– Nie za toporny?
– No, niestety.
– Co więc proponujecie?
– Zastosowanie odpowiedniej taktyki. Strzelec musi dysponować specjalnym ukryciem stacjonarnym, a może i ruchomym, w jakimś pokaźnym samochodzie z zamkniętą naczepą. Snajper może strzelić tylko jeden raz. Gdyby spudłował, musi odpuścić, a za miesiąc lub dwa spróbować ponownie. Nasz tłumik zniekształci dźwięk wystrzału i skieruje do góry. Przypadkowi świadkowie, którzy w momencie oddawania strzału znajdą się w pobliżu kryjówki snajpera będą szukać źródła dźwięku na niebie. Huk jest na tyle zdeformowany, że nikt go nie uzna za dźwięk wystrzału. Już prędzej za grom z jasnego nieba…
– Doskonale. Wykonajcie eksperymenty porównawcze, wybierzcie najlepszy prototyp, skierujcie do produkcji i wprowadźcie do wyposażenia specgrup.
– Zamierzamy przerzucić ten sprzęt nielegalnymi kanałami na tereny jego użycia w przyszłej wojnie i umieścić w tych naszych dziuplach.
– Bardzo dobrze. No, to do roboty.
– Tak jest!
– Towarzyszu Chołowanow, jeszcze jedno pytanie…
– Słucham, towarzyszu Stalin.
– A co z Mazurem?
Rudolf Mazur uścisnął dłoń dowódcy polskiego patrolu KOP, odepchnął łódkę od brzegu i wskoczył do środka.
Żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza nie stanowili problemu. Mazur wskazał w stronę sowieckiego brzegu i wyjaśnił:
– Chcę tam.
– Jak pan sobie życzy.
Kopiści nie stawiali żadnych przeszkód, nie pytali o personalia. Może go rozpoznali, a może, zaglądając w zniewalające źrenice, stracili chęć do zadawania pytań. Jedno ich zaintrygowało: dotychczas to stamtąd, z sowieckiego brzegu, czmychały po nocach łodzie, a za nimi sypały się kule. Po raz pierwszy widzą kogoś, kto sam po nocy śpieszy do Sowietów. Dobrowolnie.
Takich w Polsce na siłę się nie trzyma.
Towarzyszu Stalin, dowódca specgrupy Szyrmanow i jego ludzie namierzyli Mazura w Berlinie. Poprzez kontakty w półświatku przekazali mu prośbę o spotkanie. Mazur wyraził zgodę na rozmowę. Nasi ludzie podawali się za Amerykanów.
– Z riazańskim akcentem?
– Nie, to autentyczni Amerykanie, którzy od lat pracują dla nas. Bardzo owocnie. Zaproponowali Mazurowi współpracę i milion dolarów. Mazur odmówił miliona, a nasi ludzie nie zdążyli zaprosić go do odwiedzenia Związku Radzieckiego. Mazur przerwał kontakt, zanim jeszcze zdążyli mu wszystko wyłożyć. Nie wykluczone, że Mazur sam próbuje przedostać się do ZSRR.
– W jakim celu?
– Zgromadziliśmy relacje ze wszystkich jego publicznych wystąpień. Nigdzie otwarcie nie wygłaszał swoich poglądów, jednak analiza wystąpień nie pozostawia wątpliwości. Jest monarchistą.
– To po co się pcha do Związku Radzieckiego?
– Może na waszą koronację, towarzyszu Stalin.
Po Moskwie krążą plotki. I po Pitrze. Po Barnaule i Nachodce. Od stolicy promieniują do najdalszych kresów. Ludziska gadają o czarodzieju. Czarodziej jest w Rosji. Pierwszy cudotwórca na Rusi od czasów Griszki Rasputina. To znaczy od 23 lat. W Rosji zdarzyło się wiele cudów, ale cudotwórcy jakoś nie było. Rosja oczekiwała na cudotwórcę. Była przygotowana na jego przyjęcie. I oto jest.
– Dlaczego NKWD go nie aresztuje?
– Czarodzieja? Bo kładzie lagę na NKWD.
– Cuda to zabobon. Opium dla mas. Za kratki z nim!
– Ciekawe jak…
– No, to kula w łeb. Przecież nie jest nieśmiertelny.
– A słyszeliście, jaki numer wywinął w Kijowie?
– Eee tam, w Moskwie nie takie rzeczy odstawiał!
– Poważnie? A co takiego?
Witajcie, towarzyszu Mazur. Nazywam się Chołowanow.
– Dzień dobry, Aleksandrze Iwanowiczu.
– Znacie mnie?
– Bynajmniej.
– To skąd wiecie, jak mam na imię?
