Robert Wegner - Niebo ze stali
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Niebo ze stali» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: satan, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Niebo ze stali
- Автор:
- Издательство:satan
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Niebo ze stali: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niebo ze stali»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Niebo ze stali — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niebo ze stali», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Powiadano, że podstępy i fortele Laal uwielbiała ponad wszystko. Ten na pewno musiał się jej spodobać.
W miarę jak wjeżdżały wyżej, wiatr coraz mocniej napierał na ściany wozu. Kailean spojrzała na Daghenę.
– Lodowate powitanie.
– Nie jest gorzej, niż gdy zimą na Stepach zerwie się północny wicher. – Dag przeglądała się w małym lusterku. – Jak wyglądam?
– Jak verdańska księżniczka. Dzika i trochę próżna. Tak trzymaj.
– Nie o to pytam. Czy sprawiam wrażenie wystarczająco przejętej i oczarowanej wielkością i potęgą meekhańskiej arystokracji? – Otworzyła nieco usta i zamrugała powiekami. – Ojej, te domostwa to kamienne wozy bez kół, ojej, to ubranie to nie niewyprawiona skóra, a to ogień, który płonie wewnątrz domostwa, ojejej...
Kailean uśmiechnęła się do niej wymuszenie.
– Też jesteś zdenerwowana?
– Nie, skąd. Po prostu po raz pierwszy zaczynam się poważnie zastanawiać, co ja tu robię. Powinnam z Kocimiętką i resztą szukać drogi dla karawan, a potem walczyć z Se-kohlandczykami.
Wóz szarpnął i zatrzymał się. Zabrzmiała trąbka, a po chwili przeraźliwy, metaliczny grzechot łańcuchów. Krata w bramie.
– Mamy ostatnią szansę, żeby wyskoczyć i uciec, dziewczyno. Decyduj się, bo jak wjedziemy do środka, będziesz dla mnie tylko księżniczką Gee’nerą.
Wóz ruszył.
– Za późno, droga Inro. Zaczynamy zabawę.
Stukot kopyt po kamieniach, stłumione głosy na zewnątrz, coś jakby krótka kłótnia. Po chwili zapukano w drzwi wozu.
Kailean otworzyła je, wyszła na zewnątrz i skromnie stanęła z boku. Teraz swoją rolę miała odgrywać Daghena.
Dziewczyna stanęła w progu, rozejrzała się po dziedzińcu, uniosła głowę, podziwiając górującą nad nim wieżę. Po chwili spojrzała na witających ją ludzi.
Na ich czele stał starszy mężczyzna średniego wzrostu, w haftowanych złotem aksamitach, po prawej miał dwóch młodszych szlachciców, po lewej dwie kobiety. Między młodszymi mężczyznami nie było żadnego podobieństwa, jasnowłosy z szarymi oczami niemal o dłoń przewyższał drugiego, krępego i ciemnego. Kobiety też różniły się jak noc i dzień, starsza była ciemnowłosa, ciemnooka, smagła i miała w spojrzeniu tę ledwo skrywaną wyniosłość, charakterystyczną dla ludzi przywykłych do wydawania rozkazów. Za to młodsza... Kailean rzuciła na nią okiem, spojrzała na resztę witających i jakby kierowana przemożną siłą, zapatrzyła się znowu. Dziewczyna była skończoną pięknością. Banalne porównania o oczach jak letnie niebo, włosach jak fala złota i ustach jak płatki róż usilnie próbowały dojść do głosu. Jak można być tak... tak cholernie doskonałą? I ta figura, którą prosta w kroju sukienka jeszcze podkreślała. Już wiedziała, kogo będzie bardzo, ale to bardzo nie lubić przez najbliższe dni.
I wtedy dziewczyna spojrzała jej w oczy i uśmiechnęła się. Szczerze, bez śladu wyższości, jakby właśnie spotkała niewidzianą od lat przyjaciółkę. Paskudne uczucie, które nazywało się – tu Kailean musiała być ze sobą szczera – zawiść, znikło.
Może nie będzie tak źle.
Przez kilka uderzeń serca trwała cisza, coraz bardziej niezręczna. Najwyraźniej to, co zaszło, zanim otworzyły drzwi, miało większe znaczenie. Kailean odszukała wzrokiem dowódcę ich eskorty. Kapitan stał z boku, usta w wąską kreskę, wściekle zmrużone oczy, kamienna twarz. Musiało dojść do jakiegoś starcia między nim a witającymi, bo cała piątka demonstracyjnie go ignorowała.
Wreszcie najstarszy mężczyzna poruszył się lekko.
– Jestem hrabia Cywras-der-Maleg. Zaszczyt to dla mojego domu gościć szlachetną księżniczkę Gee’nerę z rodu Frenwelsów. – Ukłonił się, nieznacznie, formalnie i sztywno. – Rzadko odwiedzają nas goście tak znamienitej krwi.
