Francis Dick - Dowód

Здесь есть возможность читать онлайн «Francis Dick - Dowód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dowód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dowód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tony Beach, po śmierci żony Emmy, sam prowadzi sklep z winami. I jak co roku na podsumowanie sezonu wyścigów konnych w domu Jacka Hawthorna dostarcza alkohol. Ale tym razem huczne przyjęcie kończy się tragedią. Rozpędzony furgon do przewozu koni trafia w tłum i tratuje gości.
Wypadek czy celowe działanie? Zwłaszcza że ginie Larry Trent, właściciel lokalu, gdzie podaje się podrabianą whisky. I gdzie policja była już bliska zamknięcia sprawy. Prowadzącemu śledztwo Ridgerowi potrzebny jest teraz Tony Beach – jako ten, który zna się na alkoholach. A uciekający od samotności Tony przyjmuje tę rolę ochoczo. Dopóki nie pojawi się kolejna ofiara w tej sprawie. Tym razem bestialsko uduszona…

Dowód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dowód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Zupełnie jakbym mogła mu coś powiedzieć – oświadczyła zdesperowana Flora. – Tak bardzo bym chciała, żeby ten koń wygrał, ale Jack się obawia, że to niemożliwe, i dlatego właśnie muszę tam być. Coś strasznego…

Za dwa czy trzy tygodnie skończy się sezon biegów płaskich, a z punktu widzenia Jacka Hawthorna nie będzie to nawet o dzień za wcześnie, pomyślałem. Żadna stajnia nie wytrzyma dłuższej nieobecności dwóch sił napędowych, pozostawiona w rękach łagodnej kobiety pozbawionej zmysłu do interesów i niezbyt zorientowanej.

– Słuchaj właściciela z szacunkiem i zgadzaj się ze wszystkim, co mówi, a uzna, że jesteś wspaniała – poradziłem.

– Tony, skarbie, jakie to podłe – powiedziała, ale mimo wszystko zdawało się, że już nabrała większej pewności siebie.

Poszedłem z paniami na podwórko, bo Flora przyprowadziła Tinę głównie po to, żeby zabrała samochód Gerarda. Okazało się, że Tina ma kluczyki, dostała je od Gerarda poprzedniego wieczoru. Przez chwilę patrzyła bez słowa na roztrzaskaną przednią szybę i rozwaloną tapicerkę, potem odwróciła się do mnie, bardzo czujna i napięta, starannie ukrywając emocje.

– Już po raz trzeci strzelano do niego – powiedziała.

Wieczorem poszedłem go odwiedzić. Siedział wsparty na poduszkach; trzy pozostałe łóżka w pokoju były puste. Niebieskie zasłony, zapachy szpitala, duże nowoczesne przestrzenie, błyszczące podłogi, bardzo nieliczni ludzie.

– Straszliwie nudno. Straszliwie bezosobowo – powiedział. – Poczekalnia do otchłani. Ciągle ktoś przychodzi, czyta moją kartę, żeby sprawdzić, dlaczego tu jestem, i znowu znika, żeby już więcej się nie pojawić.

Rękę miał na temblaku. Był świeżo ogolony, uczesany, bardzo pozbierany i opanowany. W nogach łóżka wisiała karta choroby, o której wspomniał, więc ja też wziąłem ją do ręki i przeczytałem.

– Gorączka dziewięćdziesiąt dziewięć w skali Fahrenheita, puls siedemdziesiąt pięć, dochodzisz do siebie po postrzałach śrutem, który został usunięty. Jutro wypis.

– I nie jest to zbyt wcześnie.

– Jak się czujesz?

– Zbolały. Niewątpliwie tak samo jak ty.

Potwierdziłem skinieniem głowy, odwiesiłem kartę i usiadłem na krześle.

– Tina powiedziała, że to już trzeci raz.

Uśmiechnął się krzywo. – Nigdy do końca nie zaakceptowała mojej pracy. Kiedyś wycelował do mnie defraudant. Bardzo niezwykłe, to na ogół tacy łagodni ludzie. Pewnie zgodnie z regułą nawet morderstwo mu się nie udało. Posłużył się zbyt małym pistoletem i trafił mnie w biodro. Nie potrafił utrzymać broni… mógłbym przysiąc, że zamknął oczy, zanim strzelił…

– Drugi raz nie strzelał?

– No, prawdę mówiąc, trochę go popędzałem. Upuścił broń i zaczął płakać. Żałosna sprawa.

Spojrzałem na niego z szacunkiem. Popędzanie kogoś, kto do człowieka strzela, nie odpowiada moim wyobrażeniom o patosie.

– A następny raz?

