Piętro niżej leżał Jonathan Selkirk, który próbował się uwolnić od towarzystwa własnej żony.
– Nie musisz tu siedzieć. Pielęgniarki się mną zajmą – rzekł, przyglądając się jej, jak pakuje jego rzeczy do małej walizki.
– Zabiorę je do domu, kochanie.
– Naprawdę nie musisz tu siedzieć – powtórzył. – Idź już i zostaw mnie w spokoju, proszę cię – dodał, poirytowany.
– Dobrze, zaraz sobie pójdę. – Popatrzyła na niego dziwnie, obrażonym wzrokiem. – Wtedy odpoczniesz sobie ode mnie. Wpadnę jeszcze dziś wieczorem zobaczyć, jak się czujesz. No, to na razie – rzuciła z uśmiechem. – Muszę jeszcze coś załatwić. Zadzwonię do biura i powiem im, co się stało.
– Nie trzeba, sam to zrobię.
Pochyliła się nad nim.
– Pamiętaj, co powiedział lekarz: nie wolno ci się denerwować.
Wieczorem znów przyszła, tym razem na dłużej. Krzątała się po sali, przyglądając się urządzeniom, do których go podłączono.
– Ciekawe, do czego służą – zastanawiała się. – Po co to wszystko? – Zerknęła na butelkę z przezroczystym płynem, skąd plastikowa rurka prowadziła prosto do jego ramienia.
Jej mąż spojrzał niechętnie na monitor.
– Nie zasnę przy tym, jeśli to będzie pikać mi nad uchem przez całą noc.
Sheila Selkirk zaczęła manipulować przy przyciskach.
– Dopóki nie włączy się alarm, to nie masz się co martwić.
Po chwili aparat wydał głośny, wysoki dźwięk i natychmiast pojawiła się pielęgniarka. Popatrzyła na Jonathana, nacisnęła jakiś guzik, by wyłączyć alarm, i zmierzyła Sheilę Selkirk surowym spojrzeniem.
– Proszę niczego nie dotykać – nakazała. – Aparatura jest nastawiona.
Sheila odprowadziła ją wzrokiem.
– To wszystko służy chyba do ratowania życia – podsumowała.
Po twarzy Jonathana przebiegł grymas bólu i przerażenia. Przeszkadzała mu obecność żony, jej nerwowe ruchy, jej dotyk.
Wreszcie zebrała się do wyjścia. Pocałowała go lekko w policzek.
– Dobranoc, kochanie – rzuciła. – Do zobaczenia później.
Dopiero gdy wyszła i zamknęła za sobą drzwi, nagle uświadomił sobie, że Sheila zabrała mu ubranie i zostawiła tylko piżamę, kapcie i szlafrok. Poczuł się uwięziony. Brzęczykiem wezwał pielęgniarkę i poprosił o telefon, ale ta spojrzała na niego niepewnie i mruknęła pod nosem, że powinien raczej odpocząć.
– Niech pani przyniesie telefon! – warknął, ale pielęgniarka wyszła i został zupełnie sam.
Tymczasem na korytarzu Sheila Selkirk rozmawiała z inną z pielęgniarek.
– To zawał, prawda? – pytała uparcie. – Lekarz sam mówił, że to zawał – dodała, zaciskając palce na swej czarnej, płóciennej torbie.
Pielęgniarka patrzyła na nią, zdziwiona.
– Tak, ale to jeszcze nic pewnego – odparła. – Wyniki będą dopiero jutro.
– Jutro? – Sheila Selkirk pokiwała głową.
Pielęgniarka położyła jej dłoń na ramieniu.
– Musimy mieć pewność – uspokoiła ją. – Proszę się nie martwić.
Twarz Sheili przybrała surowy wyraz.
– Wcale się nie martwię – rzuciła.
Pielęgniarka posłała jej serdeczny uśmiech.
– Żony zawsze tak mówią.
Sheila popatrzyła na nią pytająco.
– Na początku każda, która przychodzi tu do męża, znosi to bardzo dzielnie – wyjaśniła tamta.
– Aha – mruknęła Sheila, po czym odwróciła się i ruszyła korytarzem.
– Nie tędy – zawołała za nią pielęgniarka. – Wyjście jest z drugiej strony.
– Ale, tu jest napisane… – Sheila wskazała na tabliczkę z napisem „wyjście”.
– Tam są schody przeciwpożarowe – wyjaśniła pielęgniarka.
Gdy znów otworzyła oczy, Matthew nadal był z nią. Nie siedział już na krawędzi łóżka, tylko stał przy oknie, odwrócony tyłem do niej. Joanna leżała bez ruchu, obserwując delikatne ruchy jego barczystych ramion i jasne, lekko zmierzwione włosy. Rzadko kiedy miała okazję przyglądać mu się ukradkiem, kiedy tak stał spokojnie, nieświadomy jej spojrzenia, dlatego upajała się tą chwilą, leżąc cicho i obserwując go spod przymrużonych powiek. Miała nadzieję, że Matthew zdąży się odwrócić, nim znów zapadnie w sen. I rzeczywiście: westchnął głęboko, palcami przeczesał nerwowo włosy, odwrócił głowę i napotkał jej wzrok.
– Już nie śpisz – zauważył z uśmiechem.
Przez chwilę stał i patrzył na nią, po czym dwoma dużymi krokami zbliżył się do jej łóżka, schylił się i pocałował ją w czoło.
– Witaj, moja Śpiąca Królewno – dodał, śmiejąc się. – Przespałaś ładnych parę godzin. Jest już późno, prawie dziewiąta. – Odkaszlnął i przysiadł na krawędzi łóżka. – Zdążyłem w tym czasie pójść do pracy i wrócić.
Uśmiechnęła się leniwie i objęła go za szyję zdrowym ramieniem.
– Czuć jeszcze od ciebie antyseptykami, Matthew.
Wziął głęboki oddech.
– Założyli ci metalową śrubę. Będzie bolało i przez parę tygodni będziesz nosić gips. – Uśmiechnął się nieśmiało. – Widziałem twój rentgen i chciałem ci to powiedzieć.
Zerknęła na rękę w gipsie.
– Od razu wiedziałam, że jest złamana. Nie musiałam czekać na rentgen.
Posłał jej szeroki uśmiech.
– No, no, mądrala z ciebie. Nie wiedziałaś tylko, że to wyglądało dość poważnie. Złamałaś obie kości, Jo – dodał łagodnie. – Całe szczęście, że skończyło się tylko na tym… Ale co się właściwie stało?
W pamięci wciąż miała rozpędzoną ciężarówkę i jej szybko obracające się koła, z których jedno musiało ją uderzyć.
– Chyba zahaczył mnie przejeżdżający tir.
Patrzył na nią ciepłym, ale poważnym wzrokiem błyszczących, zielonych oczu.
– Dzięki Bogu, że żyjesz. Tylko jak ty sobie teraz dasz radę?
Z trudem podniosła się i usiadła.
– Co masz na myśli?
Rozejrzał się po sali.
– No, wiesz… pranie, gotowanie. Przez jakiś czas nie będziesz mogła nawet prowadzić samochodu, a o rowerze możesz zapomnieć – dodał surowym tonem.
– Przecież zawsze mogę zabrać się z Mikiem.
– Nie będziesz mogła pracować – orzekł. – Potrzebujesz opieki.
– Spoważniała nagle.
– – Daj spokój, Matthew – odparła. – Na pewno jakoś sobie poradzę.
Westchnął głęboko.
– Naprawdę dam sobie radę – powtórzyła. – Wszystko będzie dobrze.
Zamilkł i długo siedział na krawędzi jej łóżka, patrząc na nią troskliwie. Wzięła go za rękę i ścisnęła.
– Dam sobie radę – powtórzyła stanowczym tonem.
Jęknął, zniecierpliwiony i zmarszczył czoło.
– Wiedziałem, że tak będzie – wybuchnął. – Mogłabyś przecież się do mnie wprowadzić – dodał nieśmiało. – Mam duże mieszkanie, zaopiekowałbym się tobą.
Joanna opadła na poduszkę.
– Sama nie wiem – odparła. – Chyba nie jestem jeszcze gotowa.
Matthew zacisnął wargi.
– Nie bądź niemądra, Jo.
– Mówię ci, że dam sobie radę – powtórzyła, wyraźnie poirytowana.
– No, zobaczymy – westchnął, pochylił się, ucałował ją w policzek i odgarnął jej włosy z czoła.
– A co z moim rowerem?
Skrzywił się.
– Był kompletnie zdezelowany, ale zawiozłem go do serwisu i powiedzieli, że jakoś naprawią.
– To świetnie – uśmiechnęła się.
– No, a teraz siostrzyczka da ci zastrzyk. Pośpij sobie jeszcze, Joanno, a ja wpadnę jutro z samego rana, zanim pojadę do pracy. – Zatrzymał się w drzwiach. – I proszę cię, rozważ moją propozycję – dodał, patrząc na nią czule. – Teraz jest najlepszy moment. – Uśmiechnął się wyniośle. – Wiesz, zawsze chciałem być niańką.
Читать дальше