A z drugiej strony nie wypłacić też nie można. Tymczasem kasjer Piotr Prochorowicz nigdy w życiu nie odliczał kwoty miliona dolarów. Ani główny księgowy. Ani dyrektor. To właśnie wprawiło dyrektora w zakłopotanie. Jakoś tak dziwnie: odliczyć milion i wypłacić. Przyjąć milion – to jeszcze jak cię mogę. Ale wydać?!
Nieprzyjemnie jest wypłacać pieniądze. Dlatego dyrektor próbował gorączkowo znaleźć uzasadnienie, albo przynajmniej jakiś pretekst, który pozwoliłby je zatrzymać. Gdyby nawet musiał się z nimi rozstać, to nie teraz. Jeżeli nawet nie uda się uniknąć wypłaty, to przynajmniej należy spróbować odwlec ją w czasie. Ale w tym celu musiał znaleźć jakiś powód.
Pomyślał, zastanowił się i raptem doznał olśnienia: a może to zwyczajny hochsztapler!
Dlatego dyrektor uśmiechnął się, puścił oko do księgowego i uprzejmie, trochę nawet za uprzejmie, zwrócił się do interesanta:
– Wasz czek nie budzi żadnych wątpliwości, ale być może… hmmm… jakby to powiedzieć… może to nie jest wasz czek! – I zapominając o jakichkolwiek pozorach uprzejmości dyrektor wrzasnął tak, jak zastępca szefa kijowskiego aresztu garnizonowego: – Pokaż dokument, ścierwo!
Każdy rodzaj broni musi mieć swoją nazwę. Od tego bardzo wiele zależy. Nazwa musi być krótka, dobitna, groźna i enigmatyczna. Osobom wtajemniczonym powinna mówić wszystko, osobom postronnym – nic. Jak więc nazwiemy naszą wyborową rusznicę przeciwpancerną? Myśleliście o tym?
– Oczywiście, towarzyszu Stalin.
– I co proponujecie?
– SG.
– SG?
– Dokładnie tak: SG.
– Stalinowski Grom?
– Tak jest, towarzyszu Stalin.
– Pięknie. Bardzo pięknie. Stalinowski Grom. Krótko, dobitnie, groźnie i enigmatycznie. A nie lepiej SA?
Jaki dokument? – zdziwił się interesant.
– Dokument tożsamości! – syknął dyrektor. Wyszeptał to mięciutko, zjadliwie, starając się by te dwa słowa oddały w pełni zarówno pogardę dla aferzysty, jak i dumę z własnego sprytu. To doprawdy niesłychane! Żeby w całym GOSBANKU nikt nie uznał za stosowne wylegitymować tego naciągacza!
Interesant przez chwilę zamyślił się i jakby zmieszał… Ożywili się strażnicy i kasjerzy: o, już widać, że kombinator. Ale zmieszanie zaraz zniknęło z jego twarzy. Uśmiechnął się czarująco i rozłożył ręce, wyrażając w ten sposób szacunek dla ustalonych zasad i wolę skrupulatnego respektowania wymogów administracyjnych. Z czarnego polerowanego stolika wziął ten sam szkolny zeszyt, uniósł go nad głową, aby wszyscy dobrze widzieli, a następnie wydarł jeszcze jedną czystą kartkę w kratkę i podał ją dyrektorowi.
Nowicjuszka dostała grubą teczkę z dokumentami: plan Pałacu Zimowego i rezydencji pałacowej w Peterhofie, najważniejsze trasy przejazdów imperatora Mikołaja przez miasto, dane dotyczące ochrony osobistej, szkice carskiego jachtu „Sztandar”, spis osób mających dostęp do samowładcy… I wiele innych dokumentów. Zadanie nie wygląda na bardzo trudne: spać i spacerować można do woli, posiłki i napoje na każde zawołanie – ale przez najbliższe 48 godzin należy przestudiować zebrane materiały, przeanalizować, wyciągnąć odpowiednie wnioski i przed upływem drugiej doby oddać zeszyt z wypracowaniem na temat: „Jak zabiłabym cara”.
Nowicjuszka przejrzała materiały. Oszacowała zawartość teczki. Mało czasu. Żadnego spania. Tu nikt nie pomoże: pozostałe dziewczyny też zajęte, opracowują plany likwidacji Czyngis-chana, Bonapartego, Nerona, Kaliguli, Timura i Aleksandra Macedońskiego.
Trzeba rozwijać myślenie operacyjne.
Dyrektor się zmieszał. Kasjerzy zaszemrali: co za obyczaje? Kto to widział, żeby klienta tak traktować!
Ale klient nie należał do obrażalskich. Życzliwy uśmiech na twarzy był najlepszym dowodem, że nie zamierza się gniewać, że pochwala pedanterię dyrekcji, nawet jeżeli w tym konkretnym przypadku dyrektor trochę przeholował. Milion dolarów, to nie w kij dmuchał! W takich okolicznościach lepsza jest nadmierna czujność niż lekkomyślność…
Pragnąc w jakiś sposób załagodzić swoje nietaktowne zachowanie, dyrektor spytał uprzejmie:
– Jakże pan udźwignie taki ciężar?
