Robert Wegner - Niebo ze stali
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Niebo ze stali» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: satan, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Niebo ze stali
- Автор:
- Издательство:satan
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Niebo ze stali: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niebo ze stali»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Niebo ze stali — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niebo ze stali», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Poprzednia? – Hrabia również odstawił kielich i skinął na służbę. Dopiero teraz wszczął się ruch. Zaszczękały pokrywki półmisków, zapachniało pieczystym i ciężkimi sosami.
– Tak, pani Emiwa-had-Laweris. Niestety, gdy dowiedziała się o cesarskim rozkazie, odeszła. Ma rodzinę na Wschodzie i nie chciała jej zostawiać.
– Więc panna lon-Weris służy u waszej wysokości...
– Pół roku. Ale żałuję, że nie poznałyśmy się wcześniej.
Najpierw podano zakąski, kawałki marynowanego mięsa, ostre owcze sery i płaty wędzonej ryby. Kailean nie spuszczała wzroku z pierworodnego. Ten odwzajemnił jej spojrzenie i uśmiechnął się drwiąco, zerkając wymownie na Daghenę. Widzisz – mówiło jego spojrzenie – właśnie ją obraziłem, a ona nawet o tym nie wie. Dzikuska.
Na chwilę, dosłownie na mgnienie oka, zapomniała, kim teraz jest, Inrą-lon-Weris, sierotą po kupcu, która żeby nie popaść w nędzę, przyjęła pracę u Wozaków. A Inra nie patrzyłaby tak wyzywająco na potomka starego, hrabiowskiego rodu, bo choć była Meekhanką czystej krwi, to jednak jej ojciec w pas kłaniał się każdemu baronowi i hrabiemu.
Opuściła wzrok.
– Cesarski rozkaz dla wszystkich był zaskoczeniem. – Hrabia nabił na mały szpikulec kawałek mięsa i wymachiwał nim jak miniaturową buławą. – Czy naprawdę zagrożenie ze strony Se-kohlandczyków jest aż tak duże? Różne wieści tu do nas docierają. A to, że Yawenyr skonał, a to, że kona, a to znów, że cudownie wyzdrowiał i z wdzięczności Panu Burz ślubował znów poprowadzić swoje hordy na zachód.
– Gdyby rzeczywiście chodziło o kolejny najazd, ojcze, Cesarz nie nakazałby Verdanno zwinąć obozów i powędrować na północ – włączył się do rozmowy Ewens. – Podobno poddani jej wysokości nienawidzą koczowników jak jadowitych węży. Ród królewski z pewnością rozkazałby, żeby walczyli. Wszyscy spojrzeli na Daghenę. Nawet Laiwa-son-Baren wyciągnęła szyję, by lepiej widzieć. Dag pochyliła się ku Kailean.
– I co mam im powiedzieć? – szepnęła jej do ucha w ciężko akcentowanym anaho. – Jak tam właściwie u Wozaków jest?
Kailean ledwo ją zrozumiała, co było o tyle dobre, że nawet gdyby jakimś cudem znalazł się przy stole ktoś znający język Verdanno, to i tak nie mógłby podsłuchiwać.
– Księżniczka prosi, żebym tłumaczyła, bo nie jest pewna swojej znajomości meekhu. – Zignorowała uporczywe spojrzenie pierworodnego i zwróciła się wprost do jego ojca. – Verdanno nie są niczyimi poddanymi i nigdy nimi nie byli. Ród królewski to przede wszystkim sędziowie i strażnicy praw, więc nie ma takiej władzy, by komukolwiek rozkazywać.
– Dobrze... mów, co tam wiesz, a ja będę coś mamrotać. – Szept „księżniczki” przeszedł w prawdziwe mamrotanie. – Tylko szybko, bo mi się słowa kończą, a nie lubię się powtarzać.
– Ród królewski ma własne stada, wozy, własną straż, lecz rządził tylko w Królewskim Grodzie, największym obozie, jaki kiedykolwiek istniał. Poza nim większość plemiennych karawan wędrowała własnymi drogami.
– I dlatego już nie wędrują?
Za ton, jakim zadał to pytanie, Ewens powinien dostać w twarz. Daghena też tak to odebrała, bo przestała pomrukiwać bez sensu i zapytała towarzyszkę:
– Czy on próbuje mnie obrazić?
– Bez przerwy, wasza wysokość.
Kailean odpowiedziała w anaho wystarczająco głośno, by wszyscy usłyszeli. I ciszej zaraz dodała:
– Poszepcz mi jeszcze trochę do ucha, a potem siedź i rób chmurną minę.
Odczekała stosowną chwilę.
– Księżniczka pragnie przypomnieć, że jej lud uległ armii, która później przez kilka lat bezkarnie łupiła połowę Imperium, mimo iż Imperium jest pięćdziesięciokroć rozleglejsze i ma dziesiątki tysięcy żołnierzy na każde zawołanie. Oraz że koczownicy do tej pory płaczą, wspominając wojnę z Verdanno.
