– Chwileczkę – Mike nie dawał za wygraną. – Zabójcą jest Gallini. Zleceniodawca tylko wyłożył forsę, ale sam by go nie zabił. To Gallini jest winny.
– A jednak to nie on zabił Yolande Prince – odparła.
– I tu masz rację – przyznał, posyłając jej szeroki uśmiech.
Joanna zwróciła się do funkcjonariuszy w kącie sali:
– Przeszukaliście mieszkanie Yolande Prince?
Pokiwali głowami.
– I znaleźliście coś?
– Około południa sąsiadka obok słyszała, jak Yolande Prince wchodziła do mieszkania – zakomunikował posterunkowy Jenkins.
Joanna skinęła głową.
– A więc to było krótko po tym, jak ją przesłuchaliśmy. No i co dalej? – spytała.
– Podobno brała prysznic. Ściany są cienkie i wszystko słychać – wyjaśnił. – A około drugiej ktoś zadzwonił dzwonkiem. Trzy razy.
– No i co?
– Sąsiadka usypiała akurat dziecko i bała się, że hałas je obudzi.
– A widziała, kto dzwonił?
– Nie.
– I co dalej?
– Usłyszała głosy. Rozmowa trwała jakieś dziesięć minut. Mieli włączone radio i nie było słychać, o czym mówią, ale po paru minutach ktoś widocznie je wyłączył i zrobiło się cicho.
Joanna spojrzała w stronę ekipy śledczej.
– Wiem, że wymagam za wiele, ale czy na przełącznikach radia były jakieś odciski palców?
– Niestety, nie – odparł jeden z funkcjonariuszy. – Nic nie znaleźliśmy.
Wzięła głęboki oddech i zwróciła się znów do Jenkinsa:
– No i co potem?
– Zrobiło się cicho, dziecko zasnęło, sąsiadka wykąpała się i zaczęła oglądać telewizję. Cieszyła się, że wreszcie ma święty spokój.
– A może widziała, że ktoś wychodził z mieszkania obok?
– Chwilę po tym, jak wyłączyli radio, wyjrzała na korytarz i zauważyła, że ktoś zbiega po schodach. Jakiś mężczyzna w długim płaszczu i czapce z daszkiem. Widziała go tylko z tyłu – dodał przepraszająco.
Joanna westchnęła.
– Był wysoki czy niski?
– Wzrost około metra sześćdziesięciu, średnia budowa ciała, koloru włosów nie było widać.
– I pewnie miał wysoko podniesiony kołnierz, co?
Jenkins uśmiechnął się smutno.
– Okej, dzięki – rzuciła. – To musiał być zabójca, tym razem nie wynajęty z zagranicy, tylko ktoś miejscowy, kto zrobił to z pobudek osobistych. Yolande na pewno go znała. I to właśnie on wynajął Galliniego – dodała, wodząc wzrokiem po twarzach zebranych.
Dom opieki, gdzie mieszkała Molly Frost, mieścił się w małym, parterowym budynku. Drzwi otworzyła jakaś kobieta na wózku.
– Molly? A, tak. – Poszli za nią jasnym, słonecznym korytarzem, na końcu którego były zamknięte drzwi.
W którymś z pokojów grało radio i Joanna usłyszała melodię jakiegoś hymnu. Przymknęła powieki i przez chwilę miała wrażenie, że znów jest małą dziewczynką i wpatruje się w oświetlone słońcem witraże, a kiedy już otworzyła oczy, poczuła smakowity zapach niedzielnego obiadu. Molly Frost siedziała w kolejnym pokoju, na wózku, i nagle Joanna zdała sobie sprawę z ogromu jej cierpienia. Zrozumiała, że złamana ręka w gipsie po zderzeniu z ciężarówką to nic w porównaniu z tym, co przeszła ta kobieta. Minęło już pięć lat, odkąd potrącił ją samochód, ale Molly wciąż cierpiała i była na to skazana przez resztę życia.
Twarz miała wykrzywioną z bólu, a na jednym policzku widniała głęboka szrama. Na widok policjantów kobieta wskazała na krzesła, z trudem poruszając ręką. Joanna spuściła wzrok i spojrzała na koc, leżący płasko na wózku. Ale Molly Frost była twarda i odważnie spojrzała Joannie w oczy.
– Inspektor Joanna Piercy? – spytała, zerkając na stertę gazet w kącie pokoju.
Joanna skinęła głową.
