Czekali, aż się uspokoi.
– Mój kolega często tamtędy chodzi – wykrztusił wreszcie. – Widział zwłoki. Mówił, że Selkirk leżał na boku ze związanymi rękami. Miał ugięte kolana.
Joanna wzięła głęboki oddech. Powoli wszystko zaczęło składać się w jedną całość.
– A czy ten pana kolega nie nazywa się przypadkiem Holloway?
– Tego nie mogę powiedzieć – odparł obronnym tonem. – Ale przysięgam, że mówię prawdę – dodał, odwracając się tyłem.
Joanna czekała, aż zrozumie swój błąd, i po chwili Carter spojrzał na nią.
– A to drugie pytanie?
– Czy w ciągu ostatnich pięciu lat kupiliście nową drukarkę?
Zrobił gwałtowny wdech.
– Błagam, zostawcie nas w spokoju – jęknął.
– A gdzie jest teraz pana żona, panie Carter?
– W pracy. A niby gdzie ma być?
To był niezwykły widok: Ann stała przy przejściu dla pieszych w jaskrawozielonej kamizelce, trzymając w ręce wielki lizak z napisem UWAGA – DZIECI. Obserwowali ją przez chwilę, dobrze wiedząc, po co to robi.
Przy przejściu zebrała się grupka dzieci. Ann Carter czekała jeszcze. Powoli nadjechał jakiś samochód, a ona wciąż czekała. Inny kierowca jechał za nim rozpędzonym autem. Przyśpieszył, jakby nie miał zamiaru się zatrzymać. Pędził w stronę pasów. Wtedy Ann zebrała dzieci i odważnie weszła na jezdnię. Samochód zatrzymał się z piskiem opon, a kierowca pokazał środkowy palec znad kierownicy.
Ann Carter tylko się uśmiechnęła, a dzieci bezpiecznie przeszły na drugą stronę.
Joanna i Mike poczekali na nią na chodniku.
Na ich widok zasępiła się.
– Po co tu przyszliście?
Joanna obserwowała ją bez słowa.
Kobieta popatrzyła na funkcjonariuszy, po czym odwróciła głowę w stronę przejeżdżających aut i matek z dziećmi przy przejściu dla pieszych.
– Muszę tam już pójść – oznajmiła.
Joanna położyła jej dłoń na ramieniu.
– Nie, teraz pójdzie pani z nami.
Mike wezwał przez radio policjanta, by zapewnić bezpieczeństwo na przejściu dla pieszych i wraz z Joanną zawieźli Ann na komendę. Nie broniła się ani nie protestowała i, o dziwo, nie prosiła nawet, by zawiadomić jej męża, jakby wcale nie obchodziło jej, że Andy może się o nią niepokoić. Patrząc na jej szczupłą, napiętą twarz, Joanna i Mike wiedzieli, że Ann myśli tylko o córce. Po półgodzinie kobieta przerwała milczenie.
– Widziałam, jak zabiera go karetka – oznajmiła nagle ściszonym głosem.
– Tak też myślałam – przyznała Joanna.
To przeczucie dręczyło ją już od jakiegoś czasu.
– A wcześniej wysłała pani list?
W odpowiedzi przekrzywiła głowę.
– Żeby przypomnieć mu o Rowenie?
Przytaknęła, patrząc na Joannę w osłupieniu. Łzy ciekły jej po policzkach.
– Chciałam, żeby wiedział, że to za nią.
– I tak długo odkładała pani pieniądze?
Ann Carter uśmiechnęła się.
– Czekałam, aż los sam zadecyduje, czy pierwszy zginie on, czy ja – odparła spokojnym tonem. – Życie jest jak loteria. – Pokręciła smutno głową. – A mnie było wszystko jedno, bo i tak nie mam już po co żyć – dodała, podnosząc wzrok na Joannę.
Ta dotknęła lekko jej ramienia.
– Załatwimy pani adwokata, pani Carter – rzekła.
Mike ruszył za nią korytarzem.
– No i co z tymi listami?
– Napisała je wszystkie, tyle że ten ostatni wydrukowała na innej drukarce. Użyła nawet tych samych słów. Zdrowy rozsądek bije na głowę nawet najbardziej szczegółowe ekspertyzy, Mike.
– I tę pielęgniarkę też załatwiła?
Joanna odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Nie żartuj – skwitowała.
– No więc jeśli nie ona, to kto?
Zaczekała, aż wejdą do jej biura, by móc spokojnie rozmawiać za zamkniętymi drzwiami.