Wygłosiła to, patrząc pustym wzrokiem między pierworodnego a jego macochę. Teraz nie była sobą, tylko głosem księżniczki.
Hrabia przyjął to po męsku. To znaczy najpierw lekko poczerwieniał, potem spojrzał na najstarszego syna i wreszcie wstał i skłonił się sztywno.
– Proszę waszą wysokość o wybaczenie. Mój syn nie chciał cię obrazić, ma po prostu zwyczaj skracać swoje myśli w sposób, który czasem sprawia, że jest opacznie rozumiany.
– A co właściwie miał na myśli? – Daghena tak się wczuła w rolę, że ani myślała odpuszczać.
Ewens wstał, pochylając się ciężko do przodu, a Kailean na mniej niż uderzenie serca zobaczyła to coś, co zagościło w głębi jego oczu.
I zrozumiała.
Pierworodny. Dziedzic tytułu i majątku. Ten, któremu należała się ręka najpiękniejszej okolicznej szlachcianki i którego syn miał zostać kolejnym hrabią der-Maleg. Przynajmniej do chwili wypadku sześć lat temu. Bo teraz, ponieważ jego rodzony ojciec hołduje jakimś prastarym przesądom, bzdurnym zwyczajom, jest nikim. To młodszy brat weźmie wszystko, a gdyby przypadkiem Aeryhowi coś się stało, jest jeszcze Ywron, bękart z innej matki, który jako trzeci syn powinien już dawno szukać swojego szczęścia gdzieś w świecie, a siedzi na ojcowiźnie jak sęp czekający na padlinę, ważniejszy teraz niż pierworodny.
Nienawiść. Paląca tak, że oczy mężczyzny z szarych zrobiły się niemal białe. Na mniej niż uderzenie serca.
A gdy już się wyprostował, znów był sobą. Spokojnym, opanowanym potomkiem arystokratycznego rodu, z lekko ironicznym uśmieszkiem przyklejonym do warg.
Tu nie chodzi o nas, zrozumiała jeszcze, tylko o hrabiego. To walka między nimi, ojcem a synem, a Ewens-der-Maleg nie ma nic do barbarzyńskiej księżniczki. Byłby tak samo nieuprzejmy dla każdego gościa, którego hrabia przyjmie w zamku.
– Proszę waszą wysokość o wybaczenie – zaczął z ukłonem. – Miałem na myśli to, że niezależność i swoboda, tak cenione przez wędrujące po stepach ludy, okazały się zgubne w obliczu najazdu wielkiej, zorganizowanej hordy barbarzyńców. Oraz to, że gdyby władza rodu królewskiego, do którego wasza wysokość należy, była silniejsza, nasz wspólny wróg nigdy nie pokonałby Verdanno, którzy słyną ze swej odwagi.
Kailean zauważyła ruch. To kruczowłosa żona hrabiego zabębniła palcami po stole, z wyraźnym znudzeniem wysłuchując przemowy pasierba. Najwyraźniej taka sytuacja nie była tu niczym nowym i pierworodny nieraz sprawdzał cierpliwość ojca.
Ale wybrnął dość zgrabnie.
Daghena pochyliła głowę, przyjmując przeprosiny.
– To brzmi znacznie lepiej. Cieszę się, że rozumiemy się teraz... eee... dokładnie. Dzięki czemu mogę się cieszyć gościnnością tego domu.
Wzięła srebrny szpikulec, nabiła kawałek sera i zanim Kailean zdążyła ją ostrzec, włożyła do ust.
Kozi ser. Wędzony na różne sposoby, czasem o bardzo, ale to bardzo charakterystycznym smaku. Znakomita przekąska, która powodowała, że człowiek nabierał gwałtownej ochoty na coś do jedzenia. Cokolwiek, byle tylko o tym charakterystycznym smaku zapomnieć.
Daghena zachowała się dzielnie. Pogryzła, przełknęła, swobodnym gestem sięgnęła po wino.
– Od czego właściwie zaczęło się to nasze nieporozumienie?
– Zastanawialiśmy się – hrabia nie odrywał wzroku od Ewensa, póki ten z powrotem nie usiadł – co skłoniło Cesarza do wydania rozkazu przeniesienia Verdanno w nasze góry?
Skierował spojrzenie na Daghenę i uśmiechnął się uprzejmie.
– Cesarz nie wydał takiego rozkazu. – „Księżniczka” upiła jeszcze łyk wina, poruszyła kielichem, zapatrzona w taniec karminu na kryształowych ściankach. – Wyraził tylko uprzejmą prośbę, którą starszyzna obozów postanowiła spełnić. Bo, jak zapewne pan wie, hrabio, Verdanno nie otrzymali obywatelstwa Imperium, więc formalne rozkazy nas nie dotyczą.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Niebo ze stali»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niebo ze stali» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Niebo ze stali» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.