Za nim powtórzyli ukłon młodsi mężczyźni. Kobiety dygnęły. Kailean rzuciła okiem na oficera, wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na jotę. Czekał.
Daghena, wciąż stojąc w progu, również dygnęła, i to z taką gracją, że Kailean poczuła dumę.
– To ja czuję się zaszczycona, że mogę być gościem tak świetnego rodu, którego sława sięga daleko poza te góry. Mam tylko nadzieję, że moja prośba nie sprawiła panu, hrabio, zbytnich kłopotów.
Mówiła z lekkim, wschodnim akcentem, starannie wymawiając słowa, a na zakończenie uśmiechnęła się uroczo. Besara też byłaby z niej dumna.
Hrabia oddał uśmiech, i to na dodatek wyglądający szczerze.
– Niewielu mamy gości, my mieszkańcy tych srogich okolic, więc każdy jest darem Pani. Niewiele rzeczy sprawiło mi taką radość jak to, że wasza wysokość wyraziła zainteresowanie moim skromnym domem.
Kailean rzuciła okiem na kapitana. Oficer Straży nawet nie mrugnął, widocznie płaskie komplementy i wyćwiczone grzeczności to nie to, na co czekał. I wyglądało na to, że ma zamiar czekać, aż zamek nie rozpadnie się ze starości.
Starszy szlachcic rzucił mu poirytowane spojrzenie.
– Czy wasza wysokość uczyni mi zaszczyt i nazwie mój dom swoim domem – zaczął wreszcie – mój ogień swoim ogniem, mój honor swoim honorem?
Meekhańskie powitanie gościa. Kailean pamiętała je z dzieciństwa, choć prości dzierżawcy, wśród których się wychowała, w takich sytuacjach mówili tylko „wejdź do domu, ogrzej się przy ogniu, śpij spokojnie”. Jak widać szlachta lubiła pompę, lecz dowódca ich eskorty najwyraźniej na to właśnie czekał, bo dopiero teraz huknął pięścią o lewą pierś, obrócił się na pięcie i ruszył w stronę bramy.
Uśmiechnęła się w myślach. Oczywiście te słowa nie miały żadnej mocy, żadnej władzy nad tym, kto je wypowiadał. Jeśli hrabia postanowi wtrącić je do lochu albo zrzucić w przepaść, zrobi to. Ale teraz, jeśli do tego dojdzie, kapitan Górskiej Straży będzie mógł zaświadczyć, że złamano odwieczne zwyczaje.
– Zaszczytem dla mnie będzie dzielić z tobą dom, ogień i honor, panie. – Daghena dobrze odrobiła lekcję, co zostało nagrodzone kilkoma uśmiechami. Nawet czarnowłosa złagodniała.
– Górska Straż... – Hrabia spojrzał na znikającego w bramie oficera. – Ci ludzie nie mają żadnego pojęcia o manierach.
– Nie rozmawiałam z kapitanem zbyt wiele. – Daghena zrobiła krok i znalazła się na dziedzińcu. – Ale sprawiał wrażenie doświadczonego żołnierza.
– Doświadczonego, wasza wysokość? Pewnie tak. – Arystokrata wykrzywił się dziwnie. – Strażnicy to zazwyczaj ludzie z gminu, prości górale, pasterze, chłopi, czasem nawet zbóje, służbą w armii ratują się od stryczka. Więc i doświadczenia mają własne, czasem bardzo ciekawe. No i oczywiście, jak większość Wessyrczyków, są uparci i nie okazują szacunku nikomu. Nawet moi zbrojni muszą się im tłumaczyć, gdy wędrują po moich własnych ziemiach. Ale nie rozmawiajmy już o tych nieprzyjemnych rzeczach.
Najwyraźniej przypomniał sobie o obowiązkach gospodarza.
– To moi synowie, pierworodny Ewens i trzeci Ywron.
Pierwszy ukłonił się ten jasnowłosy, a Kailean – pamiętając informacje przekazane przez Besarę – rzuciła okiem na jego stopy, ale luźne spodnie i para identycznych butów skutecznie maskowały kalectwo. Jego brat z twarzy i karnacji był podobny do czarnowłosej, więc ona musiała być drugą żoną hrabiego.
– Moja żona, Euheria-der-Maleg – kobieta jeszcze raz dygnęła – i hrabianka Laiwa-son-Baren, stryjeczna kuzynka trzeciego stopnia, a wkrótce, mam nadzieję, również szczęśliwa małżonka mojego drugiego syna, Aeryha, który niestety nie mógł teraz powitać waszej wysokości.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Niebo ze stali»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niebo ze stali» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Niebo ze stali» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.