Francis Dick - Dowód

Здесь есть возможность читать онлайн «Francis Dick - Dowód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dowód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dowód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tony Beach, po śmierci żony Emmy, sam prowadzi sklep z winami. I jak co roku na podsumowanie sezonu wyścigów konnych w domu Jacka Hawthorna dostarcza alkohol. Ale tym razem huczne przyjęcie kończy się tragedią. Rozpędzony furgon do przewozu koni trafia w tłum i tratuje gości.
Wypadek czy celowe działanie? Zwłaszcza że ginie Larry Trent, właściciel lokalu, gdzie podaje się podrabianą whisky. I gdzie policja była już bliska zamknięcia sprawy. Prowadzącemu śledztwo Ridgerowi potrzebny jest teraz Tony Beach – jako ten, który zna się na alkoholach. A uciekający od samotności Tony przyjmuje tę rolę ochoczo. Dopóki nie pojawi się kolejna ofiara w tej sprawie. Tym razem bestialsko uduszona…

Dowód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dowód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Robi wrażenie niezłej hetery.

– Bardzo interesująca. Lubi mężczyzn, którzy huśtają się na żyrandolach.

– Ale to nie twój styl, ty tego nie robisz.

– Nie… więc nic nie powinno mi grozić.

Roześmiał się. – A jak twoja ręka? Ja mam się pokazać jutro.

– Nie najgorzej. Powodzenia.

Nazajutrz rano Ridger zjawił się punktualnie, mieliśmy się zająć Henley-on-Thames i okolicą. Co roku lipcowe regaty wioślarskie wnosiły do sennego miasteczka pulsujące i kosztowne ożywienie. Pod koniec października w zimnej mżawce było tu bardzo spokojnie. Kaczki pływały w milczeniu po szarej rzece, a przechodnie kulili się pod parasolami. Wchodziliśmy z Ridgerem do kolejnych barów, strząsając z siebie krople deszczu. Po jakimś czasie straciłem rachubę szklaneczek Bell’s.

Wszystkie brzmiały czysto. Ani jednej fałszywej nuty.

Jeden z barmanów źle wydał resztę; rzucił na ladę garść monet, polewając równocześnie kontuar wodą, co miało mnie zmusić do szybkiego zebrania bilonu, bez sprawdzania go. Ridger stwierdził, że wydana reszta nie zgadza się z parafowanym zapisem. Pokazał swoją policyjną odznakę i ostrzegł barmana, który nie spojrzał na nas przychylnie. Jako kulminacja porannej sesji, nie był to zbyt ekscytujący moment, ale trudno trafić na panią Alexis w każdym dniu tygodnia.

W niektórych pubach były dwa bary. W jednym nawet trzy. Mój przyjaciel John upierał się, żeby sprawdzić każdą widoczną butelkę Bell’s.

Opity pomidorowym sokiem odstawił mnie pod sklep o czternastej trzydzieści. Siedziałem z ciężką głową w swoim kantorku, żałując, że w ogóle biorę udział w tym przedsięwzięciu. Będę po prostu musiał zabierać ze sobą naczynie, do którego da się wypluwać, pomyślałem, nawet jeśli będzie to ostrzeżeniem dla barmana i napełni obrzydzeniem pozostałych gości. Pewien stopień nietrzeźwości codziennie w porze lunchu to nie żarty.

Pani Palissey z Brianem odjechali z wielkim ładunkiem dostaw. Między rzadkimi wizytami popołudniowych klientów siedziałem w kantorku walcząc ze snem. Kiedy dzwonek przy drzwiach po raz piąty wyrwał mnie z drzemki, wszedłem do sklepu, ziewając.

– Czy tak należy witać mannę z nieba? – pytała moja klientka. Stała przede mną pani Alexis, niemal nadnaturalnej wielkości; w to deszczowe popołudnie przyniosła ze sobą własne słońce. Powoli zamknąłem usta, ułożyłem je w uśmiechu i powiedziałem: – Wybierałem się do pani przy pierwszej okazji.

– Naprawdę? – rzuciła, drwiąca jak zawsze. – A więc tutaj przebywa nasz mały kupczyk winny. – Rozglądała się dobrodusznie, zupełnie niezmieszana faktem, że mały kupczyk jest na tyle wysoki, że może przynajmniej patrzyć jej prosto w oczy. Prawie wszyscy mężczyźni, domyśliłem się, byli dla niej „mali”.

– Akurat tędy przejeżdżałam – wyjaśniła. Skinąłem głową. Zadziwiające, ile osób tak właśnie mówi.

– Nic podobnego, wcale, do cholery, tak nie było – poprawiła gwałtownie. – Przyjechałam tu specjalnie. – Podniosła podbródek niemal wyzywająco. – To pana zaskakuje?

– Owszem – powiedziałem zgodnie z prawdą.

– Pański wygląd wzbudził moją sympatię.

– To też mnie zaskakuje.

– Bezczelni jesteśmy, co?

Nadal jestem na pół pijany, pomyślałem. Prawie jedna trzecia butelki szkockiej na pusty żołądek, to tak czy inaczej niedobrze. Kraina wrzodów wita…

– A jak tam komin? – spytałem. Pokazała w uśmiechu zęby rekina.

