– Przynętą była czaszka. Pani pojechała po to, żeby uwiarygodnić całą sprawę. Chciałem, aby nas śledzili.
– Chciał pan, żeby nas gonili. Chciał pan, żeby zagrozili naszemu bezpieczeństwu, co dałoby pretekst do wyrzucenia trumny.
– Musieli uwierzyć, że jedynie bezpośrednie zagrożenie zmusiło mnie do pozbycia się czaszki. To ja miałem ją wyrzucić z samochodu, ale Gil został ranny i musiałem prowadzić.
– I Gil kazał mnie to zrobić. A pan nawet się z nim sprzeczał.
– Pomyślałem, że w ten sposób zmuszę panią do szybkiego zareagowania. Była pani na mnie wściekła i gotowa zrobić wszystko, czemu ja się sprzeciwiałem.
– I ryzykował pan życie Gila i moje?
– Ja też tam byłem.
– Jeśli chce pan popełnić samobójstwo, to jest to pańska prywatna sprawa. Nie miał pan prawa narażać innych osób.
– Wydawało mi się, że to jedyne rozwiązanie.
– Rozwiązanie? Wielki Boże, jest pan tak zaabsorbowany polityką, że chciał pan poświęcić nasze życie?
– Musiałem zyskać na czasie.
– Nic z tego nie wyjdzie – powiedziała, spoglądając na niego wściekłym wzrokiem. – Bardzo się pan myli, myśląc, że przyłożę do czegoś takiego rękę. Mam ochotę pana udusić i pogrzebać obok Randolpha Barretta. O nie – poprawiła się, odchodząc. – Wolałabym pogrzebać pana w takim miejscu, gdzie nikt by nie odnalazł ciała.
– Eve.
Zignorowała go i zaczęła schodzić ze wzgórza.
– Ma pani absolutną rację, złoszcząc się na mnie, ale są pewne sprawy, które powinna pani rozważyć. Czy mogę coś wyjaśnić, żeby…
Eve przyspieszyła kroku. Obrzydliwy manipulator. Wstrętny drań. Kretyn oszalały na punkcie konspiracji. Na schodach spotkała Margaret.
– Gil śpi. Wydaje mi się…
– Proszę mi załatwić samochód i samolot – powiedziała ostro Eve. – Wyjeżdżam.
– Ohoho! John nie był w najlepszej formie, co? Nie mogę powiedzieć, żebym się pani dziwiła, lecz naprawdę można mu zaufać…
– Nie ma o czym mówić. Proszę mi zarezerwować bilet na samolot.
– Muszę spytać Johna.
– Jak pani chce, ja wydostanę się stąd choćby piechotą. Eve trzasnęła drzwiami od pokoju, zapaliła światło i podeszła do szafy. Wyciągnęła walizkę, rzuciła ją na łóżko i wróciła do komody.
– Musi pani mnie wysłuchać – powiedział spokojnie Logan, stając w drzwiach. – Wiem, że trudno myśleć logicznie, kiedy człowiek jest zdenerwowany, ale nie mogę pozwolić, by wyjechała pani bez wyjaśnienia, na co się naraża.
– Nie jestem zainteresowana – odparła, wrzucając naręcze ubrań do walizki. – Co mnie to obchodzi? Naopowiadał mi pan kupę kłamstw. Nie wierzę w to wszystko za grosz. Oszukał mnie pan… Omal nie zginęłam.
– Żyje pani jednak. Naprawdę tego nie chciałem.
Eve podeszła do komody i otworzyła następną szufladę.
– Zastanówmy się nad całą tą sytuacją. Nie przyszło pani do głowy, że to, co proponowałem, mogłoby być niebezpieczne. Pomyliła się pani. Zależało im na tej czaszce i gotowi byli nawet zabić. Tak samo jak ja wiedzą, że jest bardzo ważna.
Wrzuciła zawartość drugiej szuflady do walizki.
– To nie jest Kennedy.
– Proszę to udowodnić. Im i nam.
– Niech się pan odpieprzy. Nie muszę niczego nikomu udowadniać.
– Niestety musi pani.
– Nie ma mowy.
– Owszem, jeśli chce pani żyć. I zachować przy życiu matkę – dodał po chwili.
– Czy pan mi grozi?
– Ja? Ależ skąd. Mówię tylko, jak jest. Sytuacja osiągnęła taki punkt, że ma pani tylko dwa wyjścia. Udowodnić, że ja mam rację, i wtedy będę mógł ich oskarżyć, albo udowodnić, iż nie mam racji, zawiadomić prasę i telewizję, i uwolnić się od wszystkich. Jeśli nie – powiedział, patrząc jej w oczy – oni panią dopadną i zabiją. I nie będą sprawdzać, czy opowieść Donnellego jest prawdziwa. Nie zechcą ryzykować.
