Joe.
Nie, nie mogła biec za każdym razem do Joego.
Jane i Sarah były w kuchni. Pójdzie tam, usiądzie przy stole i posłucha ich rozmowy i śmiechu. Pogłaska Monty’ego, a potem może zadzwoni do matki. Zajmie się czymś i spróbuje nie myśleć o zdjęciu ani o Donie, ani o niczym innym, oprócz najważniejszych rzeczy w życiu.
I wkrótce znów zrobi jej się ciepło.
Ruda lalka wpatrywała się w Eve szklanymi brązowymi oczyma. Porcelanowe gardło miała podcięte od ucha do ucha.
– Leżała na podjeździe – wyjaśnił cicho Herb. – Ktoś musiał ją wrzucić przez bramę. Kamera wideo przestała odbierać i Juan poszedł sprawdzić, co się stało. Wtedy znalazł lalkę. Ktoś stłukł obiektyw kamery. Przypuszczalnie strzałem z dużej odległości, ponieważ nic nie zostało zarejestrowane. Zadzwonię do pana Logana, ale najpierw chciałem to pani pokazać.
– Dobrze – odparła tępo.
– Nie było mnie przedtem przy bramie, gdy pan Quinn i pan Grunard wyjeżdżali. Potem osobiście sprawdziłem bramę. – Zawahał się. – To lalka dziewczynka.
– Widzę.
Bonnie.
Jane.
– Obrzydliwość. Wydaje mi się, że powinniśmy kogoś zawiadomić.
– Zajmę się tym.
– Nie chciałbym się wtrącać, proszę pani, ale to może znaczyć, że dziewczynka jest…
– Zajmę się tym, Herb – powtórzyła ostrzej, zaciskając dłoń na lalce. – Dziękuję za pańską troskę.
– Myślę, że powinna pani…
– Proszę już iść! – Urwała i postarała się złagodzić trochę ton. – Przepraszam. Zdenerwowałam się. Muszę zostać sama i to przemyśleć. Proszę nigdzie nie dzwonić, nawet do pana Logana. Rozumie pan?
– Rozumiem.
Nie przyrzekł jednak, że tego nie zrobi. Niby dlaczego miałby jej słuchać? Logan mu płacił.
– Nawet do pana Logana – powtórzyła i dodała, ułatwiając mu decyzję: – Przynajmniej do jutra, dobrze?
Wzruszył ramionami.
– Niech będzie. Dziś wieczorem będziemy razem z Juanem patrolować teren. Niech się pani nie martwi.
– Dziękuję.
Nie martwi? Don był tak blisko, że mógł wrzucić jej okaleczoną lalkę prawie pod sam dom. Booker nie ruszył się z miejsca.
– Do widzenia, Herb.
Weszła do pokoju i po chwili usłyszała trzask zamykanych drzwi wejściowych.
Usiadła na kanapie, wyjęła telefon i położyła go przed sobą na stoliku.
I czekała na telefon od niego.
Zadzwonił prawie o północy.
– To tylko przypomnienie – powiedział Don.
– Co się stało? Znudziło ci się przysyłanie mi kości? Na chwilę zapadła cisza pełna zdumienia.
– Jesteś zła.
– Jak wszyscy diabli.
– Co za interesujący rozwój wypadków!
– Myślałeś, że będę siedziała po ciemku i trzęsła się ze strachu, ty głupi skurwysynu?
– Specjalnie się nad tym nie zastanawiałem. Jak już mówiłem, chciałem ci tylko przypomnieć, co jest w twoim życiu ważne. Wydaje mi się, że powoli zapominasz.
– Ważne? Ty?
– Tak. W tej chwili nikt nie jest dla ciebie ważniejszy ode mnie.
– Odpieprz się – powiedziała i się wyłączyła.
Telefon zadzwonił powtórnie pięć minut później. Nie odebrała.
W ciągu następnej godziny dzwonił jeszcze cztery razy. Nie odebrała ani razu.
Joe wrócił do domu po drugiej w nocy. Wciąż siedziała na kanapie, trzymając lalkę, kiedy wszedł do pokoju. Spojrzał najpierw na lalkę, a potem na Eve.
– Cholera! Co się stało?
– Don wrzucił to przez bramę. Herb nic ci nie mówił? Joe potrząsnął głową.
– Zastanawiałem się, czemu obaj byli przy bramie, kiedy przyjechałem. Dzwonił?
– Tak.
– Bardzo źle? – Ukląkł przed nią.
– Zawsze jest źle. – Głos jej drżał. – Ten drań zawsze coś wymyśli. Doszedł do wniosku, że zwracam na niego za mało uwagi. Chciał mi przypomnieć, iż wciąż tu jest.
– Raczej trudno byłoby ci o nim zapomnieć – powiedział, delikatnie odgarniając jej włosy z twarzy.
– To mu nie wystarcza. Chce zdominować moje życie. Chce stać się moim życiem. – Spojrzała na lalkę. – Wrzucił to świństwo, żeby mi przypomnieć o Bonnie i Jane, i wszystkich tych…
– Ciii.
– Nie uciszaj mnie. Co ty sobie wyobrażasz? – Eve zerwała się na nogi. – Traktujesz mnie jak ofiarę, jaką chce ze mnie zrobić Don. Nie będę ofiarą. On nie będzie kierował moim życiem.
– Hej, spokojnie! – Joe wstał. – To nie ja jestem twoim wrogiem, Eve.
– Wiem. – Zrobiła krok naprzód i położyła głowę na jego ramieniu. – Przytul mnie.
Objął ją lekko.
– Nie tak, do diabła. – Mocniej do niego przywarła. – Przytul mnie.
– Czy obojgu chodzi nam o to samo? – spytał, nieruchomiejąc – Nie będę o nim myślała. Nie będę myślała o śmierci. Tego on właśnie chce. A ja chcę żyć.
– Czy utożsamiasz seks z życiem?
– Czyż to nie jest to samo? Jeśli nie, to nie wiem, o co ten cały wrzask.
– Seks może być znaczącą częścią życia.
– Nie pozwolę, aby mi to zrobił. Nie będę siedziała i czekała, aż tu przyjdzie albo będzie mi dyktował przez telefon, co mam robić. Zrobię to, co sama zechcę, do jasnej cholery!
– Twoja czuła deklaracja jest zachwycająca.
– Myślisz, że nie wiem, iż to nie jest niesprawiedliwe wobec ciebie? Ale chcesz tego. Sam mówiłeś. Zmieniłeś zdanie?
– Nie, ale nie całkiem o to mi chodziło.
– Mnie też nie. Nie pozwolę jednak, aby on…
Co ona najlepszego robiła? To przecież był Joe. Gdzie się podziały jej wszystkie dobre intencje? Nagle poczuła łzy spływające po policzkach.
– Przepraszam. Dajmy spokój. Nie wiem, co mi przy szło do głowy. Nie, to nie miało nic wspólnego z myśleniem. Kierowałam się wyłącznie odczuciami. Wybacz. Chyba zwariowałam. To wszystko przez niego…
Zadzwonił jej telefon.
– Nie odbieraj. To on. Wcześniej odłożyłam słuchawkę i teraz wciąż dzwoni.
– Wyłącz telefon.
– To pomyśli, że wygrał.
– Jesteś pewna, że to on?
– To Don. Zdenerwowałam go przedtem. Nie zachowywałam się tak, jak chciał. – Wzięła dzwoniący telefon i włożyła go do torebki. – Spodziewał się, że ta lalka wywrze większe wrażenie. – Podała zabawkę Joemu. – Lepiej oddaj ją Spiro, może znajdzie jakieś ślady.
– Dobrze. – Przyjrzał się Eve zmrużonymi oczyma. – Już lepiej?
– Poza tym, że chwilowo straciłam rozum, czuję się świetnie – odparła cierpko i odwróciła się na pięcie. – Idę do łóżka. Zobaczymy się rano.
– Dobrze.
Nim wzięła prysznic i położyła się do łóżka, telefon przestał dzwonić. Może wreszcie zrezygnował. Dzięki Bogu nie miał pojęcia o nieszczęściu, jakiego o mało co nie spowodował. Nie, to była jej wina. Musiała przyjąć odpowiedzialność za własne działania. Usprawiedliwiały ją jedynie gniew i frustracja.
Wyciągnęła rękę i zgasiła światło.
– Dlaczego to zrobiłaś? Chciałem cię widzieć.
Joe stał w drzwiach – ciemna postać oświetlona lampą z przedpokoju. Ciemna, choć wyraźnie naga postać.
– Nie – szepnęła.
– Za późno. – Podszedł bliżej. – Zostałem zaproszony.
– Powiedziałam ci, że to był błąd. Powiedziałam, że mi bardzo przykro.
– Mnie nie. Zaskoczyłaś mnie i zraniłaś moją godność. Kiedy jednak się nad tym wszystkim zastanowiłem, zdałem sobie sprawę, iż nie mogę przegapić okazji.
– Nie chciałam zranić twojej godności – odrzekła niepewnie. – Wcale nie chcę cię ranić, Joe. Dlatego właśnie nie możemy tego robić.
Читать дальше