– Zamierzałem wypożyczyć na godzinkę waszych milicjantów-strażników.
– A, to co innego. Doskonały pomysł!
Dwie doby pracy – godzina wytchnienia. Ledwie dziewczyny usnęły, a już pobudka. Dosyć tego spania, sen ogłupia. Macie wkuwać!
W grupie hiszpańskiej, jak i we wszystkich pozostałych, każdy kolejny dzień jest cięższy od wszystkich poprzednich dni życia razem wziętych. Dawno należało wbić sobie do głowy: jeśli chcesz coś w życiu osiągnąć, musisz tak harować, żeby brak snu dodatkowo cię stymulował. I musisz wciąż zwiększać obciążenie. Dzień po dniu. Aż do ostatniego dnia. Bo w życiu trzeba zdążyć. Trzeba wyrabiać się. A potem przyjdzie czas, by odespać…
– Załóżmy, dziewuszki, że udało wam się sprzątnąć tych waszych Mikołajów, Aleksandrów i Czyngis-chanów. I co dalej?
No właśnie: co dalej? Zatem każda kursantka otrzymuje po dwa zeszyty. Na każdym nadruk: ŚCIŚLE TAJNE. Jeden zeszyt na brudnopis. Drugi na opracowanie. Temat: „I co dalej?”.
Zabić władcę, to żadna sztuka. Sztuką jest przechwycić władzę po zabójstwie. Utrzymać w garści i nie wypuścić. Zwłaszcza, że władza jest wyjątkowo obślizgła.
No, to kombinujcie, kociaczki syjamskie.
I piszcie.
A żeby służba nie była zbyt rozleniwiająca, każdą pannę kieruje się na staż śledczy. Dzień i noc w gabinecie: przesłuchania, przesłuchania i jeszcze raz przesłuchania. No i tortury. Bo z wrogów trzeba wyrywać informacje. Precyzyjne informacje. Na początek metody są niewyszukane: można, na przykład, przecierać wrogów sznurami. Przecierać im ręce. Nogi. Brzuchy. Można przepuścić sznurek między palcami rak. Albo nóg. A jest jeszcze tyle części ciała, które można przecierać… Można grubym sznurem, a można sznureczkiem: każda grubość sznura ma swoje zalety. Można trzeć energicznie. Można powolutku. Za każdym razem uzyska się inny efekt. Problem w tym, że przy zastosowaniu choćby najprostszych standardowych technik interrogacyjnych wróg od razu przyznaje się do wszystkiego, łącznie z tym, co nigdy nie miało miejsca. A tu przecież nie NKWD. Tu jest poważna instytucja. Tu wymagane są tylko wiarygodne informacje. Dlatego trzeba odsiewać ziarna od plew.
Każde przesłuchanie, od najprostszych do bardziej skomplikowanych, od prymitywnych technik do bardziej wyrafinowanych, aż po niebosiężne szczyty profesjonalizmu, dostarcza kursantkom nowych spostrzeżeń, poszerza ich wiedzę. Szkoda, że czasu jest tak mało. Rewolucja Światowa już niedaleko. A zatem, dziewczyny, przecierajcie wrogów sznurami, rzemieniami, linami – i myślcie, myślcie i jeszcze raz myślcie. O tym, jak napisać na zadany temat. Żeby wszystko było proste i jasne. Myślcie też o kolejnych opracowaniach. Postarajcie się zrozumieć logikę egzaminatora i spróbujcie przewidzieć temat następnego wypracowania…
Narada. Ogromny gabinet. Wysokie, wąskie prześwity okien w murach trzymetrowej grubości. Na oknach białe jedwabne firany, spływają falującą mgiełką. Na ścianach dębowe panele boazerii. Długi stół przykryty zielonym suknem. Czerwone dywany ze wzorkiem. Po dywanach przechadza się Stalin. A ludowi komisarze siedzą przy stole. Obradują. Przemawiają. Dyskutują o uwarunkowaniach wiodących do zdecydowanego wzrostu produkcji amunicji. To łamigłówka nie tylko dla komisarza do spraw amunicji. Ludowy komisarz przemysłu metalurgicznego metali kolorowych też ma coś do powiedzenia. I ludowy komisarz przemysłu drzewnego. Jeżeli zbrójeniówka wyprodukuje w tym roku milion ton pocisków więcej niż w roku ubiegłym, to ile trzeba dodatkowo dostarczyć drewnianych skrzynek? Ludowy komisarz transportu też ma się nad czym zastanowić: jak dostarczyć surowce do fabryk i wywieźć gotową produkcję? I gdzie składować gotową amunicję?
Читать дальше