Francis Dick - Dowód

Здесь есть возможность читать онлайн «Francis Dick - Dowód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dowód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dowód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tony Beach, po śmierci żony Emmy, sam prowadzi sklep z winami. I jak co roku na podsumowanie sezonu wyścigów konnych w domu Jacka Hawthorna dostarcza alkohol. Ale tym razem huczne przyjęcie kończy się tragedią. Rozpędzony furgon do przewozu koni trafia w tłum i tratuje gości.
Wypadek czy celowe działanie? Zwłaszcza że ginie Larry Trent, właściciel lokalu, gdzie podaje się podrabianą whisky. I gdzie policja była już bliska zamknięcia sprawy. Prowadzącemu śledztwo Ridgerowi potrzebny jest teraz Tony Beach – jako ten, który zna się na alkoholach. A uciekający od samotności Tony przyjmuje tę rolę ochoczo. Dopóki nie pojawi się kolejna ofiara w tej sprawie. Tym razem bestialsko uduszona…

Dowód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dowód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ridger jeszcze poprawił mój dobry humor, bo zadzwonił z informacją, że przez kilka najbliższych dni nie będzie wędrówek po pubach; przydzielono mu inne zadania, więc spotkamy się dopiero we środę. Przyjedzie po mnie o dziesiątej piętnaście.

Powinienem mu chyba powiedzieć o pani Alexis i o numerze telefonu tajemniczego Vernona, ale nie zrobiłem tego. Ze zdumieniem przekonałem się, że moje poczucie lojalności wiąże się raczej z Gerardem niż z policją. Chyba bardzo skutecznie zaraziłem się od niego przekonaniem, że najważniejszy jest interes klienta, który płaci, a dopiero potem sprawiedliwość.

Prawdę mówiąc, spytałem Ridgera półżartem, komu powinienem zameldować, jeśli na własną rękę znajdę podejrzaną szkocką, a on po długim namyśle odpowiedział z absolutną powagą, że najlepiej będzie od razu poinformować nadinspektora Wilsona, ponieważ Ridger wraz z wieloma policjantami musi jechać na północ i pomóc przy bardzo nieprzyjemnych pikietach, co zmienia sytuację, tym bardziej że nie może przewidzieć, kto będzie miał służbę podczas jego nieobecności.

– A jak mogę się skontaktować z nadinspektorem? – spytałem. Kazał mi chwilę poczekać, po czym wrócił z bezpośrednim numerem telefonu do pokoju grupy zajmującej się sprawą Zaraca. W dzień i w nocy, powiedział. Absolutny priorytet.

– A czy szkocka z „Silver Moondance” też należy do priorytetów?

– Oczywiście. Wszystko.

– W porządku, sierżancie. Do zobaczenia w środę. Powiedział, że taką ma nadzieję, i pożegnał się.

Odczuwając wielką ulgę, że zostałem zwolniony od picia, sprzedałem licznym klientom bardzo dużo wina, pani Palissey kręciła się rozpromieniona, a Brian wynosił paczki do samochodów. Zdawało się, że po raz pierwszy od dawna będzie to całkiem normalny dzień, dopóki o jedenastej nie zadzwoniła Tina McGregor.

– Gerard pojechał do biura – powiedziała. – Wolałabym, żeby nie robił tego w soboty, zwłaszcza że nie czuje się jeszcze zupełnie dobrze po ostatniej niedzieli, ale wszelka dyskusja z nim jest niemożliwa. W każdym razie mam panu przekazać, że rozszyfrowali numer, który mu pan wczoraj podał, ale nie wygląda to zbyt obiecująco. To telefon wielkiej firmy gastronomicznej na torze wyścigowym Martineau Park. Powiedział, że gdyby chciało się panu tam pojechać, mógłby pan zapytać, czy Vernon, zdaje się, że takie imię podał, a więc czy Vernon jeszcze u nich pracuje. Powiedział też, że gdyby pan spotkał Vernona osobiście, to panu pozostawia decyzję o zapytanie go, skąd brał szkocką i wino. Czy to dla pana zrozumiałe?

– Jak najbardziej. A jak bark Gerarda?

– Nic na ten temat nie mówi, ale dali mu antybiotyki.

– Czyżby wdała się infekcja? – spytałem zaniepokojony.

– Nic nie powiedział. Chciałabym tylko, żeby trochę zwolnił.

Nie robiła wrażenia złej czy szczególnie zaniepokojonej, ale z głosu Tiny nigdy nie dało się wywnioskować jej reakcji.

– Przykro mi – rzuciłem cicho.

– Nie ma powodu – odparła tym samym spokojnym tonem. Poinformowała mnie jeszcze, że Gerard prosi, żebym później zadzwonił do niego do domu, jak mi się powiodło w Martineau Park.

To dziwne, pomyślałem, odkładając słuchawkę, że tyle czasu spędziłem na torze w Martineau Park w ubiegły wtorek po południu, nie mając najmniejszego pojęcia o istnieniu Vernona wśród personelu firmy gastronomicznej tak znienawidzonej przez Orkneya Swayle’a. Zycie, jak mówi Gerard, jest pełne paradoksów.

