– I śmieszna, i nie. Twoja mama zachorowała. I dziadek wezwał felczera.
– Kado na łańcuchu.
– No tak. Silny pies. Mógł poszarpać obcego człowieka.
– Ale się zerwał z łańcucha.
– Zerwał się i skoczył do tego felczera.
– A on parasol otworzył.
– Tak. Wskoczył na śmietnik i parasol otworzył.
– A Kado w nogi.
– Poczekaj. Nie spiesz się. Więc Kado ogon podwinął, odskoczył. Stoi jak głupi i woła na pomoc.
– Pewnie myślał, że parasol strzela?
– Kto tam wie, co pies myśli.
Kajtuś ziewa. Nie śpiący, ale się zmęczył.
– Śmieszne było – mówi babcia – jak to wielkie psisko jadło z szaflika 24 24 szaflik – drewniana misa a. wiadro. [przypis edytorski]
z małą kotką.
– Z Kicią?
– Nie. Kicia wcześniej była.
– Więc niech babcia opowie.
– A to tak. Nalejemy do szaflika jedzenie dla psa, a kotka zaraz już jest. Niegłodna, tylko przychodzi się drażnić. A Kado czeka, żeby wybrała sobie, co chce. Niecierpliwi się, złości, chce łapą odsunąć. A ona jeszcze parska. Sto pociech było.
Śmieje się babcia, choć to dawne dzieje.
Śmieje się Kajtuś, choć tego nie widział.
– Jeszcze, babciu, o szczurach.
– Ale już koniec.
– Dobrze – zgadza się Kajtuś.
– Ano, stary był nasz domek, ale czysty. Ani robactwa, ani myszy. A niedobrego mieliśmy sąsiada. Tu stoi nasz domek, tu płotek – i zaraz jego rudera.
– Pijak był – mówi Kajtuś.
– Pijak i awanturnik.
– Żonę bił.
– Bił. Więc siedzimy raz z twoim dziadkiem. Dziadek czyta książkę, a ja szyję. Siedzimy sobie na ganeczku przed domem. Taka była altanka.
– Obrośnięta dzikim winem.
– No tak. Twoja mama i wujo już spali. Dawniej dzieci wcześnie spać chodziły. Ano, siedzimy, każdy swoim zajęty. Cicho. Nagle krzyk: „Ratujcie, ludzie! ratunku!” Dziadek jeszcze nic, słucha. Ale ona, ta jego żona, tego sąsiada, krzyczy: „Ratunku, bo mi dziecko zabije!”.
– I dziadek skoczył.
– W mig skoczył, Antosiu. Twój dziadek był w gorącej wodzie kąpany. Dobry bo dobry, ale sprawiedliwy.
– Złapał laskę.
– Grubą lachę i skoczył przez płotek.
– I w łeb pijaka.
– A co? Nie miał bronić dziecka?
– Pijak się zemścił – przypomina Kajtuś.
– Zemścił się. Znał jakiś sekret, że szczury nam naprowadził. Dużej szkody nie zrobiły, bo i dziadek miał swoje sposoby. Tylko jeden został – wielkie takie szczurzysko.
– Był taki duży jak kot?
– Tyle nie. Ale nie można go było złapać, tego szczura.
„Pewnie zaczarowany” – pomyślał Kajtuś, ale nic nie mówi.
– Dziadek zwabił tego szczura do kuchni. Jest. Dobrze. Zamknął wszystkie drzwi i szuka. Nie ma. I tu, i tam, i tu, i tam. Nie ma i nie ma.
– Schował się pod schodek.
– Nie pod schodek wcale. Nieuważnie słuchałeś. Owszem, był schodek z kuchni do sieni. Dziadek odwalił ten schodek siekierą, ale szczura nie ma. No, przypomnij sobie, Antosiu.
– Wiem. W kieszeni fartucha się schował.
– I to nie. Wisiał w kącie fartuch. Ale szczur powiesił się zębami, tak skoczył i wisiał na zębach, w płótno się wgryzł. No już.
– Babciu, jeszcze o beczce do wody deszczowej.
– I co ciekawego? Że w beczce znalazłam ropuchę?
– A pożar, babciu?
– Nie, nie. Już późno. Ojciec będzie się gniewał.
– No to o kurach, które się niosły w drewutni.
– Nie. Śpiący jesteś. Ziewasz.
– Wcale mi się spać nie chce.
Ale widzi Kajtuś, że babcia nie ma ochoty, więc się do snu rozbiera.
Najwięcej babcia opowiadała, kiedy mama była w szpitalu.
Leży Kajtuś w łóżku.
Oczy ma zamknięte.
Myśli:
„Co to znaczy, że dziadek był w gorącej wodzie kąpany? Dlaczego babcia mówi, że nie można wiedzieć, co pies myśli? Dlaczego dzikie wino? Mówiła babcia, że dzikie wino to zwyczajne liście trujące, nawet nie pokrzywa, więc dlaczego dzikie?”.
Nieprzyjemnie zawsze prosić, żeby wytłumaczyli. Czasem chcą, czasem nie chcą powiedzieć. A jak nie chcą, to tak pokręcą, poplączą, że nie można zrozumieć.
Aż złość bierze.
– Trzeba nauczyć się czytać. Sam dowiem się z książki. Po co czekać, aż zacznę chodzić do szkoły?
W książkach wszystko napisane. Kto czyta, ten wie. I sam wszystko może. Z książek wie doktór 25 25 doktór – dziś popr.: doktor. [przypis edytorski]
, jak leczyć choroby. Tak mówi ojciec.
Gdyby Kajtuś umiał czytać, mama byłaby zdrowa.
Trzeba tylko wyszukać w książce dobre lekarstwo.
Zna już Kajtuś cztery litery. Umie pisać jedynkę i czwórkę.
Spróbuję!
Kiedy Kajtuś był mały, ojciec mu dawał gazetę.
– Masz, czytaj.
Kajtuś patrzy na gazetę i plecie, co mu ślina do ust przyniesie:
– Etle, fetle, metle.
Nie rozumie, co znaczy „czytać”.
A wszyscy się śmieją.
Albo smaruje ołówkiem na papierze i zdaje mu się, że pisze.
Teraz wie, że to były żarty.
– Babciu!
– Jeszcze nie śpisz?
Wyskoczył z łóżka i niesie swoją książkę.
Kot w butach .
Patrzy:
Kot. Trzy znaczki. Przeliczył: trzy. W środku: „O”. Kółko – litera.
Gdzie tu kot? Skąd znowu kot?
– Babciu, prawda, że we środku w kocie jest litera O?
– Prawda, prawda. Już śpij. Ojciec będzie się gniewał.
Wcześnie obudził się Kajtuś.
Zaraz na podwórko.
Prosi chłopca, który chodzi do szkoły:
– Pokaż litery.
– A tobie na co? I tak nie zrozumiesz.
Obiecał Kajtuś fundę 26 26 funda (pot.) – to, co się komuś funduje, kupuje komuś w prezencie. [przypis edytorski]
: ananasowy cukierek.
– No to uważaj. Patrz.
Przygląda się, patrzy. Uważa.
Ale nie rozumie.
A ten się śmieje.
– Za mały jesteś. Za głupi.
Zawstydził się Kajtuś.
Potem nie pytał się chłopców. Bo dziewczynki cierpliwsze.
Troszkę wytłumaczyły.
A ojciec resztę.
– Widzisz. Tak jest „kot”, tak jest „kos”, tak będzie „koń”.
Nareszcie wie.
Sam się domyślił, dlaczego: „rak” i „rok”, dlaczego „bat” i „but”.
Przeczytał na ulicy: „Kino”.
Przeczytał:
„Piwo – Ser – Masło”. „Apteka”.
Czyta szyldy sklepowe, nazwy ulic, bilety tramwajowe, pudełka od papierosów.
Raz łatwo, więc sobie śpiewa i pogwizduje; to znów zły, bo nie może dać rady.
– Kupię książkę szkolną. Co się mam ciągle prosić.
Zaczął zbierać pieniądze. Zebrał trzydzieści groszy i zgubił, bo dziurę ma w kieszeni.
Aż ojciec się ulitował i kupił.
– Masz. Czytaj. Może nie będziesz tak latał po podwórku.
Ojciec zgadł. Kajtuś siedzi i czyta.
– Prędko mu się znudzi.
Ojciec nie zgadł. Nie znudziło się Kajtusiowi.
Budzi się rano, zaraz książka. Kładzie się spać, książka pod poduszkę.
Ale najlepiej czytać nad Wisłą.
Czyta – czyta, zmęczył się – oczy bolą – patrzy na wodę, na chmurę, na łódki. Odpocznie – i znów łatwo.
Już niby wie i umie, a tu dwie litery czyta się razem, jak jedną.
Są znaki, których się wcale nie czyta.
Są litery małe i duże, pisane i drukowane.
Nagle przy łatwych wyrazach stoi wyraz trudny.
Albo wyraz drukowany niepodobny do tego, co się mówi.
Bo mówi się „japko”, a pisze się „jabłko”. Dlaczego?
Niby znajomy wyraz, a trzeba się dopiero domyślać, co znaczy.
Читать дальше