Spiro kiwnął głową.
– Spotkajmy się tam za dwie godziny.
– Na pewno przyjedziemy – obiecała Eve.
– Chodźmy. – Joe objął ją w pasie ramieniem. – Wracajmy do domu.
– Nie potrzebuję twojej pomocy. – Eve odepchnęła go i ruszyła przed siebie.
Stawiaj jedną nogę przed drugą. Nie patrz na niego. Opanuj się, bo się rozsypiesz na milion kawałeczków.
– Spotkamy się w domu – powiedziała powoli.
– Jadę z tobą. Na litość boską, kobieto, przed chwilą dostałaś w głowę.
– To nie znaczy, iż nie potrafię…
– Nie możesz prowadzić samochodu.
– A co zrobisz ze swoim? Zostawisz go tutaj?
– Do diabła z samochodem! – Otworzył jej drzwi od strony pasażera.
– Nie, nie potrzebuję…
– …Twojej pomocy – dokończył. – Nadal jednak nie będziesz prowadzić. Wsiadaj!
Zaatakował ją, gdy tylko znaleźli się w domu i weszli do dużego pokoju.
– Co się z tobą dzieje, do diabła?
– Nic – odparła i pomyślała, że za chwilę wybuchnie. Miała ochotę głośno krzyczeć i go pobić. Niech go diabli! Niech go diabli! Niech go diabli!
– Akurat! Trzęsiesz się jak malaryczka.
– Wcale nie. – Wiedziała, że już długo nie wytrzyma. – Idź się umyj – warknęła. – Cały jesteś upaćkany olejem. Ręce i…
– Przykro mi, jeśli ci to przeszkadza.
– Owszem. – Pojedyncze światło w samochodzie, a potem wybuch. – Nienawidzę czegoś takiego.
– Nie musisz tak na mnie krzyczeć.
– Muszę. – Odwróciła się tyłem. – Idź stąd!
– Odwróć się, chcę zobaczyć twoją twarz.
Eve nie poruszyła się.
– Umyj się. Musimy pojechać do laboratorium i zobaczyć, czy nie da się zrobić drugiej odbitki.
– W takim stanie nie powinnaś nigdzie jeździć.
– W jakim stanie? Nic mi nie jest.
– To się odwróć i spójrz na mnie.
– Nie chcę na ciebie patrzeć. Chcę pojechać i zobaczyć to zdjęcie. Jest bardzo ważne, nie rozumiesz?
– Oczywiście, że rozumiem. Ale w tej chwili coś się z tobą dzieje, co może być dla mnie ważniejsze niż jakiekolwiek zdjęcie.
Pokój zawirował i wybuchł jej pod stopami. Tak jak tamten samochód.
Trzymaj się. Nie możesz się załamać. O czym mówili? O zdjęciu.
– Nic nie jest ważniejsze. Z powodu tej fotografii zginęło dwóch ludzi.
– Bardzo mi przykro, ale to nie moja wina. – Wziął ją za ramiona i odwrócił twarzą do siebie. – Zrobiłem wszystko, aby im pomóc…
– Wiem. Schodząc na dół… Idiotyzm… Głupota… – Pękły wszelkie zapory i łzy spływały jej strumieniami po policzkach. – Charlie już nie żył. Po co się tam pchałeś?
– Nie wiedziałem, że nie żyje.
– Mogłeś zginąć.
– Ale nie zginąłem.
– Cudem.
– Przestań płakać.
– Nie mam zamiaru.
– Jesteś bardzo nierozsądna.
– Odpieprz się.
Eve podeszła do okna i wbiła wzrok w ciemność.
– Eve!
Czuła na sobie jego spojrzenie.
– Idź stąd.
– Powiesz mi, dlaczego jesteś na mnie taka zła? Milczała.
– Powiedz mi – poprosił.
Nagle rzuciła się na niego, piorunując go wzrokiem.
– O tak, jesteś zbyt sprytny, aby umrzeć, co? Pożyjesz jeszcze z pięćdziesiąt lat, prawda? Nie muszę się niczego obawiać. Tak mówiłeś?
Joe stał nieruchomo i milczał przez chwilę.
– Cholera! – wykrztusił wreszcie.
– Mogłeś dzisiaj umrzeć. Nie miałeś prawa. Skomplikowałeś mi życie, wpakowałeś mi się do łóżka i sprawiłeś, że zaczęłam odczuwać to, czego nie chciałam już nigdy więcej w życiu czuć. – Mówiła coraz szybciej. – Najpierw mówisz, że będziesz przy mnie przez następne pięćdziesiąt lat, a potem szukasz… Nie dotykaj mnie. – Odsunęła się. – Charlie Cather i Billy Sung zginęli dziś w nocy, a ja prawie o nich nie myślałam. Nie obchodziło mnie to zdjęcie. Nie obchodził mnie Don. Czy wiesz, jak się przez to czuję?
