– Nie spodziewaj się za wiele. Być może ze zdjęcia niczego się nie dowiemy.
– Co to znaczy?
– To, co powiedziałem.
– Podobno pracujemy razem. Przestań mówić półsłówkami.
Spiro milczał.
Cholera jasna, był uparty jak muł, typowy agent FBI. Eve miała już dość wyduszania z niego informacji. Wprawdzie współpracowali, ale najwidoczniej nie we wszystkim. No dobrze, spróbuje ostatni raz.
– Kiedy? – spytała.
– Niedługo.
– Kiedy?
– Ale jesteś, nudna. Może jutro – odparł niechętnie i odłożył słuchawkę.
Duplikat fotografii dostali dopiero dwa dni później. Spiro przyjechał do domu Logana i wręczył Eve kopertę.
– Proszę. Rozczarujesz się.
– Dlaczego?
– Zobacz sama.
Joe podszedł bliżej. Eve otworzyła kopertę i wyjęła zdjęcie.
Było zrobione na wielkim podwórzu. Dwaj kilkunastoletni chłopcy siedzieli przy piknikowym stole; trzeci, daleko z tyłu, schodził po schodach werandy.
– Pani Harding twierdzi, że ten chłopak na schodach to Kevin – powiedział Spiro. – Ci dwaj przy stole to Ezekiel i Jacob.
Do diabła, Kevin znajdował się najdalej z nich trzech, poza tym zdjęcie było lekko prześwietlone, a jego sfotografowana w ruchu sylwetka zamazana i nie do rozpoznania.
– Nic dziwnego, że policja nie wzięła tego zdjęcia od Hardingów za pierwszym razem – orzekła Eve. – Kevin jest zamazany i absolutnie nie można go rozpoznać. Joe mówił mi, że Charlie jest zmartwiony w związku z tą fotografią. Teraz wiem, dlaczego. – Spojrzała na Spiro. – W ciągu ostatniego ćwierćwiecza technika fotograficzna poszła znacznie do przodu. Wtedy zapewne nie mogli z tym zdjęciem nic zrobić, lecz dziś da się je uwyraźnić, prawda?
– Przypuszczalnie. Posłałem inną kopię do Quantico. – Urwał. – Ale ciekaw jestem, czy nie chciałabyś sama spróbować. Też się przecież zajmujesz fotografiami.
– Specjalizuję się w postarzaniu dzieci na podstawie ich zdjęć, a to jest zupełnie coś innego.
– Och, nie wiedziałem – powiedział zmartwiony Spiro. – I nic nie da się zrobić?
Eve zastanawiała się przez moment.
– Może. – Wstała i wzięła książkę telefoniczną. – Jeśli jest tu fotograf, który robi globalne poprawki.
– Globalne poprawki? – powtórzył Spiro ze zdziwieniem. – A co to takiego?
– Przedmuchiwanie i inne tego rodzaju… Jest. – Znalazła reklamę na żółtych stronach. – W Pixmore. Teraz musimy się przekonać, czy mają odpowiednie wyposażenie i specjalistów.
– Zdjęcia piękności – przeczytał Joe, zaglądając jej przez ramię. Reklama pokazywała w dużym zbliżeniu piękną kobietę. – Brzmi niezbyt naukowo.
– A jak, twoim zdaniem, takie przedsiębiorstwa zarabiają na siebie? Usuwają ze zdjęć wszystko: od zmarszczek do przebarwionych włosów. – Jeszcze raz spojrzała na zdjęcie, które trzymała w ręce. – Być może im się uda. Korektorzy wolą pracować ze slajdami, ale sama im to zawiozę i zobaczę, czy mają kogoś, kto zna się na rzeczy. – Włożyła zdjęcie z powrotem do koperty. – W takich pracowniach mają na ogół dużo zamówień. Mógłbyś trochę ponaciskać jako FBI?
– Charlie spotka się z tobą w Pixmore – powiedział Spiro. – Jak długo to potrwa?
Eve wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia. Może dwadzieścia cztery godziny. Zależy od tego, jak dobry jest technik i ile czasu zechce poświęcić.
– Powiem Charliemu, żeby z nim został, dopóki nie skończy.
– Dobrze. – Eve podeszła do drzwi. – To na pewno nie zaszkodzi.
– Zawiozę cię – powiedział Joe.
– To nie jest konieczne.
Skrzywił się.
– W tej chwili i tak nie mogę nic więcej zrobić. Wiesz, że lubię być potrzebny.
Pixmore leżało w odległości trzydziestu minut jazdy samochodem od Phoenix, na szczycie krętej górskiej drogi. Jednopiętrowy budynek, zbudowany z kamienia i ze szkła, błyszczał w słońcu. Charlie Cather zaparkował tuż za samochodem Joego i Eve.
– Cieszę się, iż waszym zdaniem uda się coś zrobić z tym zdjęciem – powiedział z nadzieją. – Byłem okropnie rozczarowany. Myślałem, że naprawdę trafiłem na coś znaczącego.
– Owszem – przyznała Eve. – Fotografia nadal może nam pomóc.
– To właśnie powiedział Spiro. – Charlie ruchem głowy wskazał na wjeżdżający na parking samochód. – Jest Grunard.
– Co on tu robi? – spytała Eve.
– Był ze mną w hotelu, kiedy zadzwonił Spiro. Cały czas mnie wypytuje. – Cather wykrzywił twarz w grymasie. – Ale to nie jest zły facet.
– Spiro nie będzie zadowolony.
– Rozmawiałem z nim. Powiedział, żeby rzucić coś Grunardowi na przynętę, ale nie dawać głównego dania. Będzie musiał stąd wyjechać, nim zaczną pracować nad zdjęciem.
Uśmiechnięty Mark zbliżał się w ich stronę.
– Mam wrażenie, że już czeka na deser – zauważył Joe.
– Czy nie może mi pani dostarczyć negatywu? – Technik nazywał się Billy Sung, nie miał jeszcze dwudziestu pięciu lat i nie tryskał optymizmem. – Nie jestem cudotwórcą.
– Nie mam negatywu – odparła Eve. – Pański szef mówi, że jest pan najlepszy. Jestem pewna, iż pan sobie z tym poradzi.
– Niech mnie pani nie bierze pod włos. Będę z tym miał cholerne problemy. Ta odbitka ma wiele usterek. Jedną dałoby się jakoś poprawić, ale nie tyle. Musiałaby pani oddać to zdjęcie do jednego z tych przedsiębiorstw w Los Angeles, które używają komputerów i specjalnych programów. Nasza firma nie ma takich urządzeń.
– I nic się nie da zrobić?
Technik wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Znam jednego profesora, który ma grant rządowy i najnowocześniejszy sprzęt. Zwykle pozwala mi z niego korzystać.
– Jest pan studentem?
– Tak, muszę mieć dyplom, żeby się starać o pracę w jednej z firm na Zachodnim Wybrzeżu. Muszę pokonać wszystkich geniuszy po renomowanych uniwersytetach. Nowoczesne firmy naprawdę dokonują cudów. To niewiarygodne, co można zrobić za pomocą komputera i odpowiednich programów. – Jeszcze raz spojrzał na fotografię. – Jak na to, czym dysponuję, i tak nieźle daję sobie radę.
– Na pewno – odparła Eve. – Kto jest tym profesorem i gdzie ma laboratorium?
– Profesor Dunkeil. Ralph Dunkeil. Jego laboratorium jest pięć minut stąd, na Blue Mountain Drive.
– Czy mogę jutro odebrać zdjęcie? – Technik potrząsnął głową. – Bardzo pana proszę, to dla mnie ogromnie ważne.
Przyglądał jej się przez kilka sekund, a potem wolno skinął głową.
– Jeśli omówi to pani z Grisbym. Nie będzie zadowolony, że odkładam wszystkie inne prace.
– Pański szef już się zgodził – zapewnił go Charlie. – Powiedział, że oddaje nam pana na następne trzydzieści sześć godzin.
– To niewolnictwo i katorga – mruknął z grymasem Billy Sung. – Choć sam Grisby też traktuje mnie jak niewolnika. Musiałem mu zagrozić, że odejdę, aby dał mi wolne na sesję egzaminacyjną.
– Byłabym wdzięczna, gdyby się pan pospieszył – dodała Eve. – Zadzwoni pan do mnie, jak pan będzie gotów, dobrze?
– Ja zadzwonię, Eve – powiedział Charlie. – Pojadę z panem Sungiem i mu pomogę.
– Nie potrzebuję pańskiej pomocy. – Technik obrzucił Charliego chłodnym spojrzeniem. – Agencje rządowe i tak się już za bardzo wtrącają do naszej pracy. FBI, CIA, IRS. A teraz pan tu przychodzi i mnie pogania.
– Hej, człowieku, ja tylko wykonuję swoją pracę.
– Tak, tak. – Sung usiadł. – Już to słyszałem. Zaraz potem słychać trzaskanie bata.
Читать дальше