– Może ja z panem pojadę – zaproponował z uśmiechem Mark Grunard. – Czy ma pan coś przeciwko reklamie? To mogłoby pomóc w uzyskaniu pracy w Kalifornii.
Technik spojrzał na niego z zainteresowaniem.
– Nie ma mowy – zaprotestował stanowczo Charlie. – Ostrzegałem, że nie może pan tu tkwić, Grunard.
– Ale nasz przyjaciel woli mnie od pana.
– Proszę wyjść – nakazał Charlie, pokazując palcem drzwi.
Grunard westchnął.
– Może wrócę, jak pan skończy pracę – powiedział i wręczył Sungowi wizytówkę. – Proszę do mnie zadzwonić – dodał, wychodząc z laboratorium.
– Wyniki pańskiej pracy są poufne – poinformował Charlie technika.
– Jasne. – Sung przez chwilę przyglądał się wizytówce Grunarda, a potem schował ją do kieszeni. – Eksperymenty z wybuchami atomowymi w Newadzie, po których mnóstwo ludzi zachorowało na raka, też były poufne.
– Proszę do mnie jak najprędzej zadzwonić – przypomniała się Eve. – To dla mnie bardzo ważne.
– Zadzwonię.
– Jak myślisz? Uda mu się? – spytał Joe, kiedy wrócili do samochodu.
– Może. Wygląda na inteligentnego chłopaka. – Usiadła wygodniej i wyprostowała się. – I chyba lubi trudne zadania. Choć Charliemu nie będzie łatwo. Pan Sung wyraźnie nie przepada za biurokratami rządowymi.
– Może powinnaś go poznać z Sarah. Co teraz robimy?
– Wracamy do domu i czekamy.
– To nie będzie łatwe.
– Nie. – Ostatnio nie robili nic innego, tylko siedzieli i czekali. – Ale przynajmniej Spiro dał nam szansę, aby przyspieszyć cały proces.
– Ryzykuje, kombinując z nami. Chciałbym, żeby wszystko się już skończyło.
– Ja też, Joe – zapewniła go Eve, zamykając oczy i usiłując się trochę odprężyć. – Ja też.
Dochodziła trzecia w nocy, a w laboratorium profesora Dunkeila na Blue Mountain Drive nadal paliło się światło.
Eve musi być bardzo szczęśliwa, że znalazła kogoś, komu chce się zająć tym zdjęciem – pomyślał Don. Choć takie dobre chęci bywają niebezpieczne.
I podniecające. Każdy kolejny ruch Eve podnosił stawkę.
Przypuszczalnie powinien był wyrzucić to zdjęcie dawno temu, ale wyjechał i nie przywiązywał do niego wielkiej wagi. Jednakże teraz to, co się działo w laboratorium, było ważne.
Czas zmienił wszystko. Technologię, moralność, pojęcie zła i dobra. Kto mógłby przewidzieć, jak zmienią się jego potrzeby? Gdyby nic się nie zmieniło, nie musiałby teraz siedzieć pod tym laboratorium.
Co tam się działo? Czy coś wykryli?
Poczuł, że podniecenie go roznosi. Dalej, Eve. Jesteś na tropie. Spróbuj mnie znaleźć…
– Jeszcze kawy? – spytał Charlie.
Billy Sung nacisnął jakiś guzik w komputerze.
– Nie w tej chwili.
– Nie jadł pan obiadu. Mógłbym coś przywieźć.
– Nie. – Był już blisko. Niech się wypchają ci faceci z Los Angeles ze swoim wyszukanym sprzętem. Był równie dobry jak oni. Jeszcze parę poprawek i może…
– Ma pan?
– Jasne. – Potarł oczy i znów pochylił się nad zdjęciem. – Nie byłem pewien, czy się uda, ale będę chyba mógł… – Zesztywniał i zamilkł. – O Boże!
– Ma pan?
– Niech się pan zamknie. Muszę sprawdzić przesunięcie – powiedział i powiększył zdjęcie.
Obraz był coraz wyraźniejszy. Nie było żadnych wątpliwości.
Przy łóżku Eve zadzwonił telefon.
– Jedziemy do ciebie – powiedział Charlie.
– Co?
– Sung chce się z tobą zobaczyć. Jest bardzo przejęty. Eve usiadła na łóżku.
– Udało mu się?
– Jeszcze nie. Mówi, że zaraz kończy. Mruczy coś o przesunięciach i o spektrum, i chce ci osobiście przywieźć zdjęcie. Nie pozwala mi nic zobaczyć, kiedy pracuje, ale będę je miał, jak tylko skończy.
