Francis Dick - Dowód

Здесь есть возможность читать онлайн «Francis Dick - Dowód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dowód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dowód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tony Beach, po śmierci żony Emmy, sam prowadzi sklep z winami. I jak co roku na podsumowanie sezonu wyścigów konnych w domu Jacka Hawthorna dostarcza alkohol. Ale tym razem huczne przyjęcie kończy się tragedią. Rozpędzony furgon do przewozu koni trafia w tłum i tratuje gości.
Wypadek czy celowe działanie? Zwłaszcza że ginie Larry Trent, właściciel lokalu, gdzie podaje się podrabianą whisky. I gdzie policja była już bliska zamknięcia sprawy. Prowadzącemu śledztwo Ridgerowi potrzebny jest teraz Tony Beach – jako ten, który zna się na alkoholach. A uciekający od samotności Tony przyjmuje tę rolę ochoczo. Dopóki nie pojawi się kolejna ofiara w tej sprawie. Tym razem bestialsko uduszona…

Dowód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dowód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Główne zgrupowanie kulek w drewnie znajdowało się z grubsza na wysokości mojego serca.

11

Pani Palissey i Brian stawili się punktualnie, natychmiast popadli w stan kompletnej zgrozy, przybierający rozmaite natężenia, ale na to nie można było nic poradzić. Poprosiłem panią Palissey o otwarcie sklepu, a Briana o podjęcie sprzątania. Sam tymczasem zostałem na podwórku, mając pełną świadomość, że w ten sposób staram się odwlec konieczność zaspokojenia ich dociekliwej ciekawości.

Ridger nadal się przechadzał, oceniał i robił notatki. W końcu zatrzymał się przy ciemnej czerwonej plamie na brudnym betonie.

– Czy to krew? – spytał, zmarszczywszy brwi.

– Nie. Czerwone wino. Złodzieje upuścili tu skrzynkę z butelkami. Część butelek się stłukła i wino przeciekło na beton.

Rozejrzał się. – A gdzie jest ta skrzynka?

– W zlewie w łazience. Wczoraj wieczorem zaniósł ją tam pański policjant.

Zanotował to.

– Sierżancie…?

– Słucham? – Podniósł jedynie wzrok, głowę nadal pochylał nad notesem.

– Proszę mi dać znać, jak się rozwija sprawa, dobrze?

– Na przykład, co?

– Na przykład, czy znaleźliście tę furgonetkę… czy jest jakiś ślad prowadzący do Paula Younga.

Spojrzał na mnie zupełnie przytomnie i badawczo, nie odmawiając od razu. Niemal czułem jego wahanie, a na pewno widziałem je; kiedy wreszcie odpowiedział, była to odpowiedź typowo dwuznaczna.

– Niewykluczone, że poinformujemy pana, jeśli będzie pan mógł być przydatny w jakimś późniejszym terminie do celów identyfikacji.

– Dzięki.

– Ale niczego nie obiecuję. – Wycofywał się pod osłonę notesu.

– Oczywiście.

Wreszcie skończył i poszedł, a pani Palissey upajała się ochami i achami. Nie miała skłonności do płaczu, zawodzenia i korzystania z soli trzeźwiących. Oczy jej błyszczały radośnie na myśl o sensacji związanej z włamaniem i tych plotkach przy lunchu z koleżanką z drogówki.

Zwykle zaniepokojony wyraz twarzy Briana nie uległ szczególnej zmianie. Chłopak zabrał się do zamiatania i porządkowania; w pewnej chwili zapytał, co ma zrobić ze skrzynką w zlewie.

– Wyjmij całe butelki i postaw je na suszarce – poleciłem.

Po chwili wrócił zameldować, że już to zrobił. Poszedłem z nim do łazienki, żeby to sprawdzić, i zobaczyłem osiem butelek St Emilion, które pierwotnie stały pod stołem do degustacji, zasłonięte obrusem.

Brian trzymał w ręku kartkę papieru, jakby nie wiedział, co z nią zrobić.

– Co to jest? – spytałem.

– Nie wiem. Było na dnie skrzynki. – Podał mi kartkę, była to strona z kołonotatnika, złożona na pół, dość wymiętoszona, wilgotna, po jednej stronie poplamiona winem. Przeczytałem ją początkowo z ciekawością, a potem z rosnącym zdumieniem.

Wyraźnym, kanciastym charakterem pisma napisano:

PO PIERWSZE

Wszystkie otwarte butelki wina. PO DRUGIE

Wszystkie butelki z tymi nazwami: St Emilion St Estephe Volnay Nuits St Georges Valpolicella Macon.

JEŚLI BĘDZIE CZAS

Mocne alkohole, co będzie pod ręką.

CIEMNO 18.30, NIE ZAPALAĆ ŚWIATŁA

– Panie Beach, mam to wyrzucić? – dopytywał się usłużnie Brian.

– Możesz sobie wziąć sześć batoników Mars – powiedziałem. Zaprezentował swoją wersję pogodnego uśmiechu i wyszedł za mną do sklepu po nagrodę.

