Na początku każdego śledztwa towarzyszyły im silne emocje i wiara w siebie, podczas odpraw padała niejedna żartobliwa uwaga, ale z czasem musieli schylić głowę przed przeciwnościami losu i pogodzić się z rzeczywistością. Nie mogli przecież ciągle pracować po godzinach, bo już po tygodniu byli przemęczeni, a niezadowolenie ich rodzin powodowało jeszcze większy stres.
Kiedy ostatni policjant wyszedł z sali, Joanna zwróciła się do Mike’a:
– A ty weź sobie wolne i idź na siłownię.
Otworzył usta, by zaprotestować, ale powstrzymała go, dotykając jego ramienia. Miała swój plan i przez resztę dnia nie potrzebowała jego towarzystwa.
– Proszę cię, Mike – nalegała. – Musisz uwolnić trochę energii. A ja w tym czasie zajmę się sprawą Frosta.
W teczce z aktami sprawy śmierci Michaela Frosta było zaledwie kilka kartek: po krótkim, oficjalnym śledztwie uznano, że należy wykluczyć, jakoby śmierć pacjenta nastąpiła z przyczyn innych niż samobójstwo wywołane chorobą psychiczną. Była tam też udokumentowana opinia psychiatry, który pisał o jego kryzysie i załamaniu nerwowym po długotrwałej opiece nad chorą żoną. Pisał też, że samobójstwo pacjenta było wielkim szokiem i tragedią i że pacjent w takim stanie powinien był znaleźć się pod specjalną opieką.
Czytając te banały, Joanna uśmiechała się półgębkiem. Dalej napisane było, że w przypadkach silnej depresji bardzo trudno jest odwieść pacjenta od samobójstwa i że los osoby cierpiącej na depresję jest już przesądzony. Oddział psychiatryczny mieści się na pierwszym piętrze, czytała. W oknach znajdują się kraty. Pracują tam trzy wykwalifikowane pielęgniarki, a w razie potrzeby jest ich więcej. Zostawianie chorych psychicznie pacjentów pod opieką osób nie mających odpowiedniego przygotowania medycznego jest niedopuszczalne. Energicznym ruchem Joanna położyła te kartki na biurku. Idealne wytłumaczenie, pomyślała, ciekawe tylko, co się za tym kryje.
Przejrzała raport patologa: Frost miał rozległe obrażenia głowy, klatki piersiowej i miednicy i złamał obie nogi.
Yolande na pewno poczuła się fatalnie, kiedy to wszystko usłyszała, uznała w duchu Joanna.
Jej uwagę przykuło jedno zdanie: u pacjenta nie stwierdzono wcześniej tendencji samobójczych.
Jeszcze raz przejrzała raport z sekcji zwłok, ale nie znalazła żadnych dokumentów analizy toksykologicznej. A więc jeśli – jak twierdzi O’Sullivan – Yolande rzeczywiście nie podała pacjentowi leku, to nikt oprócz ich dwojga o tym nie wiedział.
Ciekawe tylko, co było w tym liście – zastanawiała się Joanna.
Ta myśl nie dawała jej spokoju.
Do kogo był zaadresowany? Czy na pewno do chorej żony? Czy Yolande się go pozbyła?
Na spodzie leżał raport z przesłuchania pracowników szpitala. Była tam cała masa krytycznych uwag pod adresem Yolande Prince: że nie miała prawa rozmawiać z pacjentem na oddziale psychiatrii, że świadoma ciężkiego stanu psychicznego pacjenta powinna była wezwać pomoc, że miała obowiązek skontaktować się z inną dyżurną pielęgniarką, że nie sprawdziła, czy okno w łazience było zamknięte i zabezpieczone. O krześle nie wspomniano.
W sumie raport zawierał czternaście krytycznych uwag pod adresem tej jednej pielęgniarki i Joannie zrobiło się jej żal.
Wszystko wskazywało na to, że Yolande była kozłem ofiarnym. Zrzucono na nią całą winę za śmierć pacjenta. Została opluta i znieważona, zaszczuta przez miejscowych dziennikarzy, dopóki sprawa nie ucichła.
Ucichła? Ta sprawa nigdy nie ucichnie, zganiła samą siebie. Dziennikarze mają długą pamięć.
Wykręciła numer do mieszkania Matthew.
– Słuchaj, co jest przyczyną depresji?
Wybuchnął śmiechem.
– Jesteś niemożliwa, Joanno! Najpierw odwołujesz nasze spotkanie, a potem dzwonisz na drugi dzień i zamiast mnie przeprosić i zaproponować jakiś wspólny intymny wieczór, wypytujesz mnie o depresję?!
– To dlatego, że cię kocham – odparła. – I wiem, że zawsze mogę na tobie polegać, bo nie ma takiej rzeczy, której byś nie wiedział.
– Hmm – mruknął. – Depresja to ostatnio gorący temat. Według najnowszej teorii depresja nie ma żadnej konkretnej przyczyny, może być jedynie skutkiem jakichś życiowych wydarzeń – stwierdził tonem naukowca, który hołduje logicznemu myśleniu i precyzji języka. – Ale najgorsze jest to, że rodzina chorego rzadko kiedy zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. U osób z depresją każdy najmniejszy problem urasta do rozmiaru tragedii. Depresja powoduje skłonność do przesady, co tylko pogarsza sprawę. To jest jak błędne koło.
– A czy każdy samobójca już wcześniej próbował odebrać sobie życie?
– Nie zawsze.
– Okej, dzięki.
– A co twoje śledztwo ma wspólnego z depresją?
– Całkiem sporo – ucięła. – A przynajmniej tak mi się wydaje.
– I jak sobie radzisz?
– Chyba wreszcie zaczynam coś z tego rozumieć – przyznała powoli.
– Mam po ciebie przyjechać? Odwiozę cię do domu.
– Nie, dzięki – odparła niepewnie. – Jesteś kochany, ale dam sobie radę. Czeka mnie jeszcze sporo pracy, a jutro rano muszę wcześnie wstać. Ktoś na pewno mnie podwiezie.
– Tylko nie przesadzaj z tą pracą.
Wzruszyła się jego troskliwym tonem. Oczami wyobraźni ujrzała, jak jego poważna, męska twarz nagle przybiera czuły, delikatny wyraz. Milczała, a Matthew, który intuicyjnie wyczuł jej nastrój, odczekał chwilę, zanim zadał jej kolejne pytanie.
– Obiecałaś mi wspólny wyjazd, pamiętasz?
– Jasne, że pamiętam – odparła.
– Obiecaj mi jeszcze, że zastanowisz się nad tym, co ci proponowałem – poprosił cicho.
– Dobrze, obiecuję.
– To świetnie – odparł, wyraźnie zadowolony. – Do zobaczenia wkrótce.
– Na razie.
Joanna miała szczęście. Na komendzie zastała posterunkową Critchlow, która tego wieczoru pełniła dyżur. Stała przy automacie z kawą i rozmawiała z dyżurnym sierżantem.
– Wybacz moje feministyczne podejście – zagadnęła, a Dawn Critchlow spojrzała na nią pytająco. – Potrzebuję kogoś do towarzystwa.
– A Korpanski?
Joanna pokręciła głową.
– To musi być ktoś nieco bardziej subtelny, najlepiej kobieta.
– Umieram z ciekawości – szepnęła Dawn i zdjęła z tablicy kluczyki do wozu. – To dokąd jedziemy?
– Na Emily Place czternaście.
Co kierowca, to inny styl jazdy, myślała Joanna w drodze. Mike zbyt gwałtownie naciskał gaz i klął jak szewc, za to Dawn Critchlow sprawiała, że wóz sunął równo jak wodolot.
Na Emily Place było pusto, w oknach wisiały ciasno zaciągnięte zasłony. Widocznie w ten szary, zimny wieczór mieszkańcy zaszyli się w swoich domach, siedząc w przytulnym cieple przed telewizorami. Nic dziwnego, że nikomu nie chciało się wyściubić nosa na zewnątrz. Joanna i Dawn ruszyły betonową ścieżką, wymijając skorodowane auto. Z domu Carterów dobiegały odgłosy telewizora.
– Ładnie tu – zauważyła Dawn. – Mam pójść z panią czy zaczekać?
– Chodź ze mną – poprosiła Joanna. – Chcę, żebyś była świadkiem tej rozmowy.
Zapukała i Andy Carter otworzył drzwi. Zmierzył obie kobiety wrogim spojrzeniem.
– To znowu wy?! – zdziwił się. – Już raz tu byliście i wszystko wam powiedzieliśmy. Miałem nadzieję, że więcej się nie zobaczymy. – Jego grdyka poruszała się nerwowo na chudej szyi. – I grubo się jednak pomyliłem – dodał, cofając się do tyłu, a Joanna i Dawn weszły do środka.
Ann Carter leżała na sofie i oglądała telewizję. Na widok funkcjonariuszek podniosła leniwie głowę.
Читать дальше