– Wynoś się, smarkaczu! Morały mi będzie prawił.
– Pewnie, że morały, bo się tak nie mówi.
We drzwiach pokazał jej język.
– Szkoda, że nie dodałem, żeby się kazała wypchać trocinami i wytapetować.
– Czegoś taki zły?
– Bo mi się już znudziło tak łazić.
– Trudno, założyłeś się.
– Wiem bez ciebie. Zacząłem i skończę.
Przed sklepikiem stoi balon z wodą sodową 6 6 balon z wodą sodową – dawniej większe ilości wody sodowej, czyli wody gazowanej, przechowywano w dużych cylindrycznych syfonach (balonach) z miedzi; taki syfon umieszczano w pojemniku z lodem i sprzedawano klientom na ulicy wodę na szklanki. [przypis edytorski]
.
– Proszę o szklankę gazu.
Kupcowa 7 7 kupcowa (daw.) – tu: sprzedawczyni. [przypis edytorski]
nalała – podaje.
A Kajtuś:
– Nie chcę wody, tylko sodowy gaz.
Znów zrobił niewinną minkę. Ale ona nawet nie patrzy.
Zamachnęła się i chlusnęła wodą.
Kajtuś się w porę nachylił.
Nie trafiła.
– Żebyś ręce i nogi połamał, złodzieju!
Nie jest Kajtuś pętakiem ani złodziejem. Przecież mógł wodę wypić i uciec. A pić mu się chciało.
– Sama oszukanica.
I na nią zły, i na siebie.
I na kolegę.
– Te, słuchaj – pyta się kolega – co znaczy: fiołki w głowie?
– Pewnie, że nie wie, co gada. Sam się możesz domyślić.
Zatrzymali się przed fotografem.
– Wejdę z tobą.
– Jak sobie chcesz.
Wchodzą.
– Ile kosztuje pół tuzina gołębi?
– Jakich wam znowu gołębi?
– Pocztowych, gabinetowych. Będziemy trzymali gołębie na kolanach.
– A pieniądze macie?
– Jeszcze nie. Ale się postaramy.
– Naprzód się postarajcie, a potem przyjdziecie.
– Co pani z nimi gada? – wtrącił się pan w okularach. – Tu się tylko ludzi fotografuje. I osły.
Wychodzą.
Kajtuś milczy.
Przypomina sobie:
„Ten nazwał mnie osłem, tamten smarkaczem. Ta wodą oblewa, tamten zerwał się do bicia. A dlaczego? Bo nie mam pieniędzy. Gdyby tak mieć złotówkę, wszyscy byliby grzeczni. I do kina wpuszczą. I wodę dadzą – nie tylko czystą, ale z sokiem”.
– Ile już było sklepów?
– Osiem.
– Nieprawda, bo dziewięć.
– Może się pomyliłem.
Zaczęli liczyć: razem z przekupką – dziewięć.
– No jazda!
Do następnego sklepu znów weszli razem.
– Proszę pokazać pasek.
Patrzy, przekłada, przymierza. Ogląda klamrę. Liczy dziurki. Chucha, wyciera. Grymasi.
Ten pasek za cienki, ten za ciemny, tamten za szeroki.
A panienka co jeden położy, to drugi zaraz chowa do pudła.
„Boi się, że ukradnę” – pomyślał Kajtuś.
Nic dziwnego. Różni się w sklepach kręcą. Przychodzą – nudzą – nie kupują. I naprawdę ukraść próbują.
Kajtuś wie, ale się gniewa, że podejrzewają.
A o koledze myśli:
„Jaki on teraz odważny. Wchodzi ze mną razem, a gęby nie umie otworzyć”.
Ano, wybrał pasek: ładny skautowski 8 8 skautowski – przym. od skaut : członek organizacji stanowiącej odpowiednik harcerstwa. [przypis edytorski]
.
– Ile kosztuje?
– Dwa złote pięćdziesiąt groszy.
– Za drogo.
– Ile kawaler myślał?
– Kolega kupił taki za czterdzieści groszy.
– To idź tam, gdzie kupił kolega.
– Dobrze, pójdziemy.
– Znaleźli się mądrale. Jeden wybiera, a drugi się rozgląda. Znamy was.
– I ja panią znam.
Nawymyślała i przegoniła.
– A co byś zrobił, gdyby oddała?
– Głupi jesteś.
Kajtuś wie, co by zrobił. Szukałby po kieszeniach, niby że zgubił pieniądze.
Ale mówić nie chce, niech się sam domyśli.
– Więc jutro fundujesz kino.
Zatrzymał się i czeka na odpowiedź.
Kolega się zawahał.
– Poproszę ojca, pewnie da.
– A jak nie da?
– To już na pewno w przyszłą niedzielę.
Kajtuś skrzywił się i machnął niechętnie ręką. Pomyślał:
„Ot, zakładaj się z takim szczeniakiem…”
W sklepie z papierosami pożałowali Kajtusia.
Stanął nieśmiało w kącie i czapkę gryzie.
– Czego chcesz, mały?
– Kiedy się wstydzę.
– Mów, nic ci nie zrobię.
– Bo majster kazał kupić trzy papierosy.
– Jakie?
– Brzydko się nazywają.
– Gadaj śmiało.
– Powiedział, że nabije 9 9 nabić (pot.) – zbić, wielokrotnie uderzając. [przypis edytorski]
, jak nie przyniosę.
– Więc powiedz.
– „Psia morda” się nazywają.
I zakrył czapką oczy.
– Upił się twój majster. Niech się wyśpi.
– Właśnie się już obudził.
– Ty ze wsi? – zapytała się pani.
– A ze wsi, proszę pani.
– Zaraz znać: nieśmiały. Ot, wysyłają dzieciaka do miasta na poniewierkę.
– Już chyba pójdę – mówi Kajtuś.
– Ty pewnie głodny?
– Nie, nie głodny.
– Masz bułkę. Weź, sierotko.
A Kajtusiowi, czy z żalu, czy z tego zmęczenia, łzy napłynęły do oczu.
– Nie wstydź się, weź.
– Nie wezmę.
Prędko się wyniósł.
– Czego płaczesz?
– No… Mucha czy coś – wpadło mi do oka.
Nareszcie. Ostatni sklep, dwunasty. Pralnia.
Nie chciał wejść, bo woli delikatniejsze sklepy. Ale kolega namówił.
– Wejdź. Nie bój się. Już koniec.
Nie boi się. Nieostrożny.
– Przepraszam. Czy można wyprasować kota?
– Kota? – zdziwiły się panny.
– Tak. Zdechłego. Z ogonem.
A nie zauważył, że koło drzwi siedzi narzeczony panien. A ten cap go za kark.
– Poczekaj. Ciebie wyprasujemy. Dawaj, Franka, gorące żelazko.
Silny. Mocno trzyma. Położył Kajtusia na deskę do prasowania.
– Czego pan chce?
– To jest wypchany kot.
Nie wyrywa się, tylko prosi:
– Niech pan puści.
Zlitowała się panna Frania.
– Puść go, głuptasa.
– Nie głupi on. Cwaniak, struga tylko wariata.
– A ja mówię, że nie. Dobrze mu z oczu patrzy.
– Ja wszystko wytłumaczę – jęczy Kajtuś.
– Dobrze, więc co to za zdechły kot?
Patrzy Kajtuś, że drzwi otwarte.
Dobrze, że teczkę oddał koledze: lżej było uciekać.
– Poczekaj! Spotkamy się. Poznam cię. Dostaniesz za swoje.
Dogonił go kolega.
– Cóżeś tak uciekał?
– Widać, że trzeba było 10 10 Widać, że trzeba było – dziś: Widocznie trzeba było. [przypis edytorski]
.
– Nie powiesz?
– Nie wymówiłeś 11 11 wymówić (daw.) – zastrzec sobie w umowie. [przypis edytorski]
, że mam opowiadać. Dawaj teczkę. I sam sobie idź do kina. Ciesz się, żeś ze mną nie wszedł: dostałbyś, łamago.
Rozeszli się pogniewani. Nie pierwsza kłótnia Kajtusia.
I nie pierwszy zakład. Bo lubi się Kajtuś zakładać.
Rozmawiali raz w szkole o meczu.
Co ciekawsze: mecz czy kino? Czy kąpiel, czy łódka? Rower czy ślizgawka?
Mówi Kajtuś, że filmy dorosłych zawsze kończą się całowaniem.
– Chodź, pokażę ci, jak się całują.
– Chłopaka nie sztuka, ty pannę pocałuj.
– Oo, mądry. Sam spróbuj.
– Myślisz, że nie? Więc dobrze: załóż się o porcję lodów.
– Dobrze: daj rękę.
Ano, ostatnia lekcja.
Dzwonek. Spakowali książki.
Podwórko. Brama. Ulica.
– Wy idźcie za mną.
A sam naprzód.
Żałuje, że się założył.
Małej nie chce zaczepiać. Przykro. Bo się nastraszy. Zresztą powiedział, że „panna”. Więc duża.
Читать дальше