– Czyżbyście mieli dla nas jakieś dobre wieści?
Dawn przysiadła na krześle kuchennym o cienkich, wykrzywionych nogach, a Joanna opadła na sofę tuż przy nogach Ann.
– A co chciałaby pani usłyszeć, pani Carter?
Kobieta nawet na nią nie spojrzała, tylko rozchyliła suche wargi, ale nie odezwała się już ani słowem.
Andy usiadł obok żony i oboje mierzyli Joannę podejrzliwym wzrokiem.
Joanna poczuła się przytłoczona wiszącymi na ścianie fotografiami dziewczynki.
Przez chwilę wpatrywała się w największy z portretów.
– Śliczna – zauważyła.
Andy Carter podniósł wzrok do góry.
– Tak, wiem – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Uwagę Joanny przykuło puste miejsce na ścianie. Carterowie od razu to zauważyli i wyczuli jej ciekawość. Spojrzeli po sobie, ale żadne nic nie powiedziało.
– Pewnie bardzo wam jej brakuje.
Andy Carter poruszył nerwowo ręką.
– A jak się pani wydaje? – spytał, rozwścieczony. – Jak pani myśli? O rany! – jęknął niecierpliwie. – Przecież i tak nic nam jej nie zwróci!
– Nawet śmierć Selkirka, prawda? – spytała Joanna, wpatrując się w portret dziewczynki.
– Nie mamy z tym nic wspólnego – rzucił gniewnie, poczerwieniały na twarz.
Taktyka Joanny zadziałała. Oburzony, wstał z miejsca.
– O co wam chodzi? Czy tak trudno wam pojąć, że nie możemy się pogodzić ze stratą naszego dziecka?
– Właśnie wracam od innych rodziców, którzy też stracili córkę – oznajmiła Joanna spokojnym tonem.
– To przyślijcie im kogoś z Towarzystwa Pomocy – rzuciła rozgoryczona Ann Carter. Smutek wykrzywił jej twarz. – Nam też ich przysłaliście. Bardzo dziękuję za taką pomoc!
Joanna zaczekała, aż emocje opadną.
– Może nawet znaliście tę dziewczynę – dodała po chwili.
Ale żadne z nich nie okazało najmniejszego zainteresowania.
– Była pielęgniarką.
– No i co z tego? – Andy Carter zaczął skubać kolczyk w uchu. – Nasza Row była jeszcze dzieckiem.
– Wszyscy jesteśmy dziećmi dla naszych rodziców, bez względu na wiek.
Oblał się rumieńcem.
– Bardzo im współczuję – mruknął pod nosem, ale Ann Carter była nieugięta.
– Po co właściwie pani tu przyszła, pani inspektor? – spytała drwiąco. – Żeby pooglądać zdjęcia?
Joanna nic nie odpowiedziała. Telewizor w kącie pokoju migał i wył.
Dlaczego go nie wyłączą, pomyślała, poirytowana. Widocznie im jakoś nie przeszkadzał.
– Ta dziewczyna nazywała się Yolande Prince – oznajmiła głośno. – Pracowała w szpitalu.
Andy Carter gwizdnął cicho.
– Ja skądś znam to nazwisko – zakomunikował. – Gdzieś już o niej czytałem – dodał, spoglądając na Joannę tak, jakby spojrzeniem chciał przewiercić ją na wskroś. – Była na dyżurze, jak porwali tego Selkirka, nie?
Joanna skinęła głową.
Oboje patrzyli na nią, zaciekawieni.
– A co wam mówi nazwisko Frost? – spytała nagle, pochylając się do przodu.
Ann Carter szybko opuściła stopy na podłogę, wstała i wyłączyła telewizor. W pokoju zrobiło się przeraźliwie pusto, ciemno, szaro i cicho. Wszystko wydało się nagle beznadziejnie ponure.
Kobieta zdjęła ze ściany jedno ze zdjęć i przez chwilę patrzyła na nie bez słowa.
– Tamtego dnia, kiedy ten drań Selkirk wjechał po pijanemu na pasy i zabił naszą Rowenę, Molly Frost przeprowadzała dzieci przez ulicę. Straciła wtedy obie nogi. Michael, jej mąż, bardzo ciężko to zniósł.
Bardzo oględnie powiedziane, pomyślała Joanna. Nareszcie wszystko zaczynało się składać w jedną całość. Słuchając Ann Carter, poczuła ulgę.
– Michael był cudownym człowiekiem – ciągnęła Ann. – Zrezygnował z pracy, żeby zająć się Molly. Opiekował się nią jak dzieckiem – dodała, zmuszając się do uśmiechu. – Nasza Rowena zginęła, ale to nie była wina Molly. Zrobiła, co mogła, próbowała ją ratować. Będziemy jej za to wdzięczni do końca życia.
