Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola
Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chorangiew Michala Archaniola
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Tak? - rzuciłem ostro w słuchawkę.
- Witaj, polski szpiegu - usłyszałem radosny, dziewczęcy szczebiot. - Kopę lat…
- Dzwonię do ciebie od tygodnia - warknąłem.
- Przepraszam - powiedziała bez cienia skruchy. - Siedzieliśmy na pustyni Gobi, wiesz, sztuka przeżycia i te sprawy. Zabrali nam komórki.
- Przez tydzień?
- Półtora - odparła ponuro. - Nie mogę już patrzeć na wojskowe racje żywnościowe.
- No to jednak nie jesteś kryptologiem…
- Co?
- Zastanawiałem się, w jakiej grupie się uczysz, no wiesz, czy będziesz agentem operacyjnym, czy dostaniesz robotę za biurkiem? No to teraz już wiem.
- Pokazuję ci język - poinformowała mnie po chwili. - Cwaniaczek jeden…
- Dobra, dosyć żartów, co z tym antykwariuszem? Bo on mi w liście wspominał…
- W liście?!
- Nieważne - westchnąłem ze zniecierpliwieniem. - Może nie jest zupełnie normalny, ale świetnie zna się na ikonach. No dalej, co się stało?
- Wpadł na jakąś swołocz - odpowiedziała niechętnie. - Jacyś narodowcy czy coś… Wiesz, skrajna prawica. Chcieli go pobić i tyle.
- W związku z tą ikoną, której szukał?
- Skąd! Po prostu wlazł im pod rękę.
- No i jak to się skończyło?
- Normalnie, dostali lanie. Znaczy, ci chuligani.
- Od niego?! Przecież to ciapciuś…
- Od nas, głupku. Byłam tam z Andriejem. Wiesz, że poszły mi spodnie? - odezwała się ożywionym tonem. - Kopnęłam w szczękę takiego drągala, z metr dziewięćdziesiąt, no i szew nie wytrzymał.
- Lepiej nie rozwijaj tego tematu - zaproponowałem zimno. - O tych spodniach. Nie mam zamiaru ubierać rosyjskiej agentury. I kim jest Andriej?
Przez pół minuty trwała w obrażonym milczeniu.
- Mój chłopak - powiedziała wreszcie. - I w związku z tym mam prośbę…
- Tak?
- On do was jedzie na dniach… Szykuje się jakaś wspólna akcja antynarkotykowa przeciwko rosyjskiej mafii.
Głos mojej rozmówczyni się zmienił, drżał niepewnie.
- Chciałabym być blisko niego, bo akcja potrwa kilka tygodni. Po tej pustyni dostanę bez problemu urlop na miesiąc, ale nie mam forsy. To znaczy mam, ale tylko na przejazd. Mogłabym zatrzymać się u ciebie? Odpracuję to, albo coś… - zawiesiła głos. - Oczywiście bez podtekstów - dodała.
Teraz ja milczałem. Nie miałem nic przeciwko przyjazdowi Koszki, jednak jakby na to nie patrzeć, szkoliła się na szpiega, a interesy Polski i Rosji okazywały się w wielu kwestiach rozbieżne. Niewątpliwie była sympatyczną dziewczyną, lecz istniała też możliwość, że jej przyjazd miał podłoże nie tyle romantyczne, co służbowe… Z drugiej strony, uratowała skórę mojemu antykwariuszowi, to nie ulegało wątpliwości.
- Podaj mi imię, nazwisko, datę urodzenia - zażądałem.
- Chcesz mnie sprawdzić?
- Owszem - przyznałem bez ogródek. - A jeśli okaże się, że korzystasz tylko z pretekstu…
- Rozumiem - weszła mi w słowo. - Nie ma sprawy - wyrecytowała pospiesznie dane personalne. - To mogę mieszkać u ciebie?
- Tak. Ale ten twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko?
- Nie, on nic o tym nie wie - zachichotała. - Pamiętaj, obiecałeś. Pa!
- Chwileczkę… - zacząłem. - Koszka! Koszka!!! - ryknąłem wściekle.
