Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Największa Przyjemność Świata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Największa Przyjemność Świata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W Największej przyjemności świata Jacek Dąbała ukazuje dramatyczne losy pięknej córki polskiego multimilionera porwanej przez gang handlarzy kobietami. Poszukiwania prowadzi prywatny detektyw, Artur Brandt, były dziennikarz śledczy. Jeśli odnajdzie dziewczynę, otrzyma milion euro honorarium. Detektyw szybko odkrywa, że sytuacja jest bardziej skomplikowana niż wszyscy myślą…

Największa Przyjemność Świata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Największa Przyjemność Świata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Rozdział 18

Noc spędzona z Susan postawiła mnie na nogi. Zakochałem się jak piętnastolatek. Czułem, że rosną mi skrzydła. Czego to ja nie wyprawiałem w jej sypialni. Byłem rybą mieczem, rybą piłą, rybą młotem, a na dodatek co chwila przypominałem kamień erekcyjny pod budowę naszego związku. W trakcie naszego kiziania osiągałem przyspieszenia, przy których lot w kosmos był holowaniem tira. Wchodziłem w zakręty, o jakich fizykom nawet się nie śniło. Mój kręgosłup przypominał cyrkowy drążek do akrobacji, wyginał się i trzeszczał czasami głośniej od prażonej kukurydzy. Kiedy zaczynałem czuć, że dłużej nie dam rady, przypominałem sobie zdeponowany na koncie milion euro i kondycja wracała błyskawicznie. Susan upewniła mnie, że jestem najdoskonalszym na świecie kochankiem. Nie Włosi, Murzyni czy Latynosi, lecz ja, Artur Brandt, potomek rycerzy spod Grunwaldu. W ten oto sposób odsłonięta została raz na zawsze tajemnica „tego jedynego”. Kolorowe magazyny mogły sobie pisać co chciały, ale bez mojego zdjęcia nie znaczyły nic. Gdyby nie wiatr i deszcz za oknem, udowodniłbym to całej kamienicy. Jak? Niewybrednie, ma się rozumieć.

– Czy teraz już możesz u mnie pracować? – zapytałem, kiedy w końcu złapałem oddech.

– Znowu nie będzie jak dawniej – zaśmiała się Susan, a ja nie zrozumiałem, co miała na myśli. Jak na mój gust jej język wymagał jeszcze wielu poprawek. – Ja mogę brać telefony i robić zapis każdy na słowa…

– Na pewno, kochanie, na pewno – odpowiedziałem i po prostu zasnąłem. Wcześniej pogadaliśmy sobie dostatecznie szczerze, abym teraz nie musiał mieć wyrzutów sumienia. Dziewczyna powinna być usatysfakcjonowana.

Rano wspólnie zjedliśmy śniadanie. Jajecznica na boczku, pomidory i bagietka z masłem pachniały w całym mieszkaniu. Do tego kawa ze śmietanką – europejska, a nie amerykańska lura, dla ścisłości. Gdy było już tak dobrze, że lepiej być nie mogło, zadzwonił Walewski i zarzucił mnie newsami. Zrobiłem z Susan cmok, cmok i wybiegłem z domu. Ruch był o tej porze tak duży, że musiałem się przemykać bocznymi uliczkami. W końcu dojechałem do placu Na Rozdrożu i zaparkowałem obok kawiarni. Na swój sposób lubiłem to miejsce – przypominało sztuczną zastawkę w sercu polityka. Walewski dopadł mnie jeszcze przed wejściem do kawiarni. Machnął ręką, że nie musimy wchodzić, bo sprawy za szybko się dzieją. Udaliśmy się zatem na spacer, jak bliscy sobie mężczyźni, i dowiedziałem się o wszystkim, o czym nie chciałbym wiedzieć.

– To on – zaczął Walewski. – To Radwan…

– Nie rozumiem – przerwałem mu ze zdziwieniem.

– On ją porwał i gdzieś trzyma. – Wyjaśnienie było proste, ale jego sens bardzo skomplikowany.

– Chce pan powiedzieć, że ojciec porwał własną córkę i wyznaczył za jej odnalezienie milion euro nagrody? – upewniłem się, bo mój współpracownik sprawiał wrażenie rozkojarzonego.

– Mój człowiek sprawdził wszystkie bilingi z jego telefonu – wyjaśnił Walewski. – Co kilka dni jeździł do Puszczy Augustowskiej.

– To pewna wiadomość? – Nadal coś mi w tym odkryciu zgrzytało.

– Jeździł tam w nocy, a połączenia pokazują skąd i o której…

– To była jego komórka? – zapytałem chyba tylko po to, żeby Walewski mógł mi nachuchać do ucha. Co prawda było zimno, ale mimo to nie tak wyobrażałem sobie idealne ogrzewanie.

– Szefie, wszystko się zgadza – uspokoił mnie. – Sprawdzaliśmy to kilka razy. Facet naprawdę porwał własnego dzieciaka i gdzieś trzyma. Nie kumam, o co mu chodzi, ale na pewno o coś chodzi.

Stanęliśmy przy krawężniku. Walewski zapalił papierosa. Wokoło szumiały drzewa, prawie nie jeździły samochody, a w powietrzu rozległ się huk samolotu. Jakiś pilot przekroczył barierę dźwięku i nie omieszkał nas o tym powiadomić. Obserwowałem gnijące liście i zastanawiałem się, jak dalej działać. Komu nie powinienem ufać? Kto naprawdę miał interes w przetrzymywaniu Nany? Co kombinował Stefan Radwan? Kim był porywacz? Dlaczego dziewczyna nadal żyła?

– Policja już wie? – zapytałem.

– Jeszcze nie – odparł, zaciągając się, jakby urodził się przed pierwszą wojną światową. – Ale zaraz będą wiedzieli…

– Przytrzymaj to do jutra – zdecydowałem. – Muszę podpisać aneks do umowy z Radwanem. Inaczej nasza forsa odleci razem z nim do pierdla.

– Spróbuję – skinął głową. – Jutro o dwunastej podrzucę policji, na co trafiliśmy. Aha, przypomniałem sobie, że miałem szefowi powiedzieć o numerze rejestracyjnym tego czarnego jeepa. Sprawdziliśmy, co się dało, ale takiego samochodu nigdzie nie ma. Blachy muszą być więc fałszywe… Szkoda.

Potem była kawa z drożdżówką w moim gabinecie w agencji. Susan już siedziała w biurze i porządkowała dokumenty. Płatności, podatki i urzędowe listy mogły człowieka przyprawić o wylew. Taki syf mógł wymyślić tylko nieudacznik z parlamentu lub największy cwaniak w klasie. Potem zamknęliśmy na pół godziny biuro, bo musieliśmy się z Susan trochę podotykać. Wczesna faza miłości właśnie dlatego jest taka piękna, jak twierdził pewien seksuolog w telewizji. Człowiek nie uznaje żadnych barier – po prostu zdejmuje buty, zapomina o skarpetkach i dyga ładnie aż do upadłego. Szkolna akademia, zaznaczmy, tylko trochę bardziej prywatna. Po dwunastej otrzymałem informację od Radwana, że aneks został podpisany i pieniądze są przygotowane do przelewu na moje konto.

Siedziałem przy biurku i zastanawiałem się, czy policja zepsuje mi śledztwo, czy pomoże. Modliłem się w duchu, żeby nie rzucili się na Radwana całym czambułem w czarnych maskach, z dziesięcioma kilogramami kajdanek upchanych po kieszeniach, z wrzaskiem słyszalnym na pół kilometra i w towarzystwie batalionu dziennikarzy. Cała nadzieja w Walewskim. Może przekona swoich kolegów do większej wstrzemięźliwości w działaniu? Gdyby Radwan był tak miły i szybko zaprowadził nas do swojej pasierbicy, cała sprawa zakończyłaby się w filmowym stylu. Przestępca zostałby złapany i przykładnie ukarany, a detektyw, czyli ja, zarobiłby pieniądze na życie i zyskał sławę, co też nie było bez znaczenia. Wykręciłem numer Walewskiego. Przez otwarte drzwi obserwowałem Susan, krzątającą się po sekretariacie w obcisłych spodniach i mocno wydekoltowanym żakiecie. Zanosiło się na to, że nasze biuro znów zostanie zamknięte. Na szczęście mój współpracownik usłyszał telefon i odebrał.

– Chciałbym go dopaść, kiedy będzie do niej jechał – wyjaśniłem bez ogródek. – Musimy za nim pojechać. Zorganizuje pan to?

– Pojedziemy za nim we dwóch? – W głosie Walewskiego czaiła się nutka niepokoju. Zasraniec nie cenił mnie zbytnio.

– Na razie tak – odparłem. – Jakby co, to zawiadomimy kogo trzeba.

– A jak będzie z ochroniarzem?

– Boi się pan ochroniarza? – zadrwiłem, bo nadarzyła się okazja.

– Jego ludzie to bardzo dobrze wyszkoleni byli antyterroryści i żołnierze – wyjaśnił spokojnie. – Dla nich sprzątnąć człowieka to pestka. Potem powiedzą, że zabili w obronie własnej. Duża forsa plus fachowcy oznacza, że sprawiedliwego procesu nie będzie – dodał prawie filozoficznie Walewski. Od wyjazdu mamy do Ameryki nikt tak się o mnie nie troszczył. Susan zajrzała do pokoju i pomachała do mnie. W tym geście skrywała się cała tajemnica naszej miłości. Gwałtowna i melodyjna „papaja” w mojej głowie o mało nie doprowadziła mnie do wylewu. W tym momencie usłyszałem, że moja dziewczyna ma czkawkę i znów zacząłem widzieć jaśniej.

– Czekam więc na telefon od pana – podsumowałem rozmowę z Walewskim. Wyobraziłem sobie nagle, że jest obok, łypie na mnie spod oka, drapie się po głowie i powoli człapie w stronę drzwi. Taki sposób poruszania przypominał osuwającą się z nasypu ziemię. Czegoś takiego się nie zapomina.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Największa Przyjemność Świata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Największa Przyjemność Świata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Największa Przyjemność Świata»

Обсуждение, отзывы о книге «Największa Przyjemność Świata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x