– Skąd takie sekrety?
– Nie mam pojęcia – odparł ponuro Charlie. – Uważa chyba, że jestem prawą ręką Wielkiego Brata. Zadzwonił gdzieś, a potem powiedział, że musi się z tobą natychmiast zobaczyć. Wydaje mu się, że to jest sprawa między nim a tobą, ale to jest problem FBI i Sung nie może… Dokąd się pan wybiera?! – zawołał. – Muszę iść – zakomunikował Eve. – Sung chyba skończył. Właśnie wyskoczył z domu. Będziemy u ciebie za pół godziny – dodał i odłożył słuchawkę.
– Udało mu się? – spytał Joe.
– Tak twierdzi Charlie, ale Sung chce się ze mną zobaczyć. – Odłożyła słuchawkę i opuściła nogi na podłogę. – Będzie tu ze zdjęciem za pół godziny. Muszę się ubrać.
Joe usiadł na łóżku.
– Dlaczego chce się z tobą zobaczyć?
– Mówiłam ci już, że nie lubi facetów z instytucji rządowych.
– Tak bardzo, żeby cię budzić w środku nocy?
Eve poszła do łazienki.
– Może tu przyjechać i wleźć razem z nami do łóżka, pod warunkiem, że przywiezie zdjęcie.
– Nie byłbym tego taki pewien – powiedział Joe. – Zaczekamy na niego na dole.
– Gdzie on się podziewa? – Eve znów spojrzała na zegarek. – Minęło już czterdzieści minut.
– Może musieli po coś wrócić do laboratorium.
– To Charlie by zadzwonił.
– Może mają kłopoty z samochodem?
– Przestań wynajdywać usprawiedliwienia. Masz numer na komórkę do Charliego?
Joe kiwnął głową i sięgnął po telefon.
– Nikt nie odpowiada. – Odłożył słuchawkę. – Wyruszam na poszukiwania.
– Jadę z tobą.
– Zostań. Być może spóźnienie wynikło z jakiegoś błahego powodu i przyjadą tuż po moim wyjściu. Jeśli tak, to zadzwoń i zaraz wrócę.
Joe miał rację, musiała zostać w domu, choć nie mogła już wytrzymać tego ciągłego, cholernego wyczekiwania.
Telefon Eve zadzwonił czterdzieści pięć minut później.
– Był wypadek – powiedział Joe. – Samochód zjechał z drogi i spadł w przepaść.
Eve zacisnęła dłoń na słuchawce telefonicznej.
– To oni?
– Nie wiem. Samochód jest całkiem rozbity. Spadli z trzydziestu metrów.
– Boże! – Eve zamknęła oczy.
– Ratownicy zejdą na dół, żeby sprawdzić, czy ktoś przeżył. To nie będzie łatwe. Ściana jest bardzo stroma.
– Czy można przeżyć taki wypadek?
– Można. Samochód się jeszcze nie zapalił. Muszę iść. Zadzwonię później. Schodzę na dół z ratownikami.
„Samochód się jeszcze nie zapalił”. Poczuła przypływ strachu.
– Nie rób tego, Joe. Ratownicy to co innego. To jest ich praca.
– Lubię Charliego Cathera, Eve – powiedział i się rozłączył.
Eve też lubiła Charliego, ale przerażała ją myśl o Joem w pobliżu rozbitego samochodu.
Wystukała numer Joego. Cisza. Schodził już pewnie do samochodu.
Ruszyła do drzwi.
Na autostradzie pełno było pulsujących czerwonych świateł karetek, wozów straży pożarnej i samochodów policyjnych. W dół skierowane zostało światło kwarcowego reflektora. Prawy pas oddzielała żółta taśma policyjna.
Joe!
Eve zaparkowała na poboczu i wyskoczyła z samochodu. Przedarła się przez tłum ludzi, ale nadal nic nie widziała.
– Eve! – Znad brzegu przepaści podszedł do niej Spiro. Kiwnął głową policjantowi. – Niech pan ją przepuści.
Schyliła się pod żółtą taśmą i podbiegła do skraju drogi. Spiro przyszedł za nią.
– Nie powinnaś tu być, Eve. Co ty sobie myślisz? Pełno tu policji i…
– Nic mnie to nie obchodzi. Gdzie są ratownicy? Spiro pokazał jej sznurek światełek na dnie przepaści.
– Są już prawie przy samochodzie.
Jakim samochodzie? Z góry było widać jedynie masę zgniecionego metalu.
Читать дальше