Cała izba wyglądała jak jeden kłąb ludzkich istot. W górze na estradzie: tuziny panów w czarnych frakach. Białe mankiety, świecące pierścienie. Dragoński 146 146 dragoński – przymiotnik od rzeczownika dragon, oznaczającego żołnierza formacji poruszającej się konno, a walczącej z reguły pieszo. [przypis edytorski]
mundur z szamerunkiem 147 147 szamerunek – ozdoba ubioru w postaci pętli grubej nici a. sznurka naszytych z przodu. [przypis edytorski]
. W głębi kapelusz damski ze strusimi piórami barwy łososiowej.
Poprzez sztachety poręczy – jak młody byczek – patrzył swoją wykrzywioną gębą – Lois. – Spojrzałem: zaledwie mógł się trzymać prosto. I Jaromir był w pobliżu i spoglądał niewzruszony w salę – oparłszy grzbiet ściśle o ścianę boczną, jakby go przytłoczyła jakaś niewidzialna ręka. Postacie nagle zatrzymały się w tańcu: gospodarz musiał im coś krzyknąć, co je przeraziło. Muzyka grała jeszcze, ale ciszej, nie dowierzała już sama sobie. Drżała. Czułeś to wyraźnie. A jednak był na twarzy gospodarza wyraz zdradzieckiej, dzikiej radości. —
– – – – U drzwi wchodowych 148 148 wchodowy – dziś popr.: wejściowy. [przypis edytorski]
nagle ukazał się komisarz policji w mundurze. Ramiona rozpostarł, co znaczyło, że nie wypuszcza nikogo. Za nim podoficer policji kryminalnej.
– A więc tutaj tańczą? Pomimo zakazu? Zamykam tę szpelunkę 149 149 szpelunka – właśc. spelunka, podejrzany lokal, od łac. spelunca : jaskinia. [przypis edytorski]
. Chodź ze mną, gospodarzu! A wszyscy, którzy tu są, marsz na policję!
Brzmi to jak komenda.
Kwadratowy gospodarz nic nie odpowiada, ale zdradliwie szyderczy małpi grymas na jego twarzy pozostał dalej.
Tylko jakby zdrętwiał.
Harmonika urwała swą grę i tylko poświstuje chwilami.
I harfa wciąga w siebie swoje dźwięki. Naraz 150 150 naraz – nagle. [przypis edytorski]
wszystkie twarze ukazują się w profilu: pełne jakiegoś oczekiwania wszystkie się gapią w estradę.
I oto idzie jakaś dostojna czarna postać, która zestąpiła z paru stopni estrady – i kroczy powoli wprost do komisarza.
Oczy podoficera policji kryminalnej zawisły jak zaklęte na powolnie 151 151 powolnie – dziś popr.: powoli. [przypis edytorski]
stąpających czarnych, lakierowanych bucikach.
Kawaler o jeden krok zatrzymał się przed komisarzem – i znudzonym wzrokiem przygląda mu się od stóp do głów i od głów do stóp.
Inni młodzi panicze ze szlachty na estradzie przechylili się przez barierę i pokrywają śmiech jedwabnymi chusteczkami.
Rotmistrz 152 152 rotmistrz – stopień wojskowy w kawalerii, odpowiednik kapitana. [przypis edytorski]
dragonów kładzie sztukę monety w oko – i dziewczynie, która stoi pod nim koło estrady, wyziewa 153 153 wyziewać – tu: wydmuchiwać. [przypis edytorski]
dym swego cygara w jasne warkocze. —
Komisarz policji zarumienił się i przy sposobności dokładnie się przygląda perle na koszuli arystokraty; nie jest w stanie znieść obojętnego, pozbawionego blasku spojrzenia tej gładko wygolonej, nieruchomej twarzy z orlim nosem.
Wytrąca go ze spokoju. Wali nim o ziemię.
Grobowe milczenie w zakładzie staje się coraz bardziej dręczące.
– Tak wyglądają posągi rycerzy, co z rękami na krzyż leżą na kamiennych grobach w kościołach gotyckich – szepcze malarz Vrieslander, spoglądając na kawalera.
W końcu arystokrata przerywa milczenie. —
– Eh – hm! – naśladuje głos gospodarza – Tek, tek, to są moje goście, to widać!
Wrzaskliwy chichot wybucha w lokalu, aż szklanki dzwonią; andrusy 154 154 andrus (daw.) – łobuz. [przypis edytorski]
aż się za brzuchy trzymają ze śmiechu. Butelka jakaś leci na ścianę i pęka. Czworograniasty 155 155 czworograniasty – czworoboczny. [przypis edytorski]
szynkarz powiadamia nas pełnym czci najwyższej głosem:
– Jego Wysokość Jaśnie Oświecony książę Ferri Athenstädt.
Książę podał urzędnikowi kartę wizytową. Nieszczęśliwy ją przyjął, salutował kilkakrotnie i bardzo pragnął dać drapaka 156 156 dać drapaka – uciec. [przypis edytorski]
.
Na nowo cisza, tłum przysłuchuje się bez oddechu, co się dalej stanie.
Kawaler mówi znów.
– Damy i panowie, których Pan tu widzi zebranych – eh, eh – to są moje miłe i przyjemne goście! Jego Wysokość niedbałym ruchem ręki wskazuje zgromadzoną gawiedź 157 157 gawiedź – tu: tłum. [przypis edytorski]
:
– czy nie zechciałby pan, panie komisarzu – eh – być przedstawiony temu państwu?
Komisarz odmawia z przymuszonym uśmiechem, szepce coś przy okazji o „smutnym obowiązku” i ostatecznie kończy tymi słowy 158 158 tymi słowy – dziś popr. forma N. lm: tymi słowami. [przypis edytorski]
:
– Widzę, że tu się wszystko wcale 159 159 wcale (daw.) – całkiem. [przypis edytorski]
przyzwoicie odbywa.
Słowa te budzą życie w rotmistrzu dragonów: spieszy w głąb po kapelusz damski ze strusimi piórami – i w następnej chwili śród wybuchów śmiechu młodych paniczów wyciąga Rozynę na środek sali, objąwszy ją ramieniem. —
Rozyna chwieje się od trunku; oczy ma zamknięte. Wielki, drogi kapelusz leży jej krzywo na głowie; ona zaś nie ma na sobie nic prócz długich różowych pończoch – i męski frak na gołym ciele. —
Na dany znak muzyka jak szalona gra „Rititit, Rititit” – – – – i pochłania gardłowy krzyk, który wydał stojący pod ścianą głuchoniemy Jaromir, zobaczywszy Rozynę.
––
– Chcemy wyjść!
Zwak woła kelnerkę.
Hałas powszechny zagłusza jego słowa.
Sceny wydają mi się fantastyczne jak pod działaniem opium.
Rotmistrz trzyma półnagą Rozynę – w ramionach i powoli krąży z nią do taktu. —
Tłum z szacunkiem robi im miejsce.
Z ław słychać poszmer: „Loisiczek, Loisiczek”! Szyje się wydłużają i do tańczącej pary przyłącza się druga, jeszcze osobliwsza. Po niewieściemu wyglądający chłopiec w różowym trykocie, z długim jasnym włosem aż do łopatek, pod malowaną jak u dziewki twarzą i wargą, z oczami wywróconymi kokieteryjnym zezem – pożądliwie się zwiesza na piersiach księcia Athenstädta. —
Słodkawy walc kwili na arfie 160 160 arfa – dziś popr.: harfa. [przypis edytorski]
.
Dzikie obrzydzenie do życia zaciska mi gardło.
Z trwogą oczy moje szukają drzwi: komisarz stoi tam odwrócony, aby nic nie widzieć – i pospiesznie coś szepcze z kryminalnym policjantem, który coś mu podaje. Słychać niby uderzenie ręki o rękę.
Obaj śledzą w głębi krostowatą fizjonomię Loisa, który chwilowo stara się ukryć, potem zaś zdrętwiały – z twarzą białą jak kreda i wykrzywioną od zgrozy – stoi dalej na miejscu.
Jakiś obraz mi się nagle przypomina i natychmiast gaśnie: obraz, jak Prokop spogląda (widziałem to przed godziną) – poprzez sztachety kanałowe nachylony – i krzyk śmiertelny dochodzi nas spod ziemi!
––
Chcę wołać i nie mogę. Zimne palce wcisnęły mi się w usta i zaginają mi język w dół na podniebienie tak, jak bryła, coś zasłania mi krtań i słowa powiedzieć nie mogę.
Palców nie mogę dostrzec; wiem, że są niewidzialne, a jednak odczuwam je jako coś cielesnego. I jasno to tkwi w mej świadomości: są to palce tej upiornej ręki, która mi w mym pokoju na Kogucim Zaułku podała księgę Ibbur 161 161 ibbur – w pewnych odłamach mistyki żydowskiej słowo to oznacza w uproszczeniu wzmocnienie duszy żyjącego człowieka przez tymczasowo łączącą się z nią inną sprawiedliwą duszę przebywającą poza ciałem. Zwykle wynika to z potrzeby spełnienia przez duszę bezcielesną jakiejś misji. [przypis edytorski]
.
Читать дальше