Susan podeszła do mnie i usiadła na rogu biurka. Wyglądała zalotnie i intrygująco.
– Chcę odwiedzić fryzjer – szepnęła, przyglądając się mi uważnie. – Mam dbać o urodę.
– Teraz? – zapytałem. Dzień był w pełni, a koniec pracy nawet się jeszcze nie zarysował.
– Za pół godziny – odparła całkiem poprawnie. – Potem ja wrócić i zabrać inne telefony.
– OK. Spotkamy się wieczorem? – Moje myśli wcale nie koncentrowały się na pracy. Wyłaził ze mnie samiec i nie odczuwałem z tego powodu wstydu. Obrzydliwa seksualna bestia miotała moimi uczuciami, a ja nie potrafiłem jej zatłuc. Najgorsze było jednak to, że z tym grzechem chciało mi się żyć jak najdłużej.
Susan wyszła, a ja postanowiłem zdrzemnąć się na fotelu. Na wypadek odwiedzin jakiegoś nowego klienta wyłączyłem dzwonek nad drzwiami wejściowymi. Stary dobry sposób na uniknięcie zaskoczenia. Potem śniły mi się koszmary – trup Nany Radwan w wannie. Dziewczyna leżała w niej w futrze aż do kostek, a jej twarz przypominała ofiarę wampira. Obudziłem się dokładnie w chwili, gdy lufa pistoletu stuknęła mnie w skroń. Facet miał sylwetkę zapaśnika i widać było, że nigdy w życiu nie żartował. Jego twarz zakrywała czerwona kominiarka. Pozostałe części garderoby miał czarne, a na rękach nosił cienkie skórzane rękawiczki. Prawdziwy Leon Zawodowiec, tylko z czarnym podniebieniem.
– Chcesz żyć? – zapytał, kiedy już na dobre otworzyłem oczy.
– Jak cholera – odparłem cicho, żeby go nie drażnić. Nie poznał się jednak na moim dobrym wychowaniu, bo stuknął mnie mocniej lufą w skroń i warknął:
– Nie cwaniakuj, redaktorku. Powiem ci, co zrobisz, i nie ma sprawy. Od tej chwili zapominasz o rodzinie Radwana i zleceniu na dziewczynę…
– Ma pan na myśli poszukiwania Nany Radwan? – przerwałem mu, bo facet zaczął mi porządkować życie.
– Dokładnie tak, redaktorku – potwierdził, a ja zobaczyłem jego krzywe zęby. Mój prześladowca przypominał piranię. – Ja wychodzę, a ty zajmujesz się nowymi sprawami.
– A co z moim honorarium?
– Nie zrozumiałeś? – stwierdził i nagle uderzył mnie otwartą ręką w tył głowy. Nie powiem, bolało i zasadniczo zmieniło położenie mojego ciała. Wypadłem z fotela i znalazłem się pod ścianą. Nie byłem słaby, ale musiałem przyznać, że ten bandzior miał parę w łapie. Lepiej, żeby się nie denerwował. Skuliłem się, wsunąłem rękę do kieszeni marynarki, odnalazłem komórkę i wybrałem numer Borga. Niech wie, że jego szef umiera i trzeba mu towarzyszyć w ostatniej drodze.
– Chce mi pan powiedzieć, że mam zrezygnować z honorarium? – zapytałem, wstając z podłogi. – To znaczy, że do tej pory pracowałem za friko? – skłamałem, ale na pewno zabrzmiało to przekonująco. Nie poznał się na ironii, bo dostałem kopniaka pod kolano i znów znalazłem się w pozycji leżącej.
– Nareszcie załapałeś – powiedział ze znudzeniem w głosie. Mimo najszczerszych chęci nie mógłbym go rozpoznać. Nawet jego głos brzmiał nijako. Ot, zwykły knajacki akcent mieszkańca blokowiska, cwaniaka, który złapał się brzytwy i myśli, że płynie. Lufa jego pistoletu drgała jak dyrygencka pałeczka, więc człowiek łatwo mógł się pomylić i coś zaśpiewać. Ledwo się powstrzymałem.
– A jak odmówię? – postawiłem się, ale przezornie pozostałem na podłodze.
– Zastrzelę cię. – W tym momencie bandzior nawet się uśmiechnął. – Nie tu, nie teraz, sam nie wiem, gdzie to zrobię, ale zrobię. Nagle i szybko. A jeśli nie ja, to ktoś inny. Chcesz tego, redaktorku?
Z tym „redaktorkiem” trochę przesadzał, ale nie była to pora na wyjaśnienia. Gdyby strzelił, pogrzeb odbyłby się za kilka dni. Przyszliby przyjaciele i wrogowie, kilka osób palnęłoby mowy, może nawet ktoś by zapłakał. No i mama musiałaby wrócić z Ameryki, a to wcale mi się nie uśmiechało. Miała tam jeszcze sporo do zrobienia. Telewizja pokazałaby znanego reportażystę w trumnie, a prezes wyraził żal, że ostatnio nic nie wyreżyserowałem, że bez moich reportaży po prostu nie mógł znaleźć sobie miejsca, biedaczek.
– To by było na tyle. – Bandyta pożegnał mnie szybkim kopniakiem w żebra i spokojnie wyszedł z biura. Miałem szczęście, że nie zabrał się za moje zęby, bo Susan jeszcze dziś mówiłaby o mnie w czasie przeszłym. Podniosłem się, ale daleko mi było do pościgu za napastnikiem. Nawet nie wyjrzałem przez okno. Ktoś chciał mnie nastraszyć i był pewny, że mu się udało. Gdyby znał historię mojej rodziny, wiedziałby, że nikt nigdy nie zastraszył żadnego Brandta. Grób, owszem, wchodził czasami w grę, ale strach nigdy.
Pół godziny później pojawiła się Susan. Wbiegła do gabinetu i mocno się do mnie przytuliła. No, już lepiej, stwierdziłem, czując jej policzek na moim.
– Wszystko wiem – odezwała się w końcu. – Wszystko słyszę w telefonie… Jechałam na ciebie na cały gaz…
Coś mi się tu nie zgadzało. Sięgnąłem do kieszeni i sprawdziłem połączenie. Okazało się, że zamiast numeru Borga wybrałem numer Susan i ostatecznie to ona była świadkiem mojego upadku. Borg nie miał pojęcia, jak niewiele brakowało, żebym gryzł ziemię.
– Robi się niebezpiecznie, kochanie – odsunąłem się od Susan i rozmasowałem z trudem żebra. Mimo iż zawsze byłem sprawny fizycznie i z natury silny, poniosłem klęskę. Napastnik zrobił ze mną, co chciał, a to bolało i drażniło moją ambicję. Postanowiłem, że następnym razem się na niego rzucę. Na razie tylko postanowiłem, się rozumie.
– Czy policja już wie? – przytomnie zapytała Susan.
– Zaraz się dowie – uspokoiłem dziewczynę i sięgnąłem po słuchawkę. Nie wierzyłem, że moje zgłoszenie cokolwiek zmieni, ale nie mogłem zbagatelizować sprawy. Przynajmniej w przyszłości łatwiej się wytłumaczę, dlaczego ciężko pobiłem człowieka, który na mnie napadł. Teoretycznie, oczywiście.
Nana przytuliła się do ramienia swojego kochanka, usiłowała zobaczyć jego twarz. Przez moment wydawało jej się, że dostrzega jego palce i fragment ramienia, ale równie dobrze mogło to być złudzenie. Maska była szczelna, w pokoju panował półmrok, a lampka na stoliku przy łóżku pozwalała co najwyżej trafić bez problemów do łazienki. Zza okna wlewały się ciemności i cisza przerywana od czasu do czasu odgłosami jadącego w oddali pociągu.
Była to pierwsza wizyta kochanka od czasu próby ucieczki. Nana rozpoznawała zapach jego wody kolońskiej i skóry. Mężczyzna jak zwykle był namiętny i czuły, ale kochanka odnalazła w jego zachowaniu coś jeszcze. Kobieca intuicja podpowiadała jej, że chciałby coś powiedzieć i z trudem się powstrzymuje. Postanowiła to wykorzystać.
– Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? Boisz się, że mogłabym rozpoznać cię po głosie? – zapytała, głaszcząc go po umięśnionej klatce piersiowej. Nie odezwał się. Wyczuła lekki skurcz jego mięśni. Był spięty, ale chyba się nie zdenerwował. – Jeśli coś do mnie czujesz, to moglibyśmy ze sobą być… Po co mnie tu trzymacie? Lubię cię…
Mężczyzna położył dłoń na jej ustach. Po chwili znów się kochali. Nie tak jak za pierwszym razem. Tym razem ich zbliżenie było pełne namaszczenia i delikatności. W końcu zastygli mocno w siebie wtuleni.
– On kazał mnie zgwałcić – powiedziała cicho. Mężczyzna drgnął i szybko wstał z łóżka. Mruknął coś niewyraźnie, ale odebrała to jako zachętę do mówienia. – Toni kazał mnie zgwałcić. Nakręcił film. Powiedział, żebym ci o tym nie mówiła, bo mnie nie będziesz już chciał i trafię do zwykłego burdelu…
Читать дальше