– O’Sullivan – odparła wreszcie. – Połasił się na forsę i wpuścił Galliniego, a potem bał się, że Yolande pokojarzy fakty i go wyda.
– Ale po co to zrobił? – spytał Mike, opadając na krzesło.
– Jak to, po co? – zdziwiła się. – Też mi pytanie! – prychnęła lekkim tonem, czując, jak wreszcie schodzi z niej napięcie. – Dla forsy, oczywiście. Carterowie przyjaźnili się z Frostami i na pewno odwiedzali Michaela w szpitalu, a więc musieli znać O’Sullivana i Yolande, skoro ci pracowali na oddziale. Kiedy Selkirk dostał list, Ann czekała gdzieś na zewnątrz, ale na widok karetki wpadła w panikę i szybko powiadomiła Galliniego o zmianie planu, a potem skontaktowała się z O’Sullivanem i wynajęła go do pomocy. Niestety, O’Sullivan okazał się dość sprytny i przewidział, że ktoś wykryje udział osób trzecich w porwaniu Selkirka, i uznał, że zabójstwo Yolande odciągnie od niego uwagę policji, bo wszelkie podejrzenia padną na nią. Przez chwilę daliśmy się nawet na to nabrać. Naprawdę nieźle to sobie wymyślił.
Mike nie spuszczał z niej wzroku.
– A jakie mamy dowody? – spytał.
W odpowiedzi powtórzyła to, co przedtem:
– Nastawimy ich przeciwko sobie i wygadają się ze strachu. – Zerknęła w stronę drzwi. – Kiedy Ann Carter usłyszy całą prawdę o Yolande, to na pewno wszystko wyśpiewa, bo w przeciwieństwie do O’Sullivana ta kobieta przynajmniej ma jakieś sumienie – stwierdziła z przekonaniem. – Zastanawia mnie tylko jedno: co, do diabła, Justin Selkirk zrobił ze swymi pieniędzmi?
– Niech zgadnę – zaśmiał się Mike.
Spojrzała na niego, zaciekawiona.
– No, to mów.
– Pamiętasz te rusztowania na budynku jego szkoły? Założę się, że pożyczył pieniądze na remont… na prośbę LouLou. – Wypowiadając to imię, zawsze usiłował stłumić śmiech, ale nie tym razem.
Po chwili z biura Joanny dały się słyszeć niekontrolowane wybuchy śmiechu. Inni funkcjonariusze spojrzeli po sobie.
– Chyba nareszcie rozgryźli tę sprawę – podsumowała Dawn Critchlow.
Kilka tygodni później Joannie zdjęto gips. Ręka wyglądała jakoś nieswojo, blado i mizernie. Joanna z trudem poruszyła nadgarstkiem. Postanowiła, że już jutro wsiądzie na rower.
W ten ciepły, słoneczny jesienny dzień komenda świeciła pustkami. Większość policjantów zaangażowanych w śledztwo wzięła sobie wolne, żeby odpocząć po ciężkich nadgodzinach. Joanna zastała tylko Mike’a. Siedział przy biurku, popijając kawę, i przeglądał zeznania.
– To trochę za mało, żeby wnieść oskarżenie – stwierdził. – Nie mamy dość silnych dowodów. O’Sullivan nie przyznaje się do winy, a zeznania Ann Carter nie wystarczą.
– Spokojnie, Mike. Mamy wydruki rozmów telefonicznych. Ann kontaktowała się z Gallinim z budki na końcu ulicy, ale do O’Sullivana nieopatrznie zadzwoniła z domu. Znamy dokładną godzinę i czas ich rozmowy i możemy to wykorzystać przy jego przesłuchaniu. Myślę, że to się nam przyda.
– Obyś miała rację, Jo – odparł, spoglądając na jej ramię. – No, nie masz już gipsu!
– Ale za to mam rękę. – Przysiadła na krawędzi biurka, uśmiechając się lekko. – Pomyśl tylko: przez tyle lat planowała zemstę na człowieku, który wymigał się od kary za zabicie jej córki… Rodzicielska miłość nie zna jednak granic – dodała nieśmiało.
Mike utkwił w niej swoje ciemne oczy i obserwował, jak bawi się długopisami na biurku.
– Chodzi ci o Rowenę Carter? – spytał mimochodem. – Czy może o Eloise Levin? – dodał, patrząc przez okno gdzieś w dal. – Bo z tobą to nigdy nie wiadomo.
– O jedną i drugą – odparła obojętnie, unikając jego wzroku. – Nie wiedziałam, że z miłości do dziecka można zabić – dodała po chwili zawahania.
Читать дальше