– Wiem, jak ja się czuję.
– I co, jesteś z siebie dumny? Okłamałeś mnie. Kłamałeś na temat…
Objął ją, przytulając jej twarz do ramienia.
– Uspokój się. To się już skończyło.
– Nie skończyło się. Trwa i będzie trwało. Dlatego że ty się nigdy nie zmienisz. Będziesz wciąż się zachowywał głupio i nieodpowiedzialnie, ponieważ twoje ego mówi ci, że nigdy nie umrzesz, nawet jeśli… – Eve trzęsła się cała. – Nie mogę tego znieść.
– Ja też nie. Wywracasz mnie na lewą stronę.
– Nie powinieneś tam iść. Nie powinieneś.
Wziął ją na ręce i zaniósł na kanapę.
– Ciii, już dobrze. Zrobię wszystko, czego zażądasz, pod warunkiem, że przestaniesz się trząść. – Posadził ją sobie na kolanach. – Myślałem, że jestem przygotowany na wszystko, ale się myliłem. Zaskoczyłaś mnie. Zawsze liczyła się dla ciebie tylko Bonnie. Nie przyszło mi do głowy…
– Bo nie widzisz dalej niż czubek własnego nosa.
Joe milczał przez chwilę.
– Chcesz powiedzieć, że mnie kochasz?
– Niczego takiego nie powiedziałam, draniu.
– Trudno tak dokładnie ocenić z powodu licznych inwektyw, wydaje mi się jednak, że to masz na myśli. To mnie… pociesza.
– Mnie nie.
– Wiem. Ciebie przeraża. – Trzymał ją w ramionach i kołysał. – Obiecuję, że jeśli przestaniesz się trząść, postaram się żyć wiecznie.
Nikt nie żyje wiecznie. Przy uchu słyszała silne i jednostajne bicie jego serca, ale tak mało brakowało, aby to serce przestało bić na zawsze.
– Idiota.
– Cicho.
– Wiem, że na pewno znów zrobisz coś takiego. Przecież jesteś policjantem.
Joe milczał. Eve też zamilkła. Siedziała i słuchała bicia jego serca. Swego kochanka. Najlepszego przyjaciela. Sensu jej życia. Powoli przestała się trząść. Delikatnie dotknął wargami jej skroni.
– Czy pewnego dnia powiesz, że mnie kochasz?
– Chyba nie. – Mocniej objęła go ramionami. – Nie zasługujesz na to.
– To prawda. – Znów zamilkł. – Nie będę ryzykował, kiedy nie będzie to konieczne, Eve. Nigdy w życiu nie chciałem tak bardzo żyć jak teraz. Dobrze?
– Musi być dobrze, prawda? Muszę to zaakceptować. Takie jest życie.
– Tak, takie jest życie. Witaj z powrotem. – Odgarnął jej włosy z twarzy. – Jesteś potargana i brudna. Pobrudziłem cię olejem.
– Zmyje się.
Jednakże tego, co zdarzyło się w nocy, nie da się usunąć. Padły wszystkie jej bariery ochronne i została zmuszona do uświadomienia sobie prawdziwych uczuć, jakie żywiła wobec Joego. Ale były one zbyt intensywne, prawie nie do zniesienia. Odepchnęła go i powoli wstała.
– Musimy jechać do laboratorium profesora Dunkeila. Pójdę do łazienki tu, na dole, a ty idź na górę, aby się umyć i przebrać. To ubranie jest do wyrzucenia.
– Już idę.
Spoglądała za nim, nie chcąc spuścić go z oczu. Weź się w garść – napomniała samą siebie. Są w życiu jeszcze inne zmartwienia oprócz Joego Quinna. Dziś zginęło dwóch ludzi. Przypuszczalnie zamordowanych przez Dona. Podchodził coraz bliżej.
Ale i Eve była coraz bliżej rozwiązania zagadki jego tożsamości.
Jeszcze nas nie pokonałeś, Donie. Znajdę sposób, aby poznać twoją twarz.
Eve i Joe czekali naprzeciwko laboratorium na Blue Mountain Drive, kiedy nadjechał Spiro.
– Profesor Dunkeil czeka na nas. Zdenerwował się śmiercią Sunga. – Spiro przyjrzał się Eve. – Lepiej wyglądasz.
– Dziękuję. Dodzwoniłeś się do pani Cather?
Читать дальше