– Zerknąłeś już ten parking, Mike?
– Tak, ale nic nie znalazłem – odparł ponuro. – Facet po prostu zapadł się pod ziemię.
– A dokąd prowadzą ślady krwi?
– Właśnie na parking.
Pochylając się nad ziemią, ruszyli za czerwonymi śladami. Były wyraźnie widoczne na kamiennych płytach i ciemniejsze nawet od asfaltowej powierzchni parkingu.
– A więc ktoś po niego podjechał i w tym miejscu Selkirk wsiadł do auta.
– Czy raczej został wepchnięty – poprawił ją Mike.
– I naprawdę nikt nic nie widział ani nie słyszał?
– Z tego, co wiem, to nie.
– Nic nie rozumiem – irytowała się. – Skoro Selkirk chciał ze sobą skończyć, to po co ściągnął samochód? I kto po niego przyjechał – ktoś znajomy czy taksówkarz? Bo jeśli nawet coś dręczyło go do tego stopnia, że chciał się zabić… – przerwała, spoglądając na złowrogie, ceglane mury starego budynku w stylu wiktoriańskim – to dlaczego po prostu nie zrobił tego tutaj? Po co uciekać ze szpitala? Słuchaj, a może Selkirk był z kimś w zmowie? – spytała, patrząc na Mike’a. – Może żona nie chciała go zabrać i poprosił przyjaciela, żeby przyjechał po niego i zawiózł go do domu. Równie dobrze mógł to być ten Rufus Wilde, jego partner z kancelarii… A jeśli ktoś chciał go porwać – dodała – to dlaczego właśnie stąd? Z domu czy z pracy byłoby o wiele łatwiej, a w ośrodku zawsze kręci się cała masa ludzi, w dzień i w nocy, i zawsze jest większe ryzyko, że ktoś coś zauważy…
Joanna wzruszyła ramionami i skierowała się z powrotem do drzwi.
– No dobrze, pójdę porozmawiać z tą pielęgniarką – oznajmiła. – Jak ona się nazywa?
– Yolande Prince. Zaraz ci ją przyprowadzę.
Złamana ręka była coraz bardziej obolała i ociężała.
– Mike – szepnęła. – Jak skończę rozmawiać z tą Yolande, zawieziesz mnie do domu Selkirków. Chcę porozmawiać jeszcze z jego żoną.
Posłał jej szeroki uśmiech i skinął głową.
– Jasne – odparł. – Będę twoim osobistym kierowcą.
Patrzyła, jak jego masywna postać oddala się korytarzem i znika za drzwiami, po czym zmierzyła wzrokiem wysoki budynek. Szpital powinien być schronieniem, pomyślała. Bo gdzie człowiek ma się czuć bezpieczny, jeśli nie tutaj? Pielęgniarka Yolande Prince była tęgą młodą kobietą o szczerym spojrzeniu niebieskich oczu i ciemnych, krótko ściętych włosach. Bladość i zmęczenie na jej twarzy świadczyły o tym, że miała ciężką noc. Siadając, ziewnęła szeroko i natychmiast zasłoniła usta dłonią.
– O rany – jęknęła. – Przepraszam, ale ta noc naprawdę była fatalna. – Spochmurniała i utkwiła wzrok w podłogę. – Chyba prześladuje mnie jakiś pech.
Mike odchrząknął.
– Zadamy pani tylko kilka pytań – oznajmił. – Potem będzie pani mogła już odpocząć.
Przeżycia zeszłej nocy wyraźnie ją zmęczyły. Gdy podniosła wzrok na Joannę, ta od razu dostrzegła jej szarą, kiepską cerę.
– Nieźle mi się za to dostanie – przyznała. – Ale znajdziecie go. Na pewno nic mu nie jest – dodała, wodząc wzrokiem po ich twarzach. – To pewnie zwyczajny zanik pamięci…
– Chcę tylko wiedzieć, co się wydarzyło zeszłej nocy – przerwała jej Joanna.
Uporczywy ból w złamanej ręce sprawiał, że powoli traciła cierpliwość. Pragnęła tylko napić się mocnej kawy i zażyć aspirynę.
– Miała pani wtedy dyżur, tak? O której go pani zaczęła?
– O ósmej wieczorem – odparła pielęgniarka, marszcząc brwi. – Miało być nas czworo, bo zwykle dyżurujemy parami – dodała, rozżalona. – Ale pech chciał, że Robbie się rozchorował… – Spojrzała gniewnie na Joannę. – Gdyby Robbie był w pracy, to pan Selkirk na pewno nie zwiałby nam z ośrodka.
– A skąd pani wie, że pacjent uciekł? – wtrąciła szybko Joanna. Yolande zamrugała.
– No, to chyba oczywiste. Przecież nikt go nie porwał, inaczej na pewno zacząłby krzyczeć, nie?
Mike zerknął przelotnie na Joannę.
– Sęk w tym, że na razie nic nie wiemy – rzuciła cierpko Joanna. – Nie mamy czasu na zgadywanki, zbieramy tylko fakty. – Patrząc na zmęczoną twarz pielęgniarki, wysiliła się na uśmiech. – Oby tylko pan Selkirk znalazł się cały i zdrowy. Miejmy nadzieję, że to tylko chwilowy zanik pamięci – dodała, w duchu sama w to nie wierząc. – No, ale wróćmy jeszcze do zeszłej nocy. A więc dyżur miały tylko trzy osoby, tak?
Yolande skinęła głową.
– Było nam bardzo ciężko – ciągnęła. – Trzy osoby na osiemnastu pacjentów, w tym kilku ciężko chorych. – Spojrzała rozpaczliwie na Mike’a. – Nie mieliśmy czasu zająć się panem Selkirkiem.
Joanna pochyliła się naprzód.
– A czy Jonathan Selkirk cierpiał na jakieś zaburzenia?
Pielęgniarka zrobiła zdziwioną minę.
– Nie rozumiem…
– Czy miał gorszy nastrój albo stany depresyjne?
To pytanie wyraźnie ją poruszyło. Przerażona, spoglądała to na Joannę, to na Mike’a.
– Nie wiem – wyjąkała. – Trudno powiedzieć, czy miał depresję… Chyba nie – dodała, przymykając zmęczone powieki. – Chociaż w sumie był trochę przygnębiony – przyznała po chwili, podnosząc wzrok. – Ale po zawale to chyba normalne, nie?
Oboje natychmiast jej przytaknęli, a Joanna postanowiła zmienić temat.
– No dobrze, a czy sprawiał wrażenie kogoś, kto boi się zostać w ośrodku? A może nalegał na powrót do domu?
Yolande zaprzeczyła, kręcąc głową.
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– To może coś go gnębiło?
– A skąd mam wiedzieć? – nachmurzyła się. – Naprawdę nie mam pojęcia. Nawet go nie znałam. Może z natury był smutasem.
– Czy to na pewno był zawał?
– No jasne – odparła i zamilkła na chwilę. – A cóżby innego? – dodała po chwili. – EKG i ciśnienie miał w normie, tylko cały zsiniał i bardzo kiepsko się czuł.
– A rozmawiała pani z nim?
Pielęgniarka przytaknęła.
– I z jego żoną – dodała.
– A o której z nim pani rozmawiała?
– Około dziewiątej, kiedy podawałam leki.
– I co wtedy mówił?
– Skarżył się na ból, więc zapytałam, czy chce zastrzyk.
Joanna zerknęła na Mike’a. Po zastrzyku pewnie by zasnął, pomyślała.
– No i co?
– Nie chciał. Powiedział, że jakoś wytrzyma – odparła i zamyśliła się na chwilę. – Powinnam była dać mu ten zastrzyk. Od razu by zasnął i nawet nie próbowałby uciekać. To wszystko moja wina.
– Czy to lekarz przepisał mu te zastrzyki?
Yolande pokręciła głową.
– Nie, pan Selkirk dostawał je tylko na własne życzenie.
– I co jeszcze mówił?
Myślała przez chwilę.
– Prosił o telefon.
Joanna słuchała uważnie.
– I przyniosła mu pani?
– Nie, nie miałam czasu. Byliśmy strasznie zajęci.
– To może zaniósł mu go ktoś z innych dyżurujących?
Yolande Prince wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Musi pani ich zapytać.
Joanna postanowiła zrobić to później i zmieniła temat.
– A kiedy widziała go pani po raz ostatni?
– Właściwie to powinnam była zaglądać do niego co godzinę… – przyznała, zażenowana.
– Proszę posłuchać – przerwała Joanna, masując obolałe palce. – Nie jestem pani szefową i nie obchodzi mnie, jak wykonujecie swoje obowiązki. Wierzę, że mieliście wtedy mnóstwo pracy. Interesują mnie tylko i wyłącznie fakty. Muszę ustalić, ile czasu minęło, zanim zauważyliście, że Selkirk zniknął. Jasne?
Ale pielęgniarka była niepocieszona. Na jej twarzy malowało się jeszcze większe przerażenie.
Читать дальше