– Zdawało mi się, że właśnie tak się nazywacie.
– Towarzyszu Mazur, mam zaszczyt przekazać wam zaproszenie od towarzysza Stalina. Na Kreml. Na jutro, na godzinę osiemnastą.
– Dobrze, zjawię się na pewno. Towarzysz Stalin, jeśli dobrze zrozumiałem, chciałby otrzymać jakiś dowód moich umiejętności.
– Dokładnie tak. Proszę zatem przynieść ze sobą milion dolarów.
– Nie mam takiej kwoty.
– W takim razie proszę ją zdobyć.
– Dobrze, przyniosę towarzyszowi Stalinowi milion dolarów, ale pod warunkiem, że po zademonstrowaniu oddam go tam, skąd wziąłem.
– Ma się rozumieć. Przepustka na Kreml będzie na was czekać…
– Dziękuję. Proszę się nie trudzić. Ja… bez przepustki. Chołowanow uśmiechnął się:
– Kreml jest największą i najpotężniejszą twierdzą w Europie. I ma najlepszą ochronę.
– Mimo wszystko dam sobie radę.
– Towarzysz Stalin będzie was oczekiwać w…
– Znajdę towarzysza Stalina.
– Towarzyszu Mazur, na Kremlu są pałace, świątynie, arsenał, muzea, koszary na cały pułk, samych budynków administracji jest…
– Nie trzeba się niepokoić, poradzę sobie.
Za dolara niezłe buty. Za pięć dolców – garnitur. Za tysiąc wspaniały Lincoln. Pięć tysięcy dolarów kosztuje piętrowy dom z garażem na trzy pojazdy, z przestronnymi piwnicami i pokojami na poddaszu, z własnym ogrzewaniem, kanalizacją, basenem i przyzwoitym ogrodem. To po co komu milion?
Mazur wydarł czystą kartkę ze szkolnego zeszytu i podał przez zakratowane okienko:
– Chciałbym wypłacić milion dolarów.
Łysiejący kasjer uważnie obejrzał czystą kartkę, skinął głową:
– W jakich banknotach?
– W największych. W setkach.
– Z przyjemnością zrealizuję czek, jednak taka kwota wymaga zgody dyrektora banku i głównego księgowego.
– Ma się rozumieć – zgodził się łaskawie interesant z życzliwym uśmiechem, dając dowód, że docenia powagę chwili i akceptuje zasady ustalone w tak zacnym urzędzie.
Niejaki Alfred Brehm napisał kiedyś wspaniałą książkę – „Życie zwierząt”. W wielu tomach opisał ich życie: czym się żywią, jak się rozmnażają, na przykładach pokazywał ich zwyczaje, a same księgi wzbogacił wspaniałymi kolorowymi ilustracjami.
Instytut Rewolucji Światowej postanowił pójść w ślady Brehma i przygotował wielotomowe „Życie carów”. Podobnie jak w pierwowzorze, można tu odnaleźć wiele szczegółów z ich życia: jak mieszkają, czym się żywią, jak się rozmnażają, na konkretnych przykładach poznać carskie obyczaje. Jest też dużo poglądowych obrazków. Autorzy dzieła postanowili pójść o krok dalej niż staruszek Brehm i dorzucili do swej pracy jeden dodatkowy rozdział: „O zwalczaniu carów”. Ten właśnie rozdział sprawia, że całe opracowanie ma ściśle poufny charakter.
Jest to rozdział bez wątpienia najważniejszy. Jest w nim mowa o konstrukcji gilotyny, która ścinała królewskie głowy, a także o taktyce zamachowców, którzy wysadzili w powietrze Aleksandra II, a znaleźć też można pasjonujące szczegóły likwidacji Mikołaja Drugiego i ostatniego.
W grupie hiszpańskiej, nacisk został położony na nienawiść. Podobnie w innych grupach. Bez proletariackiego gniewu ani rusz. Wszystko się na nim opiera. Kiedyś przyjdzie dziewczętom zabijać królów, prezydentów, książęta i hrabiów, ministrów i bankierów, a taka robota wymaga proletariackiej zaciekłości. I bezwzględności.
Dyrektor ukłonił się dyskretnie, uśmiechnął i jeszcze raz ukłonił. GOSBANK to miliardy rubli i setki milionów dewiz. Ale te miliardy, to tylko wirtualne zera w nieskończonych kolumnach liczb: debet-kredyt. Odebrać pieniądze znaczy tyle, co odebrać kwit, wydać pieniądze to wydać kwit. Odjąć od jednej kolumny, dodać do drugiej. Arytmetyka i tyle. Natomiast wypłacić gotówkę – tym się GOSBANK nie zajmuje.
Читать дальше