Andy Carter wstał, objął ją ramieniem i pocałował w policzek, po czym przetarł kącik oka i znów usiadł.
– Michaelowi było bardzo trudno opiekować się nią na co dzień i patrzeć, jak cierpi – zaczął. – Miała uszkodzony kręgosłup i stale potrzebowała pomocy. Zdecydowali się na hospicjum, żeby zapewnić jej porządną opiekę, a tydzień później Michael trafił do szpitala z ciężką depresją. Czuł się winny. Istny cyrk – zaśmiał się nerwowo. – On robił sobie wyrzuty z powodu Molly, a Molly z powodu Roweny. A tak naprawdę wszystkiemu winien był ten drań Selkirk – rzucił gniewnie. – Ale on miał to gdzieś i jakoś się wymigał. Powinni mu zabrać prawo jazdy, a jeszcze kilka tygodni temu widziałem, jak jeździł tym swoim… – Urwał nagle i zerknął przepraszająco na żonę.
Joanna zamarła. W ojcu zabitego dziecka szalała rozbudzona na nowo nienawiść.
Popatrzyła po twarzach Carterów: oboje mieli tajemnicze miny, jakby coś ukrywali. W uszach brzęczały jej ostrzegawcze głosy.
– A potem ta pielęgniarka zaniosła Molly list od Michaela – dokończył szybko Andy Carter. – Przed śmiercią wszystko jej wyjaśnił.
Joanna siedziała bez ruchu.
– A gdzie jest teraz Molly? – dociekała.
– W domu opieki – odparła Ann. Atmosfera w pokoju nieco się rozładowała. – Jeździ na wózku inwalidzkim, ale przynajmniej ma dobrą opiekę. Niepotrzebnie Michael tak się zamartwiał, niepotrzebnie…
Niepotrzebnie… To słowo brzmiało Joannie w uszach przez całą drogę do domu.
Nazajutrz rano ucieszyła się na widok Mike’a. Celowo się spóźnił, by wyrazić w ten sposób swoją niechęć do pracy w niedzielę. Przez pół godziny Joanna krążyła przy oknie, ale nie chciała szukać go w domu. Jego żona, Frań, nie lubiła, gdy ktoś z policji zawracał im głowę telefonami, a szczególną niechęć miała do Joanny, zwłaszcza gdy to przez nią jej mąż musiał pracować w weekendy. Joanna podnosiła słuchawkę, ale ani razu nie odważyła się wykręcić numeru państwa Korpanskich. Dlatego odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, jak żwir przed jej domem za-chrzęścił pod kołami auta. Szybko otworzyła drzwi.
– No, nareszcie jesteś – zawołała. – Już wiem, co łączy sprawę Frosta i Selkirka.
Wyskoczył z samochodu.
– Skąd wiesz? – dociekał. – Kto ci powiedział?
– Wczoraj wieczorem byłam u Carterów.
– To dlatego przedtem mnie spławiłaś? – spytał urażonym tonem.
– Nie chciałam ich denerwować.
– Aha – mruknął, nadąsany. – No dobrze, w takim razie wszystko mi opowiedz.
– To dziecinnie proste – podsumowała. – Żona Frosta przeprowadzała dzieci przez ulicę koło szkoły. Została ciężko ranna, kiedy Selkirk przejechał tę małą. Straciła obie nogi.
Mike patrzył na nią bez mrugnięcia.
– No dobrze, Joanno, ale co z tego wynika?
– Posłuchaj dalej – rzuciła stanowczym tonem. – Ta Molly Frost jest inwalidką i jeździ na wózku. Nie mogła sama załatwić Selkirka, więc może wynajęła zabójcę.
Ale Mike miał niepewną minę.
– Coś mi tu nie pasuje. Nie rozumiem, po co tak długo by z tym czekała. Od wypadku minęło pięć lat, a od śmierci jej męża rok. Niby skąd miała wiedzieć, że tamtego dnia Selkirk trafi do szpitala? No i co z Yolande Prince? Przecież nie współdziałałaby z kimś, kogo obwiniono za śmierć jej męża.
– Masz rację – przyznała ostrożnie.
Mike miał też jeszcze inne wątpliwości.
– I niby jak udało jej się dostać na pierwsze piętro i zamordować Yolande? Przecież w jej bloku nie ma windy – dodał, a oczy mu pociemniały z emocji. – Oboje widzieliśmy zwłoki. Osoba na wózku inwalidzkim na pewno nie dałaby rady jej udusić.
Читать дальше