– Dużo o pani czytałam. Podobno nieźle sobie pani radzi z przestępcami.
– Jak dotąd, miałam chyba szczęście – odparła Joanna powściągliwie. – Ale to śledztwo nadal jest dla mnie zagadką.
– I dlatego przychodzi pani do mnie? – Molly Frost spojrzała pytająco na Joannę. Miała ładne, brązowe, kręcone włosy. – Do beznogiej kobiety na wózku inwalidzkim?
Joanna nic nie odpowiedziała.
Molly Frost wzięła głęboki oddech.
– Pani może mówić o szczęściu, a ja już nie. I wcale mi nie żal tego Selkirka – dodała powoli. – Wiem, że to była okrutna śmierć, ale ten człowiek zniszczył życie tylu ludziom, że trudno mu współczuć. – Przełknęła nerwowo ślinę. – Odebrał nam wszystko: Carterowie stracili córkę. Rowena była naprawdę kochanym dzieckiem. A ja straciłam przez niego zdrowie i radość życia – dodała. – Ale najbardziej przeżył to Michael…
Przerwała im pielęgniarka, która szybkim krokiem weszła do pokoju.
– Czas na morfinę, Molly – oznajmiła, manipulując przy strzykawce połączonej z cienką, plastikową rurką.
Molly przyglądała się jej beznamiętnym wzrokiem.
– Morfina złagodzi ból w moim strzaskanym kręgosłupie – wyjaśniła spokojnym tonem. Nagle w jej oczach zabłysnął gniew. – Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co przeszedł mój biedny Michael. – Popatrzyła na Joannę, potem na Mike’a. – Czasami pocieszam się tym, że wyskoczył z okna, by doświadczyć tego co ja i przekonać się, jak to jest żyć w ciągłym bólu, z połamanym kręgosłupem. Ale w głębi duszy wiem, że to nieprawda. Skoczył, bo chciał się zabić – podsumowała, przymykając powieki. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem, a Molly Frost rzuciła im cierpkie, ironiczne spojrzenie. – Wniosłam potem oskarżenie i szpital wypłacił mi odszkodowanie – dodała, przełykając ślinę.
– A który adwokat prowadził tę sprawę?
Molly Frost wykrzywiła twarz w grymas.
– Na szczęście nie Selkirk – odparła. – To był ktoś z firmy prawniczej O’Donnell’s – dorzuciła z zaciętą miną. – Doradził mi, żebym żądała odszkodowania, i zapewnił mi pomoc prawną.
– I ile pani wypłacili?
– Dwanaście tysięcy – szepnęła Molly, usiłując powstrzymać emocje. – Tyle mój Michael był dla nich wart. Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. – Zamrugała oczami. Łzy spływały jej po policzkach. – Ale chyba nie przyszliście po ty, by wysłuchiwać moich dramatów, prawda? – Obrzuciła ich chłodnym, bystrym spojrzeniem.
– Tyle pewnie już sami wiecie.
Joanna skinęła głową.
Molly Frost spojrzała jej odważnie prosto w oczy.
– No więc po co przyszliście?
Joanna wytrzymała jej spojrzenie. Pochyliła się bliżej.
– Pani Frost, co łączy samobójstwo pani męża z morderstwem Selkirka?
– Nie wiedziałam, że te dwie sprawy mają ze sobą coś wspólnego – odparła, zdziwiona.
– Właśnie próbujemy to ustalić. – Joanna postanowiła nakłonić kobietę, by ta zrobiła następny ruch. – A jak pani myśli?
– Bardzo chciałabym w to wierzyć – odparła Molly. – W końcu należało mu się za tę biedną małą Rowenę, za moje kalectwo, a przede wszystkim za Michaela. Ucieszyłabym się, gdyby ta parszywa świnia zapłaciła za swoje krzywdy, ale niestety, nic nie wiem – przyznała, skubiąc koc, który zwisał płasko zamiast nóg. Obróciła się na wózku twarzą do Joanny. – Niech pani sama powie, pani inspektor: czy nie chciałaby pani zemścić się na człowieku, który spowodował wypadek i złamał pani rękę?
– A skąd pani o tym wie?
– Czytałam w gazecie. Niech mi pani powie: chciałaby się pani zemścić czy nie?
Joanna zrozumiała, że jej wypadek był niczym w porównaniu z tym, przez co przeszły te dwie rodziny z winy Selkirka. Zaskoczona, pokiwała głową.
Читать дальше