Odpowiedziała mi cisza. Wyglądało na to, że dziewczyna załatwiła, co chciała, i ponownie stała się nieuchwytna. Westchnąłem - zapowiadał się ciekawy miesiąc. W głębi ducha miałem tylko nadzieję, że ów Andriej ma zwyczaj zastanawiać się, a potem dopiero sięgać po broń. Jednak nie była to wielka nadzieja… Mniej martwiłem się Anną, podejrzewałem, że owa operacja antymafijna nie jest dla niej żadną tajemnicą i w związku z tym nie będę musiał długo jej tłumaczyć, z jakiego powodu w moim mieszkaniu znalazła się kolejna kobieta. Chyba że moja wybranka w końcu straci cierpliwość…
* * *
Jechałem niespiesznie, myśląc o Gilbercie, wiozłem mu prezent, choć wcale nie byłem pewien, czy się ucieszy. Miałem tylko nadzieję, że to, co zrobiłem, nie zniszczy naszej przyjaźni. Z drugiej strony, nie mogłem się powstrzymać od wyrównania pewnych rachunków. W zielonej kartonowej teczce wiozłem wyrok sądowy i wycinki z lokalnych gazet. Chodziło oczywiście o moje przedsiębiorcze studentki… To Gilbert był nauczycielem, którego kilka lat temu wyrzucono ze szkoły, kiedy dwie uczennice oskarżyły go o molestowanie. Wykonały dokładnie ten sam numer, którego spróbowały ze mną, tyle że ja nie byłem bezbronny tak jak mój przyjaciel. Gilbert wierzył w ludzką dobroć, ja - nie za bardzo. Cała sprawa wyszła mu w pewnym sensie na dobre, bo zmienił parszywą posadkę na dużo bardziej dochodowy interes handlarza starodrukami. Wykorzystawszy swoje arystokratyczne koneksje, szybko stał się niemal monopolistą w tej branży, przynajmniej jeśli chodziło o naprawdę rzadkie, no i drogie dzieła. Jednak wiedziałem, że gryzła go jawna niesprawiedliwość tego, co mu się przytrafiło. Nie przeprowadzono żadnego poważnego śledztwa, zlekceważono opinie innych nauczycieli i jego słowo, relegowano Gilberta pospiesznie, ukradkiem, po złodziejsku. Nie dając żadnej możliwości obrony. Wśród wiezionych przeze mnie wycinków był wywiad z dyrektorem szkoły Gilberta. Reporter, który go przeprowadził, był moim znajomym, podrzuciłem mu temat, a on skwapliwie wykorzystał okazję. Z wywiadu przebijała pogarda do przełożonego, który tak obawiał się o swoją skórę, że wolał wyrzucić niewinnego człowieka, niż podjąć wyzwanie rzucone przez nieuczciwe uczennice. Dostało się też kilku oficjelom z miejscowego kuratorium. Jednym słowem - pełna rehabilitacja, tyle że poniewczasie.
Zatrzymałem samochód przed domem Gilberta. Gospodarz czekał już na mnie, przywitaliśmy się uściskiem dłoni.
- Nie wiem, po cholerę przyjeżdżasz spijać moje piwo, skoro nie przywiozłeś mi materia prima.
Wiedziałem, że to tylko żart, lecz nie miałem ochoty przerzucać się dowcipami. Machnąłem niechętnie ręką i bez słowa ruszyłem na poddasze. Atmosfera laboratorium mnie uspokajała.
- Co się stało? - Zmarszczył brwi. - Nie wyglądasz za dobrze.
Rzuciłem teczkę na stół i nakazałem gestem, aby ją otworzył. Sam stanąłem przy regale z książkami. Stałem tak kilkanaście minut, nie odważyłem się odwrócić, za plecami słyszałem tylko szelest papieru.
- Może usiądź, bo stoisz jak słup, a to mnie rozprasza - odezwał się wreszcie szorstko.
Usiadłem. Gilbert bębnił nerwowo palcami po stole.
- Od początku to zaplanowałeś? - Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem.
- Skojarzyłem nazwiska dopiero wtedy, kiedy zaczęły mi sugerować, że źle na tym wyjdę, jeśli im nie dam zaliczenia.
- Z jednej strony się cieszę - wymruczał. - Z drugiej, może trochę za ostro z nimi postąpiłeś. Mnie wystarczyłyby przeprosiny…
- A mnie nie - odpowiedziałem zimno. - Jakbyś nie zauważył, to ja byłem teraz ich głównym celem. Nie szukam guza, można nawet powiedzieć, że unikam walki, jestem za leniwy, aby mnie to bawiło, ale jak już do niej dojdzie, to nie uciekam i nie negocjuję.
- No dobrze, mniejsza z tym - wymamrotał. - Dziękuję… Wiesz - ożywił się - chyba coś drgnęło w sprawie tego preparatu. Całkiem możliwe, że dostanę w końcu tę materia prima. Jeden z moich znajomych ma chyba trochę w zapasie, powinno wystarczyć na dwie porcje.
- To świetnie - odetchnąłem z ulgą. - Wolałbym raczej nie przechodzić tego syndromu abstynenckiego.
- Tylko szkoda, że nie możemy sprawdzić, jak druga porcja wpłynie na blizny…
- Nie rozumiem?
- No, tamte ci zniknęły, a ja nie miałem żadnych i nie mam.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.