Gerard wykrzywił się. – No, trochę gorzej. Tym razem szanse pół na pół. Po tym wydarzeniu Tina żądała ode mnie obietnicy, że będę pracował tylko w biurze, ale sam wiesz, że tak się nie da. Jeśli ściga się przestępców, zawsze istnieje szansa, że zwrócą się przeciwko tobie, nawetjeśli chodzi tylko o szpiegostwo przemysłowe, którym zazwyczaj się zajmuję. – Znowu uśmiechnął się ironicznie. – Jednak nie strzelił do mnie nielojalny chemik, który sprzedał tajemnice swojej firmyjej największym rywalom. Zrobił to jego ojciec. Niesamowite. Nie chciał uwierzyć w winę swojego wspaniałego synka. Dzwonił chyba ze sześć razy, wykrzykując, że posłałem do więzienia najbardziej błyskotliwego przedstawiciela całego pokolenia, żeby zrobić mu na złość i zniszczyć karierę, bo ukrywałem kogoś innego. Miał zupełną obsesję. Chory psychicznie. W każdym razie któregoś dnia czekał na mnie przed biurem. Przeszedł kawałek po chodniku i strzelił mi w pierś. – Westchnął. – Nigdy nie zapomnę jego twarzy. Triumfujące zło… absolutne szaleństwo.

– I co się z nimi stało? – spytałem zafascynowany.

– Ojciec z przerwami w domu bez klamek. Nie wiem, co się dzieje z synem, chociaż już dawno pewnie wyszedł z więzienia. Smutne. Taki zdolny młody człowiek. Duma i radość ojca.

Zaciekawiło mnie to. – Czy próbujesz się czasem dowiedzieć, co się dzieje z ludźmi, których złapiesz… później?

– Nie, nieczęsto. Na ogół są oni próżni, zachłanni, bez serca, podstępni. Nic mnie nie obchodzą. Można ich żałować, ale zazwyczaj współczuję ich ofiarom.

– Nie tak jak w tym starym dowcipie.

– Jakim dowcipie?

– O mężczyźnie, który znalazł się wśród złodziei, a oni pobili go, okradli i zostawili w rynsztoku skrwawionego i nieprzytomnego. Nadeszło dwóch socjologów, popatrzyli na leżącego ijeden z nich mówi: „Ten, który to zrobił, potrzebuje naszej pomocy”.

Gerard zachichotał i skrzywił się lekko, przytrzymując ramię zdrową ręką.

– Nie możesz uważać, że moja historia jest normalna. Po prostu miałem pecha. Jeszcze tylko jeden z kolegów w naszej firmie odniósł kiedyś rany. Nie zapominaj, że większość policjantów przechodzi bez szwanku cały okres pracy zawodowej.

Nie wszyscy, pomyślałem.

– Tym razem twój pech był moją głupotą – usprawiedliwiałem się. Ostrożnie, sztywno pokręcił głową. – Nie obwiniaj się. Wróciłem na podwórko z własnej woli. I na tym poprzestańmy, zgoda?

Z wdzięcznością pomyślałem, że jest wspaniałomyślny, jednak w dalszym ciągu czułem się winny. Zawsze mi się wydawało, że rozgrzeszenie to fałsz. Błądzenie to rzecz ludzka, ale łatwe przebaczenie daje uczuciową swobodę powtarzania błędów. Nieustanne wybaczanie niszczy ducha. Przy odrobinie szczęścia, pomyślałem, nie powinienem już zrobić niczego, co naraziłoby mnie na przebaczenie Gerarda.

Chyba najlepiej określało go słowo „przyzwoity”. Jako detektyw nie był „barwny” w rozumieniu utworów literackich, co oznacza babiarz, niechluj i pijak. Dobroć, łatwo zauważalna i równie trudna do zdefiniowania, jednak najtrudniejsza ze wszystkich zalet, była widoczna w zdecydowanych rysach jego twarzy. Poważny, racjonalny spokojny, zdawał się nie podlegać psychicznym zawirowaniom dotykającym tak wiele osób, a przejawiającym się w małostkowym napawaniu się własną niewielką władzą, w zarozumiałej napuszoności, w pożerającym niepokoju niepewności siebie. Wszystkie te cechy widywałem na co dzień nie tylko u moich klientów, ale także u ludzi, do których powinniśmy zwracać się z ufnością, u wszelkiego rodzaju urzędników, prawników czy lekarzy. Chociaż nigdy na pewno nie wiadomo, być może Gerard znajdował się w szponach licznych grzechów, może starannie ukrywał swojego pana Hyde’a, ale to, co widziałem, bardzo mi się podobało.

Powiedziałem mu o liście zakupowej złodziei, którą znalazł Brian, dałem mu jedną jej odbitkę i wyjaśniłem, że mógł to napisać własną ręką Paul Young.

– Wielkie nieba! – wykrzyknął, czytając. – Mógłby równie dobrze podpisać wyznanie!

– Mhm.

– Wiadomo, po co była złodziejom spisana lista – powiedział. – Wszystkie te francuskie nazwy. Musieli mieć możliwość porównania. W przeciwnym razie nigdy nie byliby pewni, czy wzięli to, co trzeba.

– Chyba że znaliby na pamięć etykiety. Gerard podniósł wzrok znad kartki papieru.

– Chcesz powiedzieć, że włamywacze nie są autorami całego oszustwa?

– Gdyby byli, nie potrzebowaliby spisu.

– Fakt. – Uśmiechnął się nieznacznie. – Jak myślisz, czy są to mordercy Zaraca?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dowód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dowód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dowód»

Обсуждение, отзывы о книге «Dowód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x