– Przecież wiemy, że Kevin istniał. Pani Harding go poznała.
– Jeśli tu był, chowano go przed ludźmi. – Spiro potrząsnął głową. – Choć nikt nie ma pojęcia, dlaczego. Podobno stary Baldridge zatrudniał w czasie nabożeństwa całą rodzinę: do rozdawania świec, zbierania na tacę…
– Nie podoba mi się tutaj – powiedziała Jane, stając przy Eve. – Kiedy pojedziemy?
Eve zdała sobie sprawę, iż nawet Jane czuła tu jakiś niepokój.
– Niedługo. Chcesz poczekać w samochodzie? Jane potrząsnęła głową i przysunęła się bliżej.
– Zaczekam na ciebie.
– Możemy już iść – powiedział Spiro. – W tej chwili i tak nic więcej nie zrobimy. Wrócimy do Phoenix i przyślę tutaj ekipę dochodzeniową.
– Po tylu latach?
– Nikt tu wcześniej nie szukał grobów.
– Nie wierzysz, że wielebny Baldridge po prostu przeniósł się gdzie indziej, prawda?
– Muszę sprawdzić każdą możliwość i każdy ślad. Wygląda na to, że ten stary facet potrafił być nieprzyjemny.
– Tak. – Joe rozglądał się po okolicy. – Fanatycy na ogół sprawiają wiele bólu.
– Jeśli Kevin Baldridge jest Donem, to jego ojciec spowodował rzeczywiście wiele nieszczęścia. – Spiro ruszył na dół. – Jaki ojciec, taki syn.
– Może to nie jest Kevin. Może to któryś z jego braci. – Eve szła za Spiro.
– Gdzie był Kevin podczas nabożeństw? – spytał Spiro. – To mi wygląda na bunt przeciwko ojcu. – Obejrzał się przez ramię. – Co robisz, Quinn?
Joe, klęcząc, rozkopywał ręką miękką ziemię.
– Chciałem coś sprawdzić. – Podniósł garść ziemi do ust i dotknął językiem. – Sól.
Eve zatrzymała się w miejscu.
– Co?
– Podobnie jak ty zastanawiałem się, dlaczego tu nic nie rośnie. – Joe wstał i wytarł dłoń o spodnie. – Ktoś przeorał ziemię solą, albo po pożarze albo nawet przed nim. Nie chciał, żeby kiedykolwiek coś tu jeszcze wyrosło.
Wrócili do Phoenix wczesnym wieczorem. Spiro opuścił ich na lotnisku. Joe, Eve i Jane dotarli do domu Logana po dziewiątej.
Kiedy weszli do dużego pokoju, Eve ze zdumieniem zobaczyła Logana we własnej osobie. Siedział na kanapie i grał w karty z Sarah.
– Najwyższy czas – powiedział, wstając i rzucając karty na stół. – Dlaczego, do jasnej cholery, nie zawiadomiłaś mnie, że wyjeżdżasz z miasta?
– Cieszę się, że wróciliście – rzuciła Sarah. – Siedzi tu od wielu godzin, doprowadzając mnie i Monty’ego do szału. Nie chciał wyjść, a w dodatku kazał się zabawiać. Logan wykrzywił się.
– Szachrowała pani.
– Po prostu lepiej od pana gram w pokera. Jak pan myśli, co robią w przerwach ekipy ratownicze? – Sarah wstała. – Ty się nim zajmij, Eve. Monty i ja jesteśmy zmęczeni jego ponurym nastrojem.
– Nie mam ponurego nastroju.
Sarah nie zamierzała się z nim kłócić.
– Chodź ze mną, Jane. Kiepsko wyglądasz, prawie tak, jak ja się czuję. Męcząca wycieczka?
– Tam było dziwacznie. – Jane poklepała Monty’ego. – Chodź, stary, idziemy spać.
Pies przeciągnął się, a potem wyszedł za Sarah i Jane z pokoju. Logan odprowadził wzrokiem Sarah.
– Nadal ma pretensje – zauważył.
– Grała z tobą w karty – przypomniał mu Joe.
– Bo chciała mnie pobić. – Logan odwrócił się do Eve i zaatakował: – Nie przyszło ci do głowy, że będę się denerwować, kiedy się dowiedziałem od Bookera, że wyjechałaś? i – Spieszyłam się. Spiro trafił na ślad. W ogóle o tym nie pomyślałam. – Zapewne powinna zawiadomić Logana o wyjeździe. – Przepraszam cię, Loganie.
– Daj jej spokój. – Joe stanął za nią, opierając dłonie na ramionach Eve. – Ma dość problemów, nie musi jeszcze pamiętać o tobie.
– Uspokój się, Joe. Logan stara się mi pomóc. Nie powinnam go martwić.
