Iris Johansen - Śmiertelna Gra

Здесь есть возможность читать онлайн «Iris Johansen - Śmiertelna Gra» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Śmiertelna Gra: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Śmiertelna Gra»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Główną bohaterką jest Eve Duncan, rzeźbiarka sądowa, doskonale odtwarzająca twarze zmarłych na podstawie kształtu ich czaszek. Tym razem otrzymuje propozycję pracy przy identyfikacji wykopanych w Georgii szkieletów. Podejmuje się bez wahania, przypuszczając, że jeden z nich może być szkieletem jej dawno zamordowanej córki, której ciała dotąd nie znaleziono. Właśnie na zaangażowaną Eve w sprawę Georgii liczy morderca. Obserwuje bacznie jej każdy krok, zadręcza dziwnymi telefonami, aby w odpowiednim czasie zadać cios. Ten bezlitosny psychopata, przekonany, że zawsze wygrywa, nie skończy swej śmiertelnej gry, póki nie osiągnie zamierzonego celu, którym jest życie Eve.

Śmiertelna Gra — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Śmiertelna Gra», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Muszę ją zabrać – zwróciła się do Joego.

– Wiem – odparł z uśmiechem.

– Oczywiście, że z wami jadę – powiedziała Jane. – Chyba nie pozwolimy, aby dyktował nam, co mamy robić. A teraz chodź na śniadanie. Później powiesz mi, dokąd właściwie jedziemy i o co chodzi – rzuciła przez ramię, idąc korytarzem.

Rozdział piętnasty

Tego wieczoru o pół do dziewiątej mały samolot wylądował na niewielkim lotnisku na północ od Dillard w stanie Arizona. W górach były ostatnio opady śniegu i marznącej mżawki. Lotnisko miało jedynie dwa pasy, a ich nawierzchnia pozostawiała wiele do życzenia. Przy budynku lotniska stała jedna taksówka.

Spiro odebrał telefon od Charliego w taksówce, w drodze do miasta. Kiedy się rozłączył, nie wyglądał na zachwyconego.

– Budynek archiwum spłonął sześć lat temu – relacjonował. – A w miejscowej szkole nie ma śladu po kimkolwiek z rodziny Baldridge’ów.

– Może chodzili do szkoły w sąsiednim miasteczku.

– Sprawdzamy teraz w Jamison. To prawie pięćdziesiąt kilometrów stąd. – Wyjrzał przez okno. – Ale szkoły są zamknięte do jutra rana. Musimy przenocować w hotelu… Choć Charlie twierdzi, iż nie ma tu żadnego hotelu. Zdaje się, że w Dillard mieszka coś około czterech tysięcy ludzi.

– Sześć i pół tysiąca – odezwał się kierowca taksówki.

Spiro sięgnął do kieszeni i wyjął notes.

– Charlie wspominał o pensjonacie niejakiej pani Tolvey na Pine Street.

– Dobry wybór – zgodził się kierowca. – Pani Tolvey podaje doskonałe śniadania.

– Świetnie. – Eve objęła ramieniem Jane, która się o nią opierała. – Żebyśmy mogli tylko gdzieś przenocować! Dziękuję – spojrzała na nazwisko kierowcy na tabliczce – panie Brendle.

– Mam na imię Bob. Łóżka też są bardzo wygodne. Pani Tolvey prowadzi swój pensjonat od ponad dwudziestu lat i co pięć lat wymienia wszystkie materace.

– Niemożliwe – powiedział Spiro.

– Cóż, za często nie są używane.

– Dwadzieścia lat – powtórzył Joe, spoglądając na Spiro. – Co za zbieg okoliczności!

– Charlie jest dobrym agentem. Być może dowiemy się czegoś od pani Tolvey.

– Czy ma dość pokoi? – zapytał Joe kierowcę taksówki.

– Sześć. I wszystkie bardzo czyste i porządne. – Kiwnął głową. – To niedaleko stąd. Dwie przecznice.

Pensjonat mieścił się w dużym, szarym budynku z drewnianą huśtawką na szerokiej frontowej werandzie. Nad drzwiami świeciła się lampa.

– Idźcie do środka – powiedział Bob. – Ja wezmę bagaże.

– Proszę poczekać – powstrzymał go Spiro. – Macie tu jakiś bar?

– Chyba pan żartuje. Cztery. – Bob wyciągnął torby z bagażnika. – Chcą się państwo najpierw napić?

– Dokąd chodzą stali klienci?

– Do baru Cala Simma przy Third Street.

– Niech mnie pan tam zawiezie. Zobaczę, czy jeszcze dziś uda mi się czegoś dowiedzieć – zwrócił się do Eve. – Wynajmij dla mnie pokój i uprzedź panią Tolvey, że zjawię się za parę godzin.

Eve potaknęła.

– Porozmawiasz z panią Tolvey? – spytał Spiro Joego.

– A jak myślisz?

Taksówka odjeżdżała, gdy pani Tolvey otworzyła drzwi. Była pięćdziesięcioparoletnią kobietą z krótkimi, kręconymi, brązowymi włosami i szerokim uśmiechem. Miała na sobie jasnozieloną kordonkowa podomkę.

– Podwiózł was Bob, prawda? Nazywam się Nancy Tolvey. Szukacie noclegu?

– Chcemy wynająć trzy pokoje. – Joe wziął torby i wszedł do przedpokoju. – Podwójny dla pani Duncan i dla dziewczynki, pojedynczy obok nich dla mnie. Nasz przyjaciel przyjedzie za jakiś czas. Dla niego też weźmiemy pokój.

– Dobrze, ale nie mam pokoju z dwoma łóżkami. Może być z jednym podwójnym?

Eve kiwnęła głową.

– Może zaprowadzi pani Eve i Jane na górę, a ja zostanę tu i wypełnię formularz.

Eve wzięła swoje bagaże i razem z Jane poszły na górę za panią Tolvey.

Pokój, który im pokazała, był czysty i jasny, z tapetą w zielone gałązki na kremowym tle.

– Łazienka jest na końcu korytarza – poinformowała pani Tolvey.

– Słyszałaś, Jane – powiedziała Eve. – Idź pierwsza pod prysznic. Rozpakuję nasze rzeczy i zaraz przyniosę ci piżamę.

– Dobrze. – Jane ziewnęła szeroko. – Sama nie wiem, dlaczego jestem taka śpiąca.

– To z powodu tej wysokości – wyjaśniła pani Tolvey. – Nie jesteście stąd, co?

– Przyjechaliśmy z Phoenix.

– Byłam tam raz. – Pani Tolvey pokiwała głową. – Za gorąco. Nigdy nie mogłabym się przyzwyczaić do takiego klimatu po mieszkaniu tu przez całe życie.

Całe życie…

Joe powiedział Spiro, że porozmawia z panią Tolvey, ale Eve równie dobrze mogła to zrobić sama.

– Szukamy rodziny, która chyba mieszkała tutaj dawno temu. Nazywali się Baldridge’owie.

– Baldridge’owie? – Nancy Tolvey zastanawiała się przez chwilę, a potem potrząsnęła przecząco głową. – Chyba nie. Nie przypominam sobie nikogo o takim nazwisku. – Podeszła do schodów. – Przyniosę ręczniki.

Warto było spróbować – pomyślała Eve. Może jutro się czegoś dowiemy.

Nancy Tolvey zeszła na dół zamyślona, marszcząc brwi.

– Coś się stało? – spytał Joe.

Usiadła za staroświeckim biurkiem w korytarzu.

– Nie, nic – odparła i otworzyła książkę meldunkową. – Proszę się tu wpisać. Nazwisko, adres, numer prawa jazdy. – Kiedy wypełniał rubryki w księdze, przypatrywała mu się ze zmarszczonymi brwiami. – Będzie pan miał wspólną łazienkę z przyjaciółmi. Nie mamy… – Zamknęła oczy. – Świece…

– Miałem nadzieję, iż jest u pani elektryczność – rzekł sucho Joe.

Otworzyła oczy.

– Nie to miałam na myśli. Pani Duncan pytała mnie, czy nie znam rodziny Baldridge’ów, i powiedziałam, że nie pamiętam tu nikogo o takim nazwisku.

Joe zesztywniał.

– A teraz pani sobie przypomniała, tak?

– Nie chciałam o tym mówić. Tak, przypomniałam sobie. – Uśmiechnęła się gorzko. – Nie mogłabym zapomnieć. I milczenie nic nie pomoże, prawda? Całe lata usiłowałam pozbyć się tych wspomnień.

– Baldridge’owie mieszkali tu, w mieście? Potrząsnęła głową.

– Nie, na północ od Dillard.

– Koło Jamison?

– Nie, namiot stał wyżej w górach.

– Namiot?

– Stary Baldridge był ewangelistą. Prawdziwie nawiedzonym kaznodzieją. Mieszkał w namiocie rozstawionym na płaskowyżu w górach, gdzie wygłaszał kazania. – Skrzywiła się. – Kiedy byłam nastolatką, trochę się źle prowadziłam. No, może nawet nie trochę. Mój tatuś uważał, że należy zadbać o zbawienie mojej duszy. Kiedy usłyszał o kazaniach namiotowych wielebnego Baldridge’a, zawiózł mnie tam pewnego wieczoru. Mówię panu, to było niezłe przedstawienie. Wielebny potwornie mnie nastraszył.

– Dlaczego?

– Wyglądał jak śmierć na chorągwi. Biała twarz, brudne siwe włosy, a jego oczy…

– Ile miał lat?

– Chyba z sześćdziesiąt. Wydawał mi się naprawdę stary. Miałam zaledwie piętnaście lat.

Czyli ten kaznodzieja nie mógł być Donem – pomyślał Joe.

– Krzyczał na mnie – mówiła dalej Nancy Tolvey. – Stał tam, wymachując czerwoną świecą i wyzywając mnie od kurew.

– Czerwoną świecą?

– W całym namiocie pełno było świec. Nie było światła elektrycznego, tylko wielkie żelazne świeczniki ze świecami. Przy wejściu każdy dostawał świecę. Dzieci białe. Reszta – czerwone albo różowe. – Potrząsnęła głową. – Nigdy nie wybaczyłam tacie, że mnie tam zaprowadził i pozwolił, aby Baldridge zaciągnął mnie do ołtarza i krzyczał na cały głos, że jestem grzesznicą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Śmiertelna Gra»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Śmiertelna Gra» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Iris Johansen
Iris Johansen - W Obliczu Oszustwa
Iris Johansen
Iris Johansen - The Treasure
Iris Johansen
Iris Johansen - Deadlock
Iris Johansen
Iris Johansen - Blue Velvet
Iris Johansen
Iris Johansen - Pandora's Daughter
Iris Johansen
Iris Johansen - A wtedy umrzesz…
Iris Johansen
Iris Johansen - Zabójcze sny
Iris Johansen
Iris Johansen - Sueños asesinos
Iris Johansen
Iris Johansen - No Red Roses
Iris Johansen
Iris Johansen - Dead Aim
Iris Johansen
Отзывы о книге «Śmiertelna Gra»

Обсуждение, отзывы о книге «Śmiertelna Gra» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x