Mike zesztywniał nagle.
– I dlaczego u Carterów brakuje na ścianie jednego z portretów Roweny.
Znów wzruszył ramionami.
– O rany, może po prostu trzeba było wymienić ramę albo szkło.
– Możliwe.
– Dlaczego sama ich o to nie spytasz?
– Chyba będę musiała – przyznała, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Pomyśl tylko, Mike, siedzimy nad tym już prawie cały tydzień, a tak niewiele wiemy.
– Ale przynajmniej mamy już Galliniego.
Joanna skrzywiła się.
– To Pugh go ma, a nie my. Gdy tylko tu przyjechała, od razu wiedziała, że to on. To już nie nasza zasługa.
Wyraźnie zasmucony spytał:
– No dobrze, to dokąd teraz?
– Do Selkirków. Złożymy im nieoczekiwaną wizytę.
Na podjeździe do domu Selkirków stały trzy samochody: jaguar Pritcharda, peugeot Sheili i stary citroen Justina. Joanna i Mike z trudem się przez nie przecisnęli.
– Wygląda na to, że facet gustuje w drogich cackach – zauważyła Joanna, muskając ręką jaguara.
– I wszyscy się nagle zjechali – dorzucił cierpko Mike. – Jakby jakaś rodzinna impreza. Do diabła, wierzyć się nie chce!
– Może mają jakąś naradę rodzinną.
Jesienne słońce oświetlało stary dom, odbijając się w oknach ciepłym radosnym blaskiem. Drzwi wejściowe były lekko uchylone. Mike zapukał lekko, po czym oboje weszli do środka.
W salonie rzeczywiście odbywała się narada rodzinna. Pritchard i Sheila siedzieli na sofie, Justin w kącie, Teresa przy pianinie, a mała Lucy na podłodze na samym środku pokoju. To właśnie ona pierwsza dostrzegła funkcjonariuszy. Popatrzyła na nich poważnym wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Wtedy Sheila Selkirk zauważyła jakiś ruch przy drzwiach i zdziwiona, odwróciła głowę.
– Chyba państwo nie słyszeli, jak pukaliśmy – odezwała się Joanna łagodnym tonem.
W pokoju zapanowała krępująca cisza. Wszyscy nagle zamarli jak na stopklatce.
Nie było słychać nawet oddechu dziecka.
Po chwili odezwał się Pritchard.
– Wybaczcie, ale… – zaczął, szykując naprędce jakieś kłamstwo, ale Sheila Selkirk, jak zwykle, nie owijała w bawełnę.
– Nie uwierzycie, co zrobił ten parchaty gnojek – rzuciła i nie czekając na reakcję, dodała: – Zaskarżę ten cholerny testament.
Joanna domyśliła się, o co chodzi.
– A więc Jonathan Selkirk zmienił testament? – spytała, przekonana, że tylko to mogłoby wyprowadzić Sheilę z równowagi.
Sheila Selkirk zerknęła na nią podejrzliwie.
– A skąd pani wie?
– Po prostu zgadłam.
O dziwo, następny odezwał się Justin, sapiąc ciężko przez nos.
– Nie dość, że ojciec ginie, brutalnie zamordowany, to teraz jeszcze kpi sobie z nas zza grobu – zajęczał, wyrzucając w górę ręce, aż dziecko się skuliło ze strachu.
– Może ktoś mi wreszcie wyjaśni, co się stało – wtrąciła szybko Joanna.
– Wie pani, komu ten podły drań zapisał wszystkie pieniądze? – spytała Sheila Selkirk.
Joanna uniosła brwi.
– Tej zarozumiałej, wytapetowanej zdzirze – syknęła. – Jakim prawem ta wredna, zakłamana dziwka przystawiała się do mojego męża! Niech ją tylko dorwę!
Mike zrobił krok naprzód.
– I co wtedy, pani Selkirk? Co jej pani zrobi?
Po raz pierwszy dostrzegli na jej twarzy zawahanie, jakby nagle zdała sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała. Szybko jednak się opanowała.
– Zaskarżę ten testament – powtórzyła. – Nic mnie nie obchodzi, że jej ojciec jest prawnikiem. Ja też znam się na prawie. – Zerknęła gniewnie na Joannę. – Proszę sobie wyobrazić, pani inspektor, że mój mąż zapisał wszystkie swoje pieniądze tej małej jędzy Wilde, która podaje się za jego kochankę. – Przerwała, rozglądając się po salonie. – Dzięki Bogu, że mam jeszcze rodzinę – dodała cicho z niespodziewanie dumną miną.
W tej samej chwili Teresa Selkirk ciężko podniosła się z miejsca, podeszła do Sheili, objęła ją ramionami i przytuliła policzek do jej twarzy.
Joanna miała wrażenie, że ogląda jakiś spektakl teatralny, w którym kiepscy aktorzy sztucznie odgrywają kochającą się rodzinkę. Wszystko to trąciło manipulacją. Tylko kto tu kim manipuluje, zastanawiała się w duchu.
Wtedy znów odezwał się Justin.
– Tyle ostatnio przeszliśmy – zaczął, ocierając ręką czoło. – Sami widzieliście, w jakich warunkach musiałem mieszkać z żoną i córką. Na szczęście mama zgodziła się, żebyśmy zamieszkali u niej – dodał.
Sheila przytaknęła ruchem głowy.
– A kiedy będzie już po wszystkim, Tony i ja weźmiemy ślub – oznajmiła, spoglądając czule na Pritcharda.
Ten spuścił wzrok na podłogę.
– Najpierw zabójca pani męża musi stanąć przed sądem – wtrąciła Joanna. – Dopiero wtedy będzie po wszystkim, pani Selkirk – dodała, wyraźnie zadowolona, bo zwracanie się do Sheili po nazwisku sprawiało jej dziwną przyjemność.
Sheila Selkirk uśmiechnęła się wyniośle.
– Podobno już go macie. To jakiś Włoch, prawda?
– Tak, pani Selkirk, ale nie mamy jeszcze tego, kto go wynajął – odparł Mike. – No i wciąż szukamy zabójcy Yolande Prince.
– No tak, to ta pielęgniarka – rzuciła Sheila, znudzona.
– Właśnie – zauważyła Joanna.
W oczach Sheili przemknął jakiś dziwny błysk. Przełknęła nerwowo ślinę.
– Ale przecież – zaczęła, poirytowana – sami widzieliście ten list, który przyprawił Jonathana o zawał. Już przedtem takie dostawał. Chodziło o tę biedną dziewczynkę, którą kiedyś potrącił – przyznała, a pozostali skinęli zgodnie głowami.
– Badamy każdy ślad – zapewniła Joanna spokojnie. – A skoro już tu jestem, to muszę zadać państwu to pytanie: gdzie byliście w zeszły wtorek?
– W domu – odparła Sheila. – Sama pani dobrze wie, że siedziałam tu przez cały dzień i czekałam na wiadomość o mężu. – Słowa przychodziły jej z trudem.
– A pan, panie Selkirk?
– Byłem w pracy. Widziało mnie tam wiele osób.
– Na przykład kto? LouLou? – spytał Mike, nie mogąc opanować uśmiechu.
– Ona i parę innych osób – odparł wyniośle.
A więc edukacja w prywatnych szkołach nie poszła na marne, podsumowała w duchu Joanna. Justin Selkirk miał w sobie coś z despoty. Po raz drugi Joanna dostrzegła w nim jego ojca i znów doznała tego samego niemiłego wrażenia co przedtem.
Teresa strząsnęła do popielniczki popiół z papierosa.
– Ja byłam wtedy w szpitalu na badaniach – dorzuciła cicho.
– A o której miała pani te badania, pani Selkirk?
– O jedenastej, ale przeciągnęły się na cały dzień. Proszę spytać położnej. – Zdusiła papierosa i posłała funkcjonariuszom tajemniczy uśmiech.
– A pan, panie Pritchard?
Zaśmiał się, zażenowany.
– Grałem w golfa. Najpierw jedna partia, potem lunch i następna partia. Mam na to wielu świadków.
Joanna zmarszczyła czoło. Ciekawe, jak ten Tony Pritchard zarabia na życie, pomyślała.
– A dlaczego pyta pani o wtorek, skoro mój mąż został porwany ze szpitala w poniedziałek wieczorem? – dociekała Sheila.
– We wtorek rano zamordowano pielęgniarkę – wtrącił Mike. – To było krótko po tym, jak z nią rozmawialiśmy.
Joanna przyjrzała się ich twarzom. Wszyscy patrzyli na nią wyczekująco, czujni jak lisy, które słyszą w dali jazgot psów gończych i są gotowe w każdej chwili rzucić się do ucieczki. Nawet mała Lucy podniosła się z miejsca i stała, pochylona lekko do przodu, jakby czekała na jakiś sygnał.
Читать дальше