Pani Palissey, rozkosznie zatroskana, oświadczyła, że sobie poradzi sama, jeśli ja chcę wyjść na dziesięć minut, mimo że przychodzili liczni klienci, a półki były niemal puste, jak zwykle w poniedziałek. Zapewniłem ją o swojej najwyższej estymie i poszedłem do pobliskiej kancelarii prawniczej, której właściciel był prawie w moim wieku i często wieczorem kupował u mnie wino.

Oczywiście, że mogę skorzystać z jego kopiarki. O każdej porze.

Zrobiłem trzy odbitki listy zakupowej złodziei i wróciłem do swojego kantorka, zastanawiając się, czy od razu zadzwonić do sierżanta Ridgera. Jednak w końcu nie zadzwoniłem.

Brian przenosił skrzynki whisky, dżinu i sherry z magazynu do sklepu; ilekroć przechodził koło mnie, informował, co akurat niesie i nie pomylił się ani razu. Na jego dużej twarzy malowała się duma z tych osiągnięć, było to zadowolenie z pracy w najczystszej postaci. Pani Palissey ponownie zapełniła półki, gaworząc bez końca, zadzwoniło pięciu klientów, składając zamówienie.

Trzymanie pióra okazało się niespodziewanie bolesne, mięśnie ręki zdecydowanie protestowały. Uświadomiłem sobie, że niemal wszystko zacząłem robić lewą ręką, używałem jej nawet do jedzenia kurczaka u Sung Li, ale pisać nie potrafiłem. Spisałem zamówienia prawą ręką, złorzecząc w duchu, a kiedy trzeba było sporządzić długi spis do hurtowni, zrobiłem to lewą ręką na maszynie. Nikt mi nie powiedział, jak długo będą się goić te ranki. Ale żaden termin nie będzie zbyt szybki.

Jakoś przetrwaliśmy poranek, a pani Palissey, bardzo zadowolona męczennica, zgodziła się pojechać po południu z Brianem do hurtowni.

Po ich wyjściu pętałem się po moich splądrowanych włościach, powtarzając sobie, że muszę wykrzesać z siebie tyle energii, żeby zadzwonić w sprawie uzupełnienia zapasu win, wymiany okna… uzupełnienia szacunku do samego siebie. Zostałem postrzelony przez własną głupotę. Temu się nie da zaprzeczyć. Jednak nie byłoby przecież naturalne, gdybym się wycofał po cichu, pozwalając złodziejom działać. Choć oczywiście byłoby to mądrzejsze. Teraz łatwo to stwierdzić. Ale wtedy…

Myślałem o tym chaotycznie, niezbyt jasno, nie bardzo rozumiałem całkowicie irracjonalny impuls, który kazał mi wystawić się na niebezpieczeństwo, podczas gdy lękliwy i troszczący się o własną skórę instynkt przez całe życie skłaniał mnie do unikania podobnych sytuacji.

Co nie znaczy akurat, że byłem z tego dumny. Ale też i nie zawstydzony. Pogodziłem się z tym, że właśnie taki jestem: daleko mi do męstwa. Na ogół sprawiam zawód.

Chyba powinienem sporządzić listę skradzionych win dla firmy ubezpieczeniowej, która wkrótce zniecierpliwi się moimi stałymi skargami, podobnie jak to miało miejsce z Kennethem Charterem. Pewnie powinienem to zrobić, ale nie zrobiłem. Można by powiedzieć, że nie rozpierała mnie gwałtowna chęć wypełniania obowiązków.

Połknąłem kilka aspiryn.

Przyszedł klient po sześć butelek porto i bezlitośnie próbował zaznajomić mnie z niekończącymi się i na ogół obrzydliwymi nieszczęściami całej swojej rodziny. (Na przykład teść miał jakieś kłopoty z pęcherzem.)

Przyszedł Sung Li i wśród ukłonów podarował mi bułeczki z nadzieniem. Nie weźmie pieniędzy za wczorajszą kolację, oświadczył. Byłem jego dostojnym i częstym gościem. Kiedy jestem w potrzebie, on zachowuje się jak przyjaciel. Zrobię mu zaszczyt, nie proponując zapłaty za wczoraj. Złożyliśmy sobie ukłony i przyjąłem jego propozycję.

Nigdy nie był w Chinach, ale stamtąd pochodzili jego rodzice i nauczyli go tamtejszych zwyczajów. Był wyjątkowo porządnym sąsiadem, a dzięki olbrzymiemu powodzeniu jego lokalu, który nie miał licencji na alkohol, sprzedawałem wieczorami dużo wina. Ilekroć mogłem to zrobić, nie sprawiając mu przykrości, dawałem mu cygara, które palił w słoneczne popołudnia, siedząc na drewnianym krześle przed drzwiami swojej kuchni.

O trzeciej wrócił sierżant Ridger z papierową torbą, z której wyjął butelkę. Postawił ją na kontuarze.

St Estephe, tak jak prosiłem. Odkorkowana i zapieczętowana taśmą klejącą, nietknięta od chwili, gdy opuściła „Silver Moondance”.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dowód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dowód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dowód»

Обсуждение, отзывы о книге «Dowód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x