Priscilla Masters
Nietypowa sprawa
Śledztwo prowadzi Joanna Piercy 04
Tytuł oryginału: AND NONE SHALL SLEEP
Przekład: AGNIESZKA KLONOWSKA
Po raz pierwszy usłyszał to od matki. Bawił się wtedy w ogrodzie, gdzie zastawiał pułapkę na małego drozda – niby nic wielkiego, zwyczajna, banalna zabawa. Zajęty wysypywaniem ziaren w linię prowadzącą prosto do wnętrza glinianego dzbanka, nawet nie zauważył, że stoi oparta o drzwi. Dopiero na dźwięk jej głosu odwrócił głowę.
– Tony – zaczęła łagodnym, pełnym smutku tonem. – Czy ty naprawdę nie masz litości?
Wtedy jeszcze nie rozumiał jej słów. Dopiero teraz, po dwudziestu latach, potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
Litość… Nigdy w życiu nie odczuwał czegoś podobnego, choć czasem targały nim różne emocje – jak wtedy, gdy ptak uciekł i nie udało mu się go złapać. Potrafił też odczuwać gniew.
I znał uczucie podniecenia, które towarzyszyło mu zawsze, gdy obmyślał swój plan. To było niezwykle ekscytujące: rozsypać podstępnie ziarno i zwabić ptaka prosto do pułapki. O tak, wabienie ofiar w ustronne miejsca zawsze budziło w nim silne emocje.
A potem upajał się ich strachem. Uwielbiał patrzeć na ich przerażone twarze, gdy wiedzieli już, że czeka ich niechybna śmierć. Czasem pozwalał im pomodlić się ten ostatni raz, a silnie wierzących zachęcał nawet, by prosili Boga o przebaczenie. Może to był właśnie przejaw litości. Wiedział też, co to pogarda. Nauczył się tego w pracy.
Najbardziej gardził ludzką podłością. Do brudnej roboty to każdy chętnie cię zatrudni, myślał, wydymając pogardliwie wargi, ale jak przychodzi do wynagrodzenia, wtedy zaczyna się całkiem inna gadka. Widocznie jego pracodawcy nie zdawali sobie sprawy, ile kunsztu i wytrwałości wymaga jego praca. Musiał być zwinny, czujny i przebiegły niczym lampart polujący na zebrę. Ale gdy przypomniał sobie swoje ostatnie zlecenie, oczy zabłysły mu gniewem.
– Jak można chcieć więcej za coś, co zabiera zaledwie krótką chwilę? – dziwili się.
Z trudem powstrzymywał się, by nie wybuchnąć.
– Krótką chwilę? Czy wy nic nie rozumiecie? Zaplanowanie takiej roboty zajmuje mi ładnych parę dni. Trzeba obmyślić plan, wybrać czas i miejsce – dodał surowym tonem, bo tak trzeba z klientami. – Macie do czynienia z prawdziwym fachowcem.
Obserwowała go, jak rozdzierał kopertę, wyraźnie zaciekawiony.
– Co to, Jonathan? – spytała, zerkając na niego niespokojnie. – Jonathan? – powtórzyła.
Siedział przy stole i wpatrywał się w kartkę papieru. Sama wręczyła mu ten list w białej kopercie ze starannie wydrukowanym adresem. Odetchnęła z ulgą: całe szczęście, że to nie kolejny rachunek. Uspokojona, podała mu kopertę, nie pamiętając o przeszłości. Po chwili posmarowała masłem jeszcze jedną grzankę i sięgnęła po słoiczek z dżemem, a gdy podniosła wzrok, ujrzała jego pobladłą twarz.
– Jonathan? – powtórzyła.
Wyciągnął rękę z kartką papieru. Jego twarz wydała się nagle bardziej zmęczona, wymizerowana i mocno zryta szarawymi bruzdami.
Zmieszana, sięgnęła po kartkę.
– Znowu z policji? – spytała, ale on pokręcił tylko głową i wsunął palce za kołnierz, jakby chciał rozluźnić jego ucisk.
Spokojnie założyła okulary i zerknęła na papier. Przeczytanie wiadomości zajęło jej sekundę: na kartce widniało jedno krótkie, lakoniczne zdanie. Obróciła ją raz, potem drugi i parsknęła śmiechem.
– To chyba jakaś reklama. No cóż, trafili pod zły adres.
Jonathan Selkirk przymknął powieki i po chwili ciężko je uniósł. Miał bardzo jasne oczy. Żona obserwowała go, nie kryjąc zdziwienia.
– Ktoś sprytnie to sobie wymyślił – dodała, wyciągając rękę z kartką. – Ciekawe tylko, po co.
– Coś ty powiedziała? – wyjąkał, wpatrując się w papier w jej dłoni. – Reklama? – Na jego twarzy pojawiła się złość. – Aleś ty głupia. Jaka to reklama, skoro nie ma tu żadnej nazwy firmy? – wysapał, wciągając gwałtownie powietrze świszczącymi wdechami. – Komu przyszłoby do głowy rozsyłać jakieś gówniane ulotki o testamencie, a w dodatku do mnie, prawnika? Zawsze mówiłem, że nie masz ani krzty oleju w głowie. Nigdy w życiu nie widziałem tak głupiej baby.
Ale jego żona zareagowała bardzo spokojnie. Zdjęła okulary, położyła je na stół.
– Nie musisz zaraz mnie obrażać, Jonathan – odparła niewzruszonym tonem. – Ludzie mają dziś różne pomysły. Może to naprawdę reklama. – Zerknęła znów na kartkę, uśmiechnęła się i odłożyła ją na stół. – Daj spokój, nie przejmuj się tym. Najlepiej od razu wyrzuć to do śmieci.
Spojrzał na nią gniewnie.
– Mówisz, że mam się nie przejmować, tak? – spytał.
Skinęła głową.
– Może i masz rację – odparł chrypliwie.
Zasiedli z powrotem do śniadania. Ona dokończyła grzankę, a on sączył powoli herbatę. Po chwili jego wzrok znów padł na kartkę papieru.
– Słuchaj, przecież to nic innego, tylko pogróżki – wysapał, oddychając z trudem. – Ktoś wyraźnie mi grozi… I nawet się domyślam, kto za tym stoi – dodał.
Jego żona przeżuła grzankę.
– A niby kto? – spytała po chwili.
– Sama się domyśl.
– A skąd mam wiedzieć? – zdziwiła się, pocierając palcem podbródek.
Nic nie odpowiedział, tylko patrzył na nią, poirytowany.
– Och, naprawdę myślisz, że to tamci? – zaśmiała się po chwili. – Teraz to ty jesteś niemądry, a w dodatku masz jakąś obsesję. Przecież to było dawno temu, wszystko poszło już w niepamięć, zostało wybaczone i zapomniane.
– Ha! – parsknął Jonathan, wykrzywiając usta. – Tylko głupcy są naiwni – odparł. – Niektórych rzeczy się nie wybacza i nie zapomina, Sheila. Tacy jak oni mają długą pamięć, a przy tym są cholernie sentymentalni – wysapał. – Lubią używać takich frazesów jak „stare grzechy mają długie cienie” i inne podobne bzdury.
Jego żona podniosła się z miejsca.
– Nieprawda – skwitowała, a jej ciemne oczy popatrzyły łagodnie. – Nie masz racji. Ci sentymentalni głupcy tylko zamącili ci w głowie. Zaraz zmizerniałeś – dodała z uśmiechem. – Powinieneś uznać ten list za zwykły kawał.
Jonathan spurpurowiał na twarzy.
– Co? Też mi kawał! – wybuchnął i uderzył otwartą dłonią w list. – To nie jest śmieszne, to przerażające – dodał, a twarz wykrzywiła mu się z bólu.
Słysząc wibrujący turkot nadjeżdżającej z tyłu ciężarówki, inspektor Joanna Piercy zjechała rowerem jak najbliżej krawężnika i pochyliła głowę do przodu, czekając na silny podmuch. Ogłuszający łoskot silnika dudnił coraz bliżej i nagle jadąc przed tym ogromnym pojazdem, Joanna poczuła się mała i bezbronna. Ciężarówka nadciągała coraz szybciej, była tuż za nią, gotowa wyprzedzić rower i już po chwili zrównała się z nim. Joanna zerknęła przez prawe ramię: jej wzrok przykuły masywne koła, obracające się tak gwałtownie, jakby miały wytworzyć pole magnetyczne. Pochyliła się nad kierownicą jeszcze niżej.
To, co wtedy nastąpiło, stało się nagle, szybko i bez ostrzeżenia. Jakaś wystająca część ciężarówki uderzyła ją tak silnie, że Joanna straciła równowagę i spadła z roweru na twarde podłoże. Usłyszała brzęk upadającego roweru. Poczuła przeszywający ból w ręce. Przez chwilę leżała bez ruchu, dysząc ciężko, targana bólem na całym ciele, szczególnie w ramieniu.
Читать дальше