Stoimy na rogu, a szkoda nam się rozchodzić. Mówiliśmy przecież o czymś ważnym, a ten nam przeszkodził. Przyjemna była droga: zabawa, rozmowa, przygoda.
Idę teraz sam już powoli i staram się chodzić, żeby stanąć akurat na środek kamienia. Jak się gra w klasy: żeby nie wejść na linię. Byłoby łatwo, ale przechodniów trzeba wymijać; a od razu zrobić krok w krok i nie stanąć na linii nie zawsze się uda.
Więc wolno mi tylko dziesięć razy. Jeżeli będzie więcej, to przegram. Liczę: raz mi się nie udało – dwa, trzy, cztery razy. Jeszcze mi wolno – sześć, pięć. Boję się, ale taki strach w zabawie przyjemny.
Tylko osiem razy stanąłem i wchodzę do bramy. Jeszcze tylko przed sklepem postraszyłem kota. Kot do bramy, ja za nim. Uskoczył w bok i patrzy: śmiesznie podniósł łapkę do góry.
– Wydawałeś 24 24 wydawać , właśc. wydawać lekcję – odpowiadać na ocenę z zadanego tematu. [przypis edytorski]
z czego? – pyta się mama.
– Nie.
Pocałowałem w rękę – serdecznie. Aż mama na mnie spojrzała i pogłaskała po głowie.
Cieszę się, że kierownik przebaczył i że znów mam matkę.
Dzieciom się zdaje, że dorosłemu matka niepotrzebna, że tylko dziecko może być sierotą. Już tak jest, że im starsi, tym rzadziej mają rodziców. Ale i dorosły ileż ma chwil takich, kiedy zatęskni za matką, za ojcem, gdy mu się zdaje, że tylko rodzice mogliby wysłuchać, zrozumieć, poradzić i pomóc, a jeśli trzeba – przebaczyć i pożałować. Więc i dorosły czuje się sierotą.
Ano, zjadłem obiad, co teraz będę robił?
Więc schodzę na podwórko. Felek, Michał, Wacek.
– Bawiem 25 25 bawiem się (gw.) – bawimy się. [przypis edytorski]
się w polowanie?
Michał wystrugał rewolwer, pomalował atramentem na czarno, ponabijał gwoździami. Skądciś 26 26 skądciś (gw.) – skądś. [przypis edytorski]
takich gwoździ nabrał ze złotymi łebkami – przecież nie złote były – mosiężne, błyszczące. Michał nazwał go „Zwycięski rewolwer”. Niby że dostał na polu bitwy w nagrodę za waleczność. Sam generał mu dał za czyn bohaterski. Niby że po bitwie cały pułk ustawili w szereg. Orkiestra gra, sztandary – huknęli na wiwat – defilada, a potem generał mówi:
– Ten rewolwer zdobył mój pradziad na Turkach i przechodził po mieczu z syna na wnuka. Dwieście lat był w naszym rodzie. A teraz, jako mi życie uratowałeś, niech ci służy.
Tak powiada Michał.
Raz mówił, że pod Wiedniem, drugi raz – Cecora, to znów Grunwald. Ale to nieważne. Teraz, kiedy znów jestem dzieckiem, zdaje mi się, że historia nieważna, co człowiek wie, ale jak ją czuje w sobie. Kiedy byłem nauczycielem, inaczej myślałem.
No, więc Michał będzie myśliwy, Felek – zając, a my z Wackiem – psy.
Nie od razu postanowiliśmy. Z początku miał być pościg za bandytą, ja chciałem, że wyprawa Eskimosów.
Rzadko bywa, żeby wszyscy jednakowo. Czasem ktoś nie bardzo chce się bawić, więc trzeba mu ustąpić dla zachęty. W Eskimosów nie chcą, bo nie ma śniegu, a w bandytów Michał nie pozwala.
– Jakeśmy 27 27 jakeśmy się bawili – dziś raczej: jak się bawiliśmy. [przypis edytorski]
się wtedy bawili, toście 28 28 toście mi rękaw oberwali – dziś: to mi rękaw oberwaliście. [przypis edytorski]
mi rękaw oberwali.
Nie oberwali, tylko był słabo przyszyty, więc się nitka przetarła. Bo Michał był niebezpiecznym bandytą, nieśliśmy go do piwnicy na stracenie. Wyrywał się i mógł uciec, więc nie mogliśmy zwracać uwagi na rękaw.
Zabawa w zająca jest spokojniejsza, to prawda, i jeśli się uda, też może być bardzo ciekawa.