Pani Palissey przygotowana na to, że wyjadę z Ridgerern, bez problemu zaakceptowała moją zastępczą podróż do Martineau Park.

– Oczywiście, panie Beach. Nie ma sprawy.

Uraza i złośliwość może i jest dominującą cechą klimatu społecznego, ale pani Palissey chlubnie wznosi się ponad nie. Pani Palisseyjest pozbawioną złośliwości i usłużną osobą i chwała jej za to. Obiecałem, że jej to wynagrodzę, co spotkało się z obojętnym przyzwoleniem, jakby moje zapowiedzi nie robiły jej większej różnicy.

Jechałem do Martineau Park, zastanawiając się, czy w ogóle będzie tam ktokolwiek. Nie był to dzień wyścigów, więc nie będzie tłumów. Nigdy jeszcze nie byłem na torze wyścigowym w dzień, kiedy nie odbywały się gonitwy, nie wiedziałem więc, jakiego rodzaju aktywności należy oczekiwać od kierownictwa, konserwatorów, ogrodników czy sprzątaczy. Cały dział gastronomiczny najpewniej będzie w ogóle zamknięty. Najpewniej po prostu zawrócę od razu w drogę powrotną.

Przynajmniej brama na parking była otwarta i niestrzeżona. Przejechałem przez puste połacie trochę poszarzałej trawy i postawiłem rovera na końcu krótkiego szeregu samochodów blisko wejścia na padok. Tutaj brama była również otwarta i niestrzeżona, podczas gdy w dni wyścigów czujni stróże porządku sprawdzali, kto w przelewającej się rzece ludzi ma plakietkę upoważniającą do wejścia.

Niesamowicie wyglądało to miejsce aż tak opustoszałe. Bez ludzi wybrzuszona linia budynków wydawała się gigantyczna. Obecność ludzka zdawała się redukować ich proporcje, wypełniać przestrzenie, sprawiała, że zdawały się bardziej przyjazne, nabierały wygodniejszej skali. Ilekroć tutaj byłem, nie uświadamiałem sobie ogromu tego miejsca.

W pobliżu sali wag nie było nikogo, chociaż drzwi także były otwarte. Z zaciekawieniem wszedłem do środka, oglądając sanktuarium, do którego bywalcy wyścigów normalnie nie mieli wstępu, przyglądałem się samym wagom i płaskim kawałkom ołowiu używanym jako obciążenie. Wszedłem do szatni dżokejów, patrzyłem na rzędy pustych wieszaków, pustych ławek, pustych stojaków na siodła; nie było tu najmniejszego śladu życia. Kiedy cyrk wyścigowy przenosił się na inne miejsce, pozostawiał po sobie jedynie kurz.

Gerard mógł uważać tę wizytę za stratę czasu, ale pewnie już nigdy nie trafi mi się podobna okazja. Dłuższą chwilę zaglądałem do pomieszczenia z napisem „Sędziowie”, w którym stał jedynie stół, sześć bardzo zwyczajnych krzeseł i wisiały dwa równie przeciętne obrazki. Żadnych pamiątek, żadnych śladów tak istotnych i decydujących debat komisji sędziowskiej, które się tu odbyły.

Wróciłem na świeże powietrze i do powierzonego mi zadania. Trafiłem na lekko uchylone drzwi z napisem „Dyrektor toru”. Pchnąłem je nieśmiało i zobaczyłem, że w środku siedział przy biurku mężczyzna i pisał. Podniósł głowę i gęste brwi i bardzo uprzejmie zapytał: – W czym mogę pomóc?

– Szukam firmy gastronomicznej.

– Wejścia dla dostawców?

– Mmm… tak.

– Musi pan przejść do końca na tyłach trybun. Naprzeciwko będzie budynek totalizatora. Skręci pan w prawo. Obok totalizatora zobaczy pan Celebratlon Bar, ale proszę wejść drzwiami na prawo, trochę wcześniej. To zielone drzwi. Nierzucające się w oczy. Na zewnątrz stoi kilka pustych skrzynek po piwie, chyba że zgodnie z moją prośbą już je uprzątnięto…

– Dziękuję.

Uprzejmie skinął głową i pochylił się nad swoimi papierami, a ja poszedłem na koniec trybun, znalazłem zielone drzwi i skrzynki piwa, tak jak mówił.

Przekonałem się także, że właśnie w tym momencie odbywa się dostawa. Duża ciemna furgonetka stała przed zamkniętymi frontowymi drzwiami Celebration Bar, jej tylne drzwiczki były szeroko otwarte, a dwaj robotnicy w brązowych kombinezonach rozładowywali ładunek dżinu, przenosząc go z furgonetki na wózek widłowy.

Zielone drzwi też były otwarte, podparte skrzynka. Wszedłem w te drzwi tuż za dwójką mężczyzn w kombinezonach, którzy wwozili do środka dżin tej marki, jakiej nie chciał w swojej loży Orkney.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dowód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dowód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dowód»

Обсуждение, отзывы о книге «Dowód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x