– Ten cholerny Wilfred nie może mi wybaczyć.

– A ogień?

– Pali się jak Rzym. – Spojrzała na mnie badawczo. – Jest pan tak młody, że mógłby być moim synem.

– Mniej więcej.

– A chce pan się czegoś dowiedzieć o tym cholernym winie czy nie?

– Chcę, jak najbardziej.

– Nie miałam zamiaru tego mówić temu sierżantowi policji. Nie dałabym mu tej satysfakcji. Nadęty ponurak.

Wymamrotałem coś niezobowiązującego.

– Kupiłam je, nie przeczę – powiedziała. – Ale cholernie szybko odesłałam z powrotem.

Wziąłem głęboki wdech, myśląc jedynie o tym, żeby jej nie rozproszyć.

– Kończyła mi się whisky Bell’s – zaczęła. – Więc zadzwoniłam do pubu naprzeciwko, żeby trochę pożyczyć. Nie ma w tym nic dziwnego, bo zawsze sobie pomagamy. No i przyniósł mi całą cholerną skrzynkę, jeszcze nieotwartą. Powiedział, że mają od nowego dostawcy, który daje dobry rabat, szczególnie na wina, co bardziej leży w moim profilu. Dał mi numer telefonu i powiedział, że mam prosić Vernona.

Spojrzałem na nią.

– Powinnam być mądrzejsza, prawda? – rzuciła pogodnie. – Powinnam była podejrzewać, że to jakiś towar, który spadł z jakiejś cholernej ciężarówki…

– Ale jednak pani zadzwoniła?

– To prawda. Bardzo dobre wina, trochę poniżej normalnych cen. Więc przystałam na to, zamówiłam po skrzynce każdego, wprowadziłam na listę win, żeby sprawdzić, czy smakują klientom.

– I co, smakowały?

– Jasne. – Obdarzyła mnie rekinim uśmiechem. – Najlepszy dowód, ile naprawdę wiedzą ci tak zwani koneserzy.

– I co dalej?

– Dalej… zjawił się pewnego dnia w barze ktoś, kto narobił zamieszania i awanturował się, że dostał nie taką whisky. Sama mu nalewałam z butelki Bell’s, którą dostałam od sąsiada. Spróbowałam jej, aleja nie lubię whisky, toteż nie potrafię odróżnić jednej od drugiej. W każdym razie poczęstowałam go na koszt firmy whisky Glenlivet, żeby go ułagodzić, przeprosiłam, a po jego wyjściu zadzwoniłam od razu do mojego sąsiada, który zapewniał, że whisky jest w porządku, bo Vernon pracuje w olbrzymiej firmie.

– W jakiej?

– A skąd, do cholery, mam wiedzieć? Nie pytałam. Ale powiem panu, że nie miałam zamiaru ryzykować, więc resztę tej skrzynki whisky Bell’s wylałam do zlewu. I dobrze zrobiłam, bo następnego dnia przyszli faceci z Miar i Wag ze swoimi przyrządami w wyniku skargi od klienta. A ten cholerny gość wypił moją Glenlivet i mimo to złożył na mnie skargę!

– Przypuszczam, że więcej się już nie pokazał? – spytałem z uśmiechem.

– Udusiłabym go.

– Gdyby on tego nie zrobił, zrobiłby to ktoś inny.

– Nie musi pan tak ciągle mieć racji. W każdym razie po tym incydencie poprosiłam znajomego, który kupuje wina, żeby zaraz przyszedł i spróbował tych wspaniałych win, a kiedy powiedział mi, że we wszystkich butelkach jest to samo wino, zadzwoniłam do tego cholernego Vernona i kazałam przyjechać po to, co zostało. No i zwrócić mi całą wyłożoną sumę, bo zagroziłam, że jeśli tego nie zrobi, podam ten jego cholerny telefon policji.

– I co się stało? – spytałem zafascynowany.

– Przyjechał ten sam facet, który przywiózł mi te wina, oddał gotówkę, zabrał butelki. Te, które nie zostały wypite. Powiedział, że jest przyjacielem Vernona, ale założyłabym się, że to był sam Vernon. Powiedział też, że Vernon ma nadzieję, iż dotrzymam słowa w sprawie numeru telefonu, bo w przeciwnym razie przydarzy mi się coś nieprzyjemnego. – Uśmiechnęła się, zachwycająco niewrażliwa na groźby. – Uprzedziłam go, że jeśli Vernon ośmieli się czegokolwiek spróbować, to go pożrę.

Roześmiałem się. – I na tym się skończyło?

– Na tym się skończyło. Dopóki pan nie przyszedł wczoraj węszyć.

– Dobrze. Czy ma pani jeszcze ten numer telefonu?

Jej oczy rozbłysły. – Owszem, mam. Ile on jest wart dla pana? Skrzynkę Kruga? Pol Rogera? Dom Perignon?

Zastanowiłem się chwilę. – Skrzynkę Bell’s? – zasugerowałem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dowód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dowód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dowód»

Обсуждение, отзывы о книге «Dowód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x