylko świece, płomienie i drżące cienie na opuszczonej ziemi. Nie było tak jasno, jak się wydawało z dołu. Na krańcu płaskowyżu leżała plama głębokiego cienia.
Weszła bardziej w krąg oświetlony świecami.
Obserwował ją czy tylko tak jej się zdawało?
Odwróciła się gwałtownie.
Nie było nikogo.
A może?
Coś pośród cieni…
Zawahała się, a potem odeszła od światła w stronę cienia. – Donie? Chciałeś, abym przyszła. Chodź po mnie. Cisza.
Czas na decyzję.
Sarah zatrzymała się, aby nabrać tchu. Drzewa czy wąwóz?
Monty już się zdecydował. Pędził w kierunku drzew. Przystanął, poniuchał i znów ruszył biegiem. Złapał zapach Jane.
Eve zdała sobie sprawę, że to, co widziała w cieniu, nie było stojącym człowiekiem. Coś leżało na ziemi…
Podeszła bliżej.
Nadal nie widziała dokładnie.
Jeszcze bliżej.
Powoli nabierało kształtów.
Była już blisko.
Ciało?
O Boże!
Jane?
Krzyknęła.
Ciało mężczyzny było rozpięte między czterema kołkami. Oczy miał szeroko otwarte, wyraz twarzy zniekształcony śmiertelnym cierpieniem.
Mark Grunard.
– Tak samo załatwiłem ojca.
Odwróciła się i zobaczyła za sobą Spiro.
– Mały prezencik na powitanie – powiedział z uśmiechem. – Miała to być mała dziewczynka, ale wiedziałem, że nie przyjdziesz, jeśli nie będziesz miała nadziei, iż ją uratujesz.
– To ty? – szepnęła. – Ty jesteś Donem?
– Oczywiście.
„Człowiek, który wpatrywał się w twarze potworów”. A przecież sam był potworem.
– Boże, ale jestem głupia! Nie ma żadnej zasadzki, agentów FBI, którzy mnie uratują.
– Niestety, nie. – Podszedł bliżej. W cieniu był ledwo widoczny. – Nie wkładaj rąk do kieszeni. Mam w ręce nóż i dosięgnę cię w ciągu sekundy, ale nie chcę kończyć tak szybko. To była wspaniała gra i chcę się nacieszyć zwycięstwem.
– Jeszcze nie wygrałeś.
– To właśnie mi się w tobie podoba najbardziej. Nigdy się nie poddajesz. Powinnaś być jednak bardziej szczodra. Każdy mój ruch był niesłychanie sprytny i przemyślany. Zasłużyłem na zwycięstwo.
– Owszem, sprytnie to wymyśliłeś. Doskonale wystawiłeś Grunarda. Nawet podałeś mi charakterystykę masowego mordercy, żebym mogła ją później do niego dopasować. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że to samo pasowało do ciebie. Masz kontakty z policją, tak samo jak Grunard, a nawet więcej – pracujesz dla FBI. Mogłeś się przenosić z miejsca na miejsce. Powiedziałeś, że lubisz pracę w terenie. To oznacza, że miałeś kontakty głównie przez telefon komórkowy i nikt naprawdę nie wiedział, gdzie w danej chwili jesteś. Mogłeś powiedzieć, że jesteś w Talladedze, gdy rzeczywiście byłeś w Atlancie.
– Uważam telefon komórkowy za jeden z największych wynalazków. Chciałem zostać agentem FBI i to było prawdziwe wyzwanie. Wszystkie szczegóły z mojej przeszłości dokładnie sprawdzano, a w testach psychologicznych musiałem wypaść jako całkiem normalny. Przed zgłoszeniem się przygotowywałem się przez dwa lata. Najwięcej trudu kosztowało mnie przygotowanie rozmów z ludźmi, którzy mieli mnie znać w przeszłości. Trzeba było nie lada zręczności, przebiegłości, przekupstwa i psychologicznych zagrywek, które napełniłyby cię niekłamanym podziwem, gdybyś je dokładnie poznała.
– Na pewno nie.
– Ale wyniki były tego warte. Na jakiej innej pozycji mógłbym ukrywać dowody albo je zmieniać? Musiałem pilnować czasu i miejsca, gdyby moje zabójstwa wyszły na jaw, aby wymazać zapisy.
– W końcu analizy policyjne odkryły zabójstwa Hardingów.
– Bardzo mnie to zdenerwowało.
– Sam doprowadziłeś mnie do wykrycia ciała Debby Jordan.
– Jestem fatalistą. Zobaczyłem, że wszystko prowadzi do moich korzeni. Chciałem, abyś tu była i pomogła mi zacząć na nowo, żebym znów poczuł to wspaniałe uczucie siły. – Uśmiechnął się. – I tak się stało. Kiedy zabiłem Grunarda, poczułem się prawie tak jak kiedyś. Ale to nie byłaś ty. Z tobą będzie znacznie lepiej.
– Zawsze planowałeś zabić Grunarda?
– Po przeanalizowaniu całej sytuacji i wszystkich możliwości. Zdałem sobie sprawę, iż jego śmierć przyda mi się podwójnie: stworzy fałszywą przynętę i skomplikuje naszą grę. Jak mogłem się powstrzymać? Miał zostać Donem, a później zniknąć. – Potrząsnął głową. – Jednakże z powodu tej komplikacji, być może, będę musiał na nowo stworzyć siebie. Przeszłość Grunarda jest solidna. Mogą być jakieś niewygodne pytania. – Wzruszył ramionami. – Ach, co tam! Będę wiedział znacznie wcześniej i już zacząłem tworzyć pewną postać w Montanie. To może być nawet dla mnie korzystne. Zabójstwo, zmylenie śladów… To mogło mnie zainteresować.
Читать дальше