Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola
Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chorangiew Michala Archaniola
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Ale pachnie - odezwała się Koszka. Usłyszałem, że przełknęła ślinę.
- Jeszcze chwilkę. - Uśmiechnąłem się, rozbijając kilka jajek.
Do gotowej jajecznicy dodałem skwarki, postawiłem na stole dwa kubki z herbatą i nakroiłem chleba.
- Pycha! - mruknęła z pełnymi ustami. - A teraz powiedz mi, jak mam odpracować gościnę.
- To naprawdę nie jest konieczne.
- Nalegam. - Spojrzała mi prosto w oczy. - Źle bym się czuła, gdybym w żaden sposób ci się nie odwdzięczyła.
- Umiesz gotować? - spytałem.
- Nie - padła zdecydowana odpowiedź. - Chyba że chodzi o podgrzewanie wojskowych racji żywnościowych.
- Matka cię nie nauczyła? - zażartowałem.
Przełknęła w milczeniu kilka kęsów.
- Nie pamiętam matki - odpowiedziała. - Były jakieś ciocie. - Wzruszyła ramionami. - A potem wylądowałam na ulicy.
- Przepraszam, nie…
- To oczywiste, że nie wiedziałeś. - Machnięciem ręki zbyła moje zmieszanie. - Nieważne, było, minęło.
- Jak znalazłaś się w akademii FSB?
- Jest w Rosji taki program, armia zbiera dzieciaki z ulicy.
- Armia?!
Przytaknęła.
- Nasz kraj nie ma tyle pieniędzy na cele socjalne, co Europa Zachodnia. Armia pomaga dzieciom, a przy okazji sobie. Prowadzi szkoły o lekko wojskowym profilu. Na początek nic nadzwyczajnego, ot, wuefista jest weteranem z Afganistanu i poza normalnymi ćwiczeniami może ci pokazać, jak walczyć. Matematyk opowie o szyfrach, informatyk zademonstruje, jak bronić się przed internetowym atakiem. Jeśli chcesz. Przez cały czas trwa dyskretna selekcja, kiedy skończysz szkołę średnią, możesz zrobić, co ci przyjdzie do głowy, także odciąć się od tego wszystkiego. Jednak większość chce zostać razem, w rodzinie. Idą do oddziałów specjalnych, FSB, wywiadu wojskowego, desantu… Są wytrzymali na niewygody, karni i świetnie wyszkoleni. Bo ćwiczyli od dziecka…
- To wygląda jak szkolenie janczarów - zauważyłem.
- W jakimś stopniu tak jest. Jednak…
- Tak?
- Jako dwunastolatka na ulicy byłam nikim. Każdy mógł mnie mieć za parę groszy albo i za darmo, jeśli był silniejszy. Ale najgorsza była samotność, świadomość, że mój los nikogo nie obchodzi. Ci ludzie… z armii, wiem, że wykonywali rozkazy, realizowali plan, jednak jako pierwsi okazali mi przyjaźń. Kiedy odchodziłam z nimi, natknęliśmy się na mojego alfonsa. To był taki napakowany bysior na sterydach, miał nóż. A ja szłam za rękę z chudym, łysym kurduplem. Jego towarzysz zniknął chwilę wcześniej, teraz wiem, że pilnował nam pleców, na wypadek gdyby mój „opiekun” miał kumpli. Dlatego tamten zaatakował, nie bał się jakiegoś chudzielca. W chwilę później leżał na asfalcie w nożem we własnej dupie i połamaną ręką. I wył. Och, jak on cudnie wył… A ja chciałam, żeby łysol mnie polubił, i chciałam umieć się bić. Żeby to osiągnąć, zrobiłabym dosłownie wszystko. Jednak nie musiałam. Ten łysy okazał się ojcem Andrieja, polubił mnie dla mnie samej, a kiedy go poprosiłam, nauczył walczyć.
Milczałem długo, nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Zaszokowałam cię, uraziłam? - spytała spokojnie.
- Nie - mruknąłem. - Nie uraziłaś. Ale może zmieńmy temat?
Posłusznie skinęła głową.
- Więc co mogę dla ciebie zrobić?
- W zasadzie jest coś takiego, lecz to raczej delikatna sprawa… Chciałbym, abyś śledziła pewnego człowieka. Problem polega na tym, że to profesjonalista najwyższej klasy, choć już nieaktywny. O ile mi wiadomo - dodałem po namyśle.
- Chcesz go zabić czy porwać? - Zabłysły jej oczy.
Zaskoczony spojrzałem na Koszkę, myślałem, że żartuje. Nie żartowała.
- Ani jedno, ani drugie - skrzywiłem się z niesmakiem. - To mój wujek. Jest dość skryty, a muszę wiedzieć pewną rzecz.
- To wszystko? - westchnęła z pewnym zawodem.
- Prawie. Możesz mi też posłużyć jako konsultantka.
- W zakresie damskiej bielizny? - rzuciła bezczelnie.
Ostrzegawczo pogroziłem Koszce palcem.
- Nie, z tym już koniec. Chodzi o wybór pierścionka zaręczynowego.
- Czemu nie spytasz szczęśliwej wybranki?
- Bo chcę jej zrobić niespodziankę, no i trochę się boję. Wolę postawić ją przed faktem dokonanym.
- Nie martw się. - Uśmiechnęła się kpiąco. - Jakby poszło nie tak, znajdziemy ci jakąś miłą, ładną i posłuszną Rosjankę.
Burknąłem coś pod nosem. Nie miałem zamiaru przekonywać Koszki, że znalazłem już miłą i ładną Rosjankę. Tylko z tym posłuszeństwem bywało różnie…
* * *
Paczka była średniej wielkości, jakieś czterdzieści na czterdzieści centymetrów. Stemple pocztowe i nazwisko nadawcy potwierdzały, że przyszła z Rosji. Gilbert popatrywał na nią z lekkim niepokojem.
- Ciężka jak cholera - powiedział. - Kojarzysz nadawcę? Bo ja nie znam żadnego Derbulina.
- Major Nikołaj Piotrowicz Derbulin z rosyjskiego Specnazu. Znam - potwierdziłem.
- Nie wybuchnie? - spytał. - I dlaczego przysłali to do mnie?
- To pewnie taki dowcip - stwierdziłem. - Wiesz, w stylu: „Znamy cię i wiemy, gdzie mieszkasz”.
- „Udusimy twojego psa, kotka i złotą rybkę, a ciebie wysadzimy w powietrze”? - wzdrygnął się Gilbert. - Może oni się dowiedzieli, że jestem za wolną Czeczenia?
- Ja też jestem za wolną Czeczenia - mruknąłem, przecinając papier. - Mimo wszystko…
- To może chcą wysadzić nas obu? I czemu „mimo wszystko”?
Sięgnąłem w głąb paczki, rozwinąłem otuloną jak mumia egipska butelkę, potem następne. Ustawiłem je w rządku na stole. W sumie Derbulin przysłał mi sześć litrów.
- No, wreszcie! - zawołałem.
- Co wreszcie?
- Mamy materia prima. Powinno wystarczyć i dla ciebie, i na wódkę.
- Jesteś pewien? Może ktoś ich oszukał?
Popatrzyłem na Gilberta z politowaniem.
- Ty byś ich oszukał?
Gilbert przełknął z trudem ślinę.
- Raczej nie - wymamrotał.
- Ile ci potrzeba?
- Jeśli to prawdziwa materia prima, wystarczy mi pół litra i jeszcze zostanie, resztę możesz dać temu wieśniakowi.
Kwaśna mina mojego przyjaciela świadczyła wyraźnie, co myśli na temat wykorzystywania zasad alchemii w tak prozaicznych kwestiach, jak produkcja alkoholu. Ja się tym nie przejmowałem, zamierzałem za to dopilnować, żeby wódka została wytworzona jak najszybciej i z zachowaniem wszelkich zasad królewskiej sztuki. Podejrzewałem, że produkt końcowy będzie miał duży zbyt… Nie miałem też zamiaru tłumaczyć Rosjanom, iż nieco się pomylili, myśląc, że to Gilbert wytwarza wódkę, lepiej, aby nie wiedzieli nic o preparacie długowieczności. Historia medycyny dowodziła, że w obliczu spełnienia jednego z największych marzeń ludzkości niektórzy zaczynali się… gorączkować.
- Co z tą Czeczenia? - przypomniał mi Gilbert.
Machnąłem ze złością ręką. Nie chciało mi się wyjaśniać, że wśród czeczeńskich dowódców nie ma jedności, że nie wszyscy z nich walczą dla kraju, że na terenie Czeczenii działa zarówno rosyjska, jak i czeczeńska mafia, a swoją grę prowadzą też rosyjskie służby specjalne. Odzyskanie niepodległości było ideą kruchą niczym szklany zamek. Wątpiłem, aby wytrzymała ona konfrontację z rzeczywistością.
- Jestem „za” - powiedziałem - ale widzę też wiele problemów, jakie są z tym związane. Pierwszy z brzegu to Czeczeni, którzy współpracują z Rosjanami, ludzie Kadyrowa. Część mieszkańców Czeczenii popiera go z mniejszym lub większym entuzjazmem, choćby dlatego, że widzi w nim szanse na normalizację sytuacji. Część nienawidzi go za to, że w drugiej wojnie czeczeńskiej stanął po stronie Rosjan, oraz za styl sprawowania rządów. Podobno Czeczeni boją się oddziałów Kadyrowa bardziej niż rosyjskich żołnierzy… Jak myślisz, co by się stało, gdyby ktoś machnął czarodziejską różdżką i nagle Czeczenia odzyskała niepodległość? Czy nie nastąpiłaby krwawa runda rozliczeń i porachunków? Czy z Czeczenii wycofałaby się mafia? Zaprzestała przerzutu narkotyków? Czy rosyjskie służby specjalne zrezygnowałyby z kontroli tego terenu? Dowódcy polowi przestali się kłócić, nie walczyliby o władzę?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.