– Zmartwienie mi nie przeszkadza, jeśli mogę na nie coś zaradzić. Nie wytrzymuję, kiedy jestem odsunięty… – Logan urwał i wbił wzrok w Eve i w stojącego za nią Joego. – To koniec, prawda? Zrobił to?
– Co?
– Wygrał. Wreszcie dostał to, czego chciał. Boże, teraz wszystko jest jasne. – Uśmiechnął się ponuro. – Powinienem wiedzieć, że walczę o przegraną sprawę. Mógłbym walczyć z Quinnem, ale nie mogę walczyć z tobą, Eve. Odkąd przyjechał na wyspę, chciałaś z nim wrócić do domu.
– Z powodu Bonnie.
– Może. – Logan przyglądał im się przez dłuższą chwilę. – Dbaj o nią, Quinn.
– Nie musisz mi tego mówić.
– Muszę. To jest ostrzeżenie, a nie stwierdzenie. Zadzwoń do mnie, Eve, jeśli będę mógł ci w czymś pomóc.
– Nie będzie jej potrzebna twoja pomoc – rzucił Joe.
– Nigdy nie wiadomo.
Eve nie mogła tego znieść. Nie pozwoli mu tak odejść.
– Joe, chcę porozmawiać z Loganem w cztery oczy.
Joe nawet nie drgnął.
– Joe!
– Dobrze. – Wyszedł z pokoju.
– Dlaczego mam wrażenie, że podsłuchuje pod drzwiami? – spytał Logan.
– Bo pewno tak jest – odparła, starając się uśmiechnąć. – Powinieneś to przyjąć jako komplement.
– Naprawdę?
– On wie, ile dla mnie znaczysz. Ile zawsze będziesz dla mnie znaczył.
– Najwyraźniej niewiele, w każdym razie nie dość.
– A ile to jest dość? Boli mnie, gdy cierpisz. Jestem szczęśliwa, gdy ty jesteś szczęśliwy. Jeśli kiedykolwiek będziesz mnie potrzebował, przyjdę. Czy to nie dość?
– To dużo. Nie tyle, ile chciałbym, ale przyjmuję. – Przerwał na moment. – Pytam dla zaspokojenia własnej ciekawości: jak Quinn to zrobił?
– Nie wiem – odpowiedziała szczerze. – Nie chciałam tego. Czuję się niespokojna. Jakbym tkwiła w jakiejś wirówce. Po prostu się zdarzyło.
– Z Quinnem nie ma prostych zdarzeń. Ma wielką siłę. Zawsze wiedziałem, że czeka na ciebie w kuluarach.
– Ja nie.
– Wiem. Miałem nadzieję, że będziesz całkowicie moja, nim Quinn się zdecyduje na jakiś ruch. Nie udało mi się. Trudno. – Przyglądał jej się przez kilka minut, a potem szybko ją pocałował. – Ale to był dobry rok, prawda?
Eve poczuła w oczach piekące łzy.
– Najlepszy.
– Nie najlepszy, bo nie doszlibyśmy do tego punktu, ale niezły. – Wziął ją pod ramię i wyprowadził do przedpokoju, gdzie przy schodach czekał Joe. – Cześć, Quinn. Co za niespodzianka!
Joe podszedł bliżej do Eve.
– Nie musisz się zachowywać tak, jak bym zamierzał ją porwać. To nie w moim stylu – rzucił Logan, zaciskając usta. – Choć mam ochotę skręcić ci kark.
Joe potrząsnął głową.
– Ale nie zrobisz tego. Tym się właśnie różnimy. Jesteś twardy, nigdy jednak w stosunkach z Eve nie przekroczyłeś punktu, z którego nie ma powrotu. Ciekaw jestem, czy z kimś ci się to udało.
Logan zrobił krok do przodu i powiedział cicho:
– Mam ochotę udowodnić, że się mylisz.
– Loganie! – zawołała Eve.
Nie sądziła, że jej posłucha, ale Logan odwrócił się i otworzył drzwi.
– Do widzenia, Eve. Będę w pobliżu. Nie wykluczaj mnie całkiem ze swego życia, dobrze?
– To byłoby niemożliwe. – Byli sobie zbyt bliscy. Pocałowała go w policzek. – Nigdy w życiu.
– Pamiętaj, co powiedziałaś. – Logan zamknął za sobą drzwi.
Joe gwizdnął cicho.
– To mi się nie podoba. Czy ja też muszę się z nim za przyjaźnić?
– Nic nie musisz. Ale Logan jest moim przyjacielem. I zawsze będzie.
– Tego się właśnie obawiałem. Muszę się zastanowić nad… – Urwał. – Jesteś zdenerwowana. Już nic nie mówię i zostawiam cię samą.
Читать дальше