– Mogę dostać ochronę policyjną.
– Na jakiś czas. To nie jest rozwiązanie na resztę życia.
– Mogę poprosić Joego, żeby pana przesłuchał. Powiedzieć wszystko policji.
– Potrafię z tego wyjść bez szwanku. Od tego mam prawników. Nie chcę z panią walczyć, Eve. Chcę, żeby pani żyła.
– Bzdura. Cały czas chce pan tego samego.
– Jedno nie wyklucza drugiego. To, co się stało w pani laboratorium, było ostrzeżeniem. To, co zaszło dzisiaj w nocy, oznacza, że przestali się cackać.
– Może.
– Niech pani o tym pomyśli.
Przyglądał się jej przez moment, a potem potrząsnął głową.
– Nie przekonałem pani, prawda? Dobrze, nie chciałem o tym mówić, lecz inni świadkowie już są eliminowani. W ciągu ostatnich kilku dni zginęły trzy osoby.
– Świadkowie?
– Ten przypadek od samego początku, od zabójstwa prezydenta, związany jest z szeregiem nie wyjaśnionych śmierci. Musiała pani o tym słyszeć. A teraz znów się zaczęło. Dlatego chciałem dziś w nocy odwrócić ich uwagę. Miałem nadzieję, że zabójstwa ustaną, jeśli skoncentrują się na czymś innym.
– Dlaczego miałabym panu wierzyć?
– Mogę pani podać nazwiska i adresy ofiar. Może pani sprawdzić na policji. Bóg mi świadkiem, że mówię prawdę.
Eve wierzyła mu, choć bardzo tego nie chciała. Jego słowa nią wstrząsnęły.
– Czemu ktoś miałby zrobić krzywdę mojej matce?
– Będą chcieli dopaść panią. Jeżeli to im się nie uda, wykorzystają matkę jako narzędzie szantażu albo ostrzeżenie. Takie jak kot w laboratorium.
Krew. Przypomniał jej się straszny widok i Loganowi przypuszczalnie o to właśnie chodziło. Eve i bez tego wszystko dokładnie pamiętała.
– Cały czas mówi pan „oni”. Jestem zmęczona tymi ciągłymi niedopowiedzeniami. Kim byli ludzie, którzy za nami jechali? Kto za tym stoi?
Logan milczał przez jakiś czas.
– Człowiekiem, który aktualnie wydaje rozkazy, jest James Timwick. Mówi pani coś to nazwisko?
Eve zaprzeczyła ruchem głowy.
– Zajmuje wysokie stanowisko w Ministerstwie Skarbu.
– I on tam dziś był?
– Nie. Nie jestem pewien, co to są za ludzie. Pewno nie mają żadnego oficjalnego statusu. Timwick nie chce oficjalnych powiązań. W tego rodzaju sprawie im mniej ludzi o niej wie, tym lepiej dla niego. Oczywiście byłoby mu łatwiej, gdyby mógł skorzystać z agencji rządowych. Założę się jednak, że ci ludzie to wynajęci bandyci.
Wynajęci bandyci. Jak z westernu.
– A kto zniszczył moje laboratorium?
– Gil mówi, że prawie na pewno Albert Fiske. Pracował już dla Timwicka.
Fiske. Krew i strach miały swoją nazwę.
– Chcę powiedzieć o tym Joemu. Znajdzie tego drania.
– Naprawdę chce pani angażować Quinna, nim zdobędziemy dowody? Timwick to szycha. Jednym telefonem może znacznie utrudnić życie pani przyjacielowi. Niech pani znajdzie dowód, Eve – powiedział kuszącym szeptem. – Niech pani zrobi to, co umie. To ułatwi Quinnowi działanie, a pani zyska bezpieczeństwo.
– I zrobię to, na czym panu zależy.
– Każda rzecz ma swoje minusy. Nie należy odmrażać sobie uszu na złość babci. Myśli pani, że się mylę. Udowodnienie mi tego wynagrodzi wszystkie kłopoty, jakie na panią przeze mnie spadły.
– Próbę morderstwa trudno nazwać kłopotem.
– Byłem z panią szczery i ostrzegłem przed wszystkim. Decyzja należy do pani.
– Zawsze tak było.
– Proszę zatem podjąć właściwą decyzję. Przygotowanie pani bezpiecznego powrotu do domu zajmie trochę czasu. Powiem Margaret, żeby zarezerwowała miejsce na popołudniowy lot z Waszyngtonu.
Читать дальше