Najważniejsze w zabawie, z kim się bawić. Są dzikusy, że z góry wiadomo, że się skończy jakim wypadkiem. Taki na nic nie zważa, byle na swoim postawić, że wygrał. Z takim nie bardzo przyjemnie, bo się trzeba pilnować. Bierze się do zabawy, bo inaczej przeszkadza, ale mu się stawia warunki. Nieprzyjemna też jest zabawa z kłótliwym. Byle co, zacznie się kłócić albo się obrazi. Chłopcy mniej się obrażają, ale dziewczynki często… W najciekawszym miejscu o byle co się przyczepi:
– No to nie gram.
Mogą wszyscy mówić, że nie ma słuszności, a on swoje. Jeżeli można, to mu się ustąpi, żeby nie psuć wszystkiego, ale to strasznie gniewa.
Dorośli nie rozumieją. Powiedzą:
– Idźcie się bawić. Dlaczego się z nim nie bawicie? Dosyć się już bawiliście.
I źli są, że nie słuchamy.
No bo jakże się bawić z niezdarą, co się zaraz przewróci, popłacze i pójdzie na skargę? Albo z głupim, co nic nie rozumie i w najważniejszym miejscu zepsuje?
Jakże przerwać nagle zabawę i nie wiadomo, jak by się skończyła.
Zabawa musi być dobrze zmontowana, a się nie zawsze uda, więc jeżeli się uda, chciałoby się skorzystać.
Ano, bawimy się w polowanie.
Zając pokręcił się po podwórzu, ale psy z obu stron zachodzą. Więc daje susa do sieni… Ja za nim. Stoję i węszę, czy poleciał na górę po schodach, czy do piwnicy… Zdaje mi się, że w piwnicy chrobocze. Skradam się, a tu ciemno.
Zając prawie zawsze pędzi do piwnicy, bo w ciemności łatwiej przycupnąć i wywinąć się. I jeżeli chciał spokojnej zabawy, też do piwnicy lepiej… Bo zawsze troszkę strach, przy tym trzeba uważać, żeby na kogo nie naskoczyć.
W zeszłym roku Olek z rozmachu zrzucił ze schodów matkę Józka z koszykiem węgla. Byłem wtedy dorosły i pamiętam nawet, jak się oburzałem, że chłopcy za wiele sobie pozwalają, a stróż za mało miotłą goni z podwórza. Rozpuszczone toto i lokatorzy spokoju nie mają. Szczęście, że kobieta nic sobie nie zrobiła, tylko skórę na nodze zdrapała; ale mogło być gorzej.
Myśmy mieli wielkie współczucie dla każdego dorosłego guza albo siniaka, a jak się dziecku co stanie, mówimy: „Dobrze ci tak, na drugi raz nie wojuj”.
Jakby dziecko mniej czuło, miało inną skórę niż oni.
I dobrze, jeśli tylko wyśmieją, chociaż i to też gniewa. Bo masz ból i przestraszyłeś się, a oni żartują. Bywa gorzej: wykrzyczą. Wiedzą, że nieumyślnie, bo kto by sam chciał się kaleczyć, a wygląda, jakby „właśnie im na złość rozbiję się czy skaleczę”.
Teraz już rozumiem, że jeśli jestem psem myśliwskim, a w piwnicy ukrył się zając, a jeszcze mignie w ciemności – nie mogę schodzić noga za nogą, muszę szust-szust, po trzy stopnie, choćbym miał się pośliznąć i zwalić na łeb, albo mi drzazga z poręczy wlezie pod skórę. Ryzykuję wtedy, a właściwie nie zastanawiam się wcale, bo go chcę złapać. A bo raz pies z tego pędu wyrżnie w lesie o drzewo i głowę roztrzaska? A pies ma cztery łapy, a ja dwie.
Jestem psem i szczekam, i skomlę, że ślad straciłem. Gdy byłem dorosły, miałem gruby głos i nie mogłem już ani szczekać, ani piać jak kogut, ani gdakać jak kura. Teraz znów odzyskałem świeży głos dziecięcy i poszczekuję jak dawniej.
Stoję tak, stoję – przywarowałem, i do piwnicy. A Wacek za mną. A tu nam zając nad głowami wali z przygórka 29 29 przygórek – strych. [przypis edytorski]
na podwórze.
Szczeknąłem z tego zawodu, co mnie spotkał, i za nim!
Wymówiliśmy 30 30 wymówić – tu: umówić się, zastrzec. [przypis edytorski]
, że na ulicę nie wolno, ale na podwórku ciasno, więc parę razy okrążył, a tu już i psy, i myśliwy z boku zachodzi. No i zając w bramę.
– Nie wolno!
Ale gadaj z zającem, kiedy broni życia, dokąd i co mu wolno! Przecie życia broni. I jeśli chcemy się bawić, my to rozumiemy.
Читать дальше