– Czuję się okropnie, jakby to była moja wina – przyznała, ściskając drżące dłonie. – Chyba prześladuje mnie jakiś pech. Pamiętam, jak w zeszłym roku…
– Proszę nie zmieniać tematu – przerwał jej Mike. – Interesuje nas tylko Jonathan Selkirk. Zależy nam, żeby jak najszybciej go odnaleźć.
– No więc zajrzałam do niego około dwudziestej trzeciej – ciągnęła powoli Yolande. – Wszystko było w porządku, pacjent już zasypiał. Spytałam, czy ból minął. Powiedział, że tak i że czuje się już lepiej, tylko jest bardzo zmęczony… Zamknęłam więc drzwi. – Przerwała i popatrzyła niechętnie na Joannę. – Pacjent był wyczerpany i musiał odpocząć, a na oddziale było dość głośno i przy otwartych drzwiach nie mógłby zasnąć. Powiedziałam mu jeszcze dobranoc i zamknęłam drzwi… Wtedy widziałam go po raz ostatni.
– I co się potem stało?
– Około czwartej nad ranem znów poszłam do niego zajrzeć. Chciałam zbadać puls i zmierzyć ciśnienie. Drzwi jego sali były uchylone… Pomyślałam, że widocznie ktoś z dyżurujących już tam był.
– A pytała ich pani o to?
Yolande pokiwała smutno głową.
– Tak, ale nikt do niego nie zaglądał. Uznali, że sama się nim zajmę.
– I co jeszcze pani pamięta?
– Na sali paliło się światło, pościel na łóżku była porozrzucana – odparła, wpatrując się w Joannę. – Sama pani widziała te pozrywane rurki. Nawet kroplówkę sobie wyrwał – dodała, wykrzywiając twarz. – Okropnie się przeraziłam i szybko zawołałam koleżanki. Myślałam, że może poszedł sam do toalety – ciągnęła, przygryzając paznokieć. – Przeszukaliśmy cały oddział, zaglądaliśmy dosłownie wszędzie, nawet do szafek – dorzuciła, siląc się na uśmiech. – I wtedy Gaynor zauważyła na podłodze ślady krwi. – Yolande popatrzyła bezradnie. Jej paniczny strach po części udzielił się Joannie i Mike’owi. – No i poszłyśmy za nimi. Prowadziły do wyjścia przeciwpożarowego. Wzięłyśmy latarkę i zobaczyłyśmy, że ślady prowadzą na zewnątrz. Wezwałam salową, a portierzy przeszukali teren wokół szpitala – mówiła, patrząc szeroko otwartymi oczami, w których malowało się przerażenie.
Nieprędko zapomni tę noc, pomyślała Joanna.
– Wołaliśmy go przez jakieś pół godziny, a potem salowa wezwała policję. Przyjechali bardzo szybko – dodała, siląc się na pochwały.
Mike skinął głową.
– Wezwanie przyszło około szóstej nad ranem, a więc byli tu w ciągu dziesięciu minut.
– Nic więcej nie wiem – podsumowała pielęgniarka. – Poza tym, że za to i za incydent z zeszłego roku pewnie mnie wyleją, i to wcale nie z mojej winy. – Podniosła się z miejsca. – Czy mogę już iść? – spytała, po czym ziewnęła szeroko, nie zasłaniając ust. – Jestem naprawdę wykończona.
– Jedną chwileczkę – rzuciła Joanna.
Mike zerknął na nią i gestem zaproponował jej coś do picia, spoglądając znacząco na jej gips.
Popatrzyła na niego z wdzięcznością.
– I przynieś mi jeszcze aspirynę – poprosiła, po czym zwróciła się znowu do pielęgniarki. – A ta sala obok?
Dziewczyna przetarła dłonią twarz. – Nie rozumiem…
– W sali obok było otwarte okno, tak?
– Owszem, było – odparła z naciskiem.
Joanna przyjrzała się jej uważnie, zanim zadała kolejne pytanie.
– A więc równie dobrze ktoś mógł dostać się tamtędy do środka i wejść do Selkirka bez waszej wiedzy?
Przerażona, pokiwała głową.
– A czy tamtej nocy słyszała pani odgłos nadjeżdżającego auta?
Yolande zamyśliła się.
– Słyszałam – przyznała. – To było około pierwszej w nocy. Wracałam właśnie z kuchni.
– I co to był za samochód?
– Nie wiem – odparła, marszcząc czoło. – Słyszałam tylko, jak podjechał i się zatrzymał. Myślałam, że ktoś podwiózł którąś z pielęgniarek do pracy. Nawet nie wyłączył silnika, jakby siedzieli w środku i całowali się na pożegnanie – dodała z uśmiechem.
– Nie wyjrzała pani przez okno?
Yolande pokręciła głową.
– Nie, poszłam na oddział do koleżanki.
– A słyszała pani, jak odjeżdżał?
– Nie pamiętam – odparła. – Tu ciągle ktoś przyjeżdża i odjeżdża. Nie zwracamy na to uwagi, chyba że słychać jakiś hałas czy pisk opon.
Joanna pokiwała głową.
Odpowiedź dziewczyny niewiele jej pomogła. Trzeba było jednak sprawdzić, czy któraś z pielęgniarek rzeczywiście przyjechała do pracy autem około pierwszej w nocy, w przeciwnym razie mógł to być samochód, którym wywieziono Selkirka z ośrodka.
Po chwili wrócił Mike z dwiema filiżankami kawy i podał Joannie kilka tabletek aspiryny.
– To dzięki uprzejmości salowej – oznajmił.
Joanna połknęła je, popiła rykiem kawy i przez chwilę siedziała w milczeniu.
– A o której wyszła jego żona? – spytała wreszcie.
Yolande zamyśliła się.
– Z tego, co pamiętam, to gdzieś około dwudziestej pierwszej – odparła. – Musiałam ją nawet cofnąć, bo chciała wyjść innymi drzwiami.
Mike zerknął ukradkiem na Joannę.
– Szła w przeciwną stronę – ciągnęła pielęgniarka i nagle uświadomiła sobie znaczenie swoich słów. – O rany, ja naprawdę nie chciałam…
– A więc poszła do wyjścia przeciwpożarowego?
Osłupiała Yolande skinęła głową.
– I chyba cieszyła się, że wreszcie może stąd wyjść – rzuciła po chwili, wyraźnie skrępowana i przygnębiona. – O Boże, znów palnęłam coś głupiego. Chodzi o to, że niektórzy pacjenci źle znoszą pobyt w szpitalu i winią za to swoich bliskich. – Uśmiechnęła się. – Sama pani rozumie, prawda?
– Niezupełnie – odparła Joanna, która nie była w nastroju do żadnych niedomówień. – A więc Jonathan Selkirk był dla żony utrapieniem?
– Utrapieniem? To za mało powiedziane. Źle ją traktował – wyjaśniła, wpatrując się w podłogę. – Był bardzo niemiły – dodała, rzucając Joannie wyniosłe spojrzenie. – Ale pacjenci nie muszą być mili – podsumowała, przecierając dłonią czoło. – Ja czuję się naprawdę fatalnie. To był chory człowiek, a ja miałam się nim opiekować. To wszystko moja wina.
– Okej, dziękuję – rzuciła na koniec Joanna. – Teraz już może pani jechać do domu i odpocząć.
Na twarzy pielęgniarki malowało się uczucie głębokiej ulgi.
Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, Joanna zwróciła się do Mike’a.
– Dopilnuj, żeby ktoś od nas przesłuchał pozostałe osoby z dyżuru. Później sama z nimi porozmawiam. Zadajcie im kilka ogólnych pytań: w jakich godzinach dyżurowali, czy widzieli i słyszeli coś podejrzanego. Może ktoś z nich wie, czy Selkirkowi udało się wtedy skorzystać z telefonu. – Skrzywiła się, sycząc bólu, który przeszywał złamaną rękę od palców aż po ramię. – No, na mnie j czas. Zawieź mnie do Selkirków. Muszę pogadać z jego żoną.
Wstała i rozejrzała się po pokoju pielęgniarskim. Wyglądał dość obskurnie: na gołej, obdrapanej podłodze stało wielkie, dębowe, zawalone papierami biurko, pośrodku królował komputer, a obok trzy zielone aparaty telefoniczne, z których żaden nie dzwonił. Prowincjonalny ośrodek zdrowia przypominał stary, państwowy szpital z elementami nowoczesnej kliniki.
Mike podszedł do okna, oparł swoje ogromne dłonie o kaloryfer, popatrzył na parking, otoczony starannie skoszonym trawnikiem.
– Ciekawe, gdzie on się podział – zastanawiał się głośno. – Jak to się stało, że nikt go nie widział? No i po co w ogóle porywać człowieka ze szpitala? – Odwrócił się do Joanny. – To wszystko wydaje mi się takie jakieś… bez sensu – wykrztusił, nie mogąc znaleźć